Legenda o świętym Krzysztoforze, legendy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Legenda o świętym KrzysztoforzeKrzysztofor – to imię można jeszcze usłyszeć w dawnej stolicy Polski – Krakowie, o Krzysztoforze niegdyś było o wiele głośniej niż dzisiaj, imię jednak przetrwało – „Krzysztofory” – tak nazywa się pałac przy Rynku Głównym w Krakowie, figury świętego można jeszcze spotkać w różnych miejscach Małopolski. Czy święty Krzysztofor to rzeczywiście ten, o którym opowiada stara, średniowieczna legenda?Krzysztofor, czyli „piastun Chrystusa”, nie zawsze takie nosił imię – w swojej młodości zwany był Oferuszem. Kiedy żył? W zamierzchłych czasach, kiedy nie wszyscy mieszkańcy terenów, które dziś należą do państwa polskiego, wyznawali wiarę w Chrystusa. Oferusz był jednym z tych, którzy Chrystusa jeszcze nie znali. Sam słynął natomiast w całej okolicy, bliższej i dalszej, a co było powodem jego sławy? Niezwykła wielkość – Oferusz był olbrzymem, przewyższał wielokrotnie innych ludzi, jego ręce i nogi były wielkie, niemal jak konary rozłożystych drzew, a głowę trudno było zobaczyć, tak wysoko się znajdowała.Oferusz mimo swej wielkiej postury nigdy nikomu krzywdy nie uczynił, był ostrożny, przyjacielski i przez wielu lubiany, mógł dzięki swojej sile być pomocny i wielu z ochotą w codziennych pracach pomagał, miał jednak ambicje – chciał służyć wielkiemu panu, którego wszyscy by się bali. To byłby ktoś godzien siły Oferusza. Był jednak Oferusz dobrym synem i bratem. Ludzie opowiadali, że wyprawił siostrze wesele, które odbyło się w jego własnej… rękawicy. Tak był olbrzymi, że w jego rękawicy goście mogli się czuć jak w wielkim namiocie!Matka olbrzyma pewnego razu zachorowała, siły opuszczały ją coraz wyraźniej, na nic zdała się oferuszowa czuła opieka nad nią, matka wkrótce zmarła, zrozpaczony syn zapłakał głośno nad nią i nad swoim losem bez niej, najukochańszej osoby, jaką miał, płakał tak długo i tak mocno, że w miejscu, z którego wybrał ziemię na grób matki powstało morze, dlatego, jak mówią niektórzy, woda morska jest słona po dziś dzień, a woda ta to wypłakane wieki temu łzy Oferusza.Oferusz został sam – nie wiedział co dalej robić, postanowił więc ruszyć w świat i spełnić swoje marzenie o służbie dla pana słynnego ze swojej siły, którego wszyscy by się bali ze względu na jego wielkość.Pewnego dnia, podczas wędrówki, która trwała już wiele dni, Oferusz usłyszał o wielkim królu, znanym ze swojej siły i wielkiego bogactwa. Został przyjęty i stał się wiernym sługą wielkiego króla i jego najbliższym powiernikiem, dobrze było Oferuszowi na dworze królewskim, chciał już tu pozostać, ale los miał inne plany wobec niego. Pewnego dnia jeden z służących wypowiedział kłócąc się z kimś imię diabła. Zatrwożony król pobożnie przeżegnał się znakiem krzyża – Oferusz, wówczas jeszcze poganian, nie wiedział co ów znak może znaczyć i dlaczego król wykonuje nieznany mu gest, a w oczach królewskich zauważył cień strachu, spytał zatem swojego pana czego się przestraszył. Król odpowiedział, że diabła. Oferusz zrozumiał wtedy, że jego służba na dworze królewskim dobiega końca – król boi się jednak kogoś, a więc nie jest najmocniejszym panem, któremu on chciałby służyć, poszedł więc szukać mocniejszego od króla.Nie upłynęło wiele czasu, a na polanie pośród leśnych ostępów nasz olbrzym zauważył orszak rycerzy – dziwny był to orszak, wszyscy na czarnych koniach, w czarnych szatach, z rogami na głowach, z ogonami, szpetni byli tak, że Oferusz nie chciał nawet w ich kierunku spoglądać, zainteresował się jednak najczarniejszym pośród nich, który był ich przywódcą, podczas gdy inni dookoła niego jeździli na koniach, on siedział na tronie, który jak się wydawało Oferuszowi, był zrobiony z kości ludzkich, które złowieszczo świeciły białym światłem pośród czarnych postaci.Pomyślał Oferusz, że to musi być ów diabeł, którego bał się król. Wyszedł z zarośli i podszedł do czarnych rycerzy, dowódca musiał wiedzieć kim jest Oferusz, bo spytał go po imieniu – czego szuka. Oferusz odpowiedział – „szukam diabła”… i tak właśnie diabła odnalazł, chciał mu służyć, skoro jego imienia bali się wszyscy, nawet potężny król. Włóczył się więc Oferusz z czarcim orszakiem po pobliskich miasteczkach, wsiach i lasach, aż razu pewnego diabły widać czymś przestraszone, zaczęły cofać się i uciekać, było to na skrzyżowaniu dróg, gdzie stała przydrożna kapliczka z rzeźbą płaczącego Chrystusa. Oferusz spytał czarta dlaczego ucieka, a ten odpowiedział mu, że boi się Chrystusa… Oferusz w dalszą drogę z diabłami już nie ruszył, szukał nowego pana – Chrystusa, nie znał go i nie wiedział, jaka droga może go do niego doprowadzić.Pewnego dnia spotkał biednego pustelnika, spytał go – czy zna Chrystusa, stary człowiek przytaknął i stwierdził, że zna Chrystusa, ale próżno go szukać w jednym miejscu, bo jest on wszędzie. Nie pojął tego Oferusz, ale przyjął radę starca i tak jak mu ten powiedział, zaczął pracować – a praca jego polegała na przenoszeniu przez wielką, rwącą rzekę pielgrzymów, którzy szli do miejsca świętego, a rzeka nie pozwalała im tam dojść.Nie była to dla Oferusza ciężka praca, a cieszyło go to, że wielu ludziom mógł pomóc, a oni mają dla niego wiele dobrych słów i życzeń i błogosławią mu w imię Chrystusa, którego jak dotąd ani nie poznał, ani nie wiedział jak wygląda. Myślał Oferusz – skoro Chrystus jest wszędzie, może go spotkać w każdym miejscu i o każdym czasie, był więc czujny, ale Chrystusa do tej pory nie odnalazł na swojej drodze, nie spodziewał się, że objawi mu się w postaci malutkiego dziecka, które zaczęło wołać do niego we śnie – Oferusz wyraźnie słyszał nawoływanie i swoje imię, poszedł w kierunku rzecznej przeprawy i znalazł tam dziecko, gdy wziął je na barki, aby je przez wodne odmęty przenieść, poczuł wielki ciężar, spytał dzieciątko dlaczego jest takie ciężkie, że wydaje mu się jakby cały świat z nim dźwigał – nie pomylił się, dźwigał, bowiem tego, który świat ten stworzył… i tak Oferusz poznał Chrystusa, a ten nadał mu imię Krzysztofor – czyli „piastun Chrystusa”…
[ Pobierz całość w formacie PDF ]