Lekcja 1,

 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Szanowny czytelniku! Proszę Cię, abyś podczas czytania nie zwracał

uwagi na błędy ortograficzne( Jeśli takowe są).
Miłej lektury ;)

 

Historia, która wydarzyła się naprawdę…

 

 

~LEKCJA 1~

 

 

-Dziecko, słyszysz mnie? Chłopcze, Dobrze się czujesz?

-Ja… gdzie ja…

-Spokojnie, tylko spokojne. Jesteś w szkole, w gabinecie pielęgniarki. Zasłabłeś.
-Ja? Za… słabłem?

-Yhm, ano zasłabłeś, ale już jest dobrze- odzyskujesz przytomność. Koledzy…
 


…  … … … …

 


  -Ostolski, co teraz za lekcja?
  -Moment, sprawdzę… jest! Geografia pod 119.
  -Okej. Trzeba iść.
Ruszyliśmy korytarzem pełni optymizmu mając w pamięci lekcje, które odbywały się w gimnazjum. To były czasy; siadałeś w ławce wypompowany po całym dniu (Tak się składało, że geografia była ostatnia w planie), żeby poudawać, że słuchasz przez 10 minut bezsensownego bełkotu, jaki wydobywał się z otworu, który większości ludzi posłużyłby za odbyt. Stary widząc, że i tak go nikt nie słucha, przerywa swój zaawansowany monolog i oświadcza, że do końca lekcji masz wolne i możesz robić co chcesz… a i ta bezcenna uwaga: ”Byle nie za głośno”. Nic dziwnego, że wszyscy liczyliśmy na powtórkę z rozrywki… ale byliśmy głupi. Przechodząc klasą pomiędzy innymi ze starszych roczników rzucało się w oczy (co dziwne!), że większość z mijanych przez nas osób widząc, która sala została obrana za nasz cel, zaczynała się żegnać i wykonywać gesty odpędzające zło. Wśród nich byli też tacy, którzy widząc nasze rozradowane i uśmiechnięte twarze, opuszczali głowy lub odwracali się do nas plecami mrucząc coś pod nosem. Widocznie zauważyłem to tylko ja, gdyż reszta klasy nadal zachowywała się tak jakby łykali pigułki szczęścia. Ale nie to było dziwne. Obok każdej klasy stali ludzie rozmawiając ze sobą i śmiejąc się, natomiast wokół sali o numerze 119 nie było nikogo, a każdy kto przechodził tamtędy omijał ją jak najdalszym łukiem. Mój niepokój rósł, w miarę jak staliśmy pod klasą czekając na dzwonek obwieszczający koniec długiej przerwy. Kiedy w końcu ta chwila nadeszła poczułem, że trzęsą mi się ręce, oddech mam przyśpieszony, a po plecach cieknie mi stróżka zimnego potu.
  - Paser? Ok? Wyglądasz jakbyś miał za chwilę odlecieć.
  -Ok. Po prostu… zamyśliłem się.
  -Co jest?

  -Chyba nic, ale mam dziwne przeczucie, że wydarzy się coś złego.
  -Co Ty gadasz. Co niby miałoby się wydarzyć?

  -Nie wiem… może to tylko moja wyobraźnia.
  -To lepiej żeby się wyłączyła do czasu, aż wrócisz do domu. Nie chcę wysłuchiwać Twoich chorych fantazji. O! Patrz! Drzwi się otwierają - wchodzimy.
Zawiła przemowa, jakiej udzielił mi Michał na temat moich ‘chorych fantazji’ uspokoiła mnie na tyle, że ręce przestały się trząść, a serce wolniej bić. Kiedy wspólnie zaczęliśmy wchodzić do klasy widok, jaki się przed nami roztoczył spowodował, że wydaliśmy z siebie stłumiony okrzyk, a czas się na chwilę dla nas zatrzymał. To było jak z horroru...

              Ściany pokryte białą, kwadratową kafelką nadawały pomieszczeniu wygląd rzeźnickiej ubojnie albo prosektorium. Mapy, porozwieszane po całej sali powodowały, że czułeś się osaczony z każdej strony i pozbawiony jakiejkolwiek drogi odwrotu. Kiedy nasze oczy zapoznały się już z ogólnym wystrojem tego… lochu, tak lochu- to słowo najbardziej oddaje klimat tego pomieszczenia, zwróciliśmy nasze niepewne i wystraszone spojrzenia w kierunku biurka… i wtedy się zaczęło. Stare, podniszczone, brudne bambosze założone na powykręcane w nienaturalny sposób stopy. Dziurawe, miejscami pocerowane rajtuzy naciągnięte na niezgrabne giczoły przysłonięte staromodną, wymiętoloną i poplamioną, obrzydliwą spódnicą. Sweter z golfem w kolorze zgniłej tęczy z długimi, rozciągniętymi rękawami zakrywał górną część odwłoku. Ale najgorsze było dopiero przed nami. Blada, pomarszczona skóra wydawała się miejscami naciągnięta na czaszkę do tego stopnia, że najmniejsze dotknięcie spowodowałoby jej natychmiastowe pęknięcie, a miejscami było tego aż za dużo; zwisała bezwładnie i przy każdym ruchu dyndała w tę i z powrotem. Cienkie, będące w nieładzie, czarne włosy przypominały sępie gniazdo. Usta, wykrzywione jak się później okazało w wiecznym grymasie nie wyrażały nic, po za wrodzoną niechęcią do gatunku ludzkiego. Wbite głęboko w czaszkę oczy, zdawały się zanikać pod fałdami skóry opadającej z czoła. Świdrowała nas, każdego z osobna tym swoim podstępnym, wygłodniałym spojrzeniem, odczuwając dziką satysfakcję widząc nasze zbite w grupkę, wystraszone oblicza.

Nie odezwała się. Popatrzyła na nas jeszcze chwilę, po czym odwróciła się i zajęła swoją robotą. Niektórzy z nas najwidoczniej chcieli ruszyć, ale widać było, że strach sparaliżował im wszystkie członki. Po kilku minutach w końcu to zrobiła. Na dźwięk jej głosu, o ile można by to było nazwać głosem ludzie stojący w pierwszym rzędzie cofnęli się o dwa kroki w tył.

  -Czy kla-sa ma za-miar wcho-dzić. czy nie? Bo ja czegoś tu nie rozumiem, prosz.
              Stojąca przede mną dziewczyna odczekała jeszcze kilka uderzeń serca, po czym wzięła głęboki oddech i ruszyła przed siebie niepewnym krokiem, rozglądając się za odpowiednim miejscem dla siebie. Wiedziałem już, co muszę zrobić. Zebrałem w sobie całą odwagę i ruszyłem za nią. Dobrze zrobiłem. Jeśli odczekałbym jeszcze kilka sekund ludzie zajęliby wszystkie ławki z tyłu, a tak byłem pierwszy i to mi przypadł zaszczyt wybierania miejsca. Ale niestety. Rączka od plecaka owinęła się wokół klamki, co spowodowało, że zanim ją odplątałem wszystkie miejsca były już zajęte. Przyszło mi usiąść… w pierwszej ławce. Nadal siedziała, przyglądając się nam znowu tym samym psychopatycznym spojrzeniem co poprzednio.

  -Czy ja mam w tym momencie wpisać całej kla-sie ssspóźnienie? Słucham. Prosz.
Milczenie. Przejmująca cisza nasilająca się z każdą sekundą, z każdym oddechem, z każdym uderzeniem serca.
  -Ja zapisuję w tymmm momencie uwagę z treścią, że klasa sspóźniła się na lekcję nie podając konkretnego powodu spóźnienia.
Mówiąc to otworzyła dziennik i cały czas się na nas gapiąc, zaczęła gryzmolić w nim jakieś swoje Hieroglify. No właśnie. Ile ona może mieć lat…? Czy pamięta wojnę światową?, Rozbiory?, Podboje Aleksandra Wielkiego…? Starożytną Spartę, Ateny, Niewolę Babilońską? Czy Możliwe, że wraz z Mojżeszem i Izraelitami przekraczała Morze Czerwone?! Tego nie wie nikt…

              Kiedy skończyła już pisać, że ją swędzi i musi się podrapać, odezwała się znowu:

  -Klimat świata. prrrosz omówić. Numer 15. Prosz.
  -…
  -Numer 15 jeeest w tej klasie? Mi się wydaję… że jest. O ile mi wwiiadomo, klasa liczy sobie, czego sięee nie dowiedziałam od dyżurnego, za co zresztą otrzymał odpowiedni wpis do dziennika, że klasa liczy sobie 25 uczniów, a dzisiaj widzę, że jest pełna frekwencja, więc zobaczę wrrreszcie numer 15… Paserski Jakub. Prrosz.
Nie… To niemożliwe. Nie ja…! Nie, nie, nie!!! Wszyscy tylko nie ja! Dlaczego… Dlaczego akurat mnie wybrała sobie na danie główne!... Muszę coś zrobić. Wstać? Tak wstać! Ale jak?!... Nogi mam jak z waty, a od samego patrzenia na nią chce się rzygać. Ja mam z nią jeszcze rozmawiać?!... Ratuuunku.

  - No widzę, że jeśli nie ma w tej klasie…

  - Jestem! – Nie wiem dlaczego to zrobiłem. Zerwałem się z miejsca, jakby mi kto kij w tyłek wpychał.

  - A więc prrrosz. – trzęsąc się, zacząłem wychodzić z ławki. - Z zeszytem… Prosz mi powiedzieć… Czy Ty jesteś uczniem tej ssszkoły czy nie? Bo ja tu czegoś nie widzę.

O co może tej starej raszpli chodzić? Czego ona chce? Patrzy na mnie tym swoim wzrokiem, od którego gnije kapusta w piwnicy i czeka na nie wiadomo co? Czy… czy ona chce mnie zjeść?
  - Czy jest w tej klasie przewodniczący? Prosz.

  - T… tt…tutaj pani profesor. – Tak. Ostolski. Ale to nie był ten sam roześmiany, wesoły, wysoki blondas, który uspokajał mnie w czasie przerwy. Ooo nieee. Cała jego radość i optymizm prysły niczym bańka mydlana. Teraz stał tam, przygarbiony i roztrzęsiony, z twarzą, z której odeszła cała krew. Z jego oczu można było wyczytać jedno. Strach. Pierwotny strach. Głęboko zakorzeniony w genach strach nabyty przez naszych przodków. Strach, który odczuwa ofiara, kiedy zostaje dostrzeżona przez drapieżnika i nie ma się gdzie ukryć.
  - Prosz powiedzieć kooledze czego mu brakuje, bo kolega najwidoczniej nie wie. Prosz.

  - Wy… wydaje mi się... – widać było, że się głęboko namyśla. Biedny facet. - … że Kuba zapomniał… no, ten tego… identyfikatora.
Że co?! Przecież mam go na… sobie… To nie możliwe! Przecież miałem go przed wejściem do klasy! Gdzie on jest? Gdzie. On. Jest!

  - Właśnie. Kolega nie ma identy-fikatora. A w rregulaminie wy-raź-nie jessst napisane… Możesz już usiąść. – Zwróciła się do Marka. Osunął się po ścianie na krzesło z widocznym oddechem ulgi. - … napisane, że w przypadku, gdy uczeń zaapomni identyfikatora, ma on obowiązek poinformowania nauczyciela, który odnotowuje tenże fakt w dzienniku. Prosz. A więc usłyszę powód, który byłby wyyystarczający aby nie wpisywać tego fffaktu do dziennika? Chyba nie. Prosz. Klimat świata. Prosz.

Boże! Co ona… Najświętsza Panienko!? To jest obrzydliwe!

Kiedy wreszcie skończyła do mnie mówić wsadziła rękę do rękawa, po czym zaczęła w nim szukać… czego… nowej twarzy? Coś znalazła… czy to… chusteczka? Tak. Zaraz, czy ona chce… nie… zrobiła to. Patrząc na mnie podniosła wyblakłą chusteczkę, przyłożyła do rury wydechowej, bo inaczej nie można nazwać tego co powinna mieć w miejscu nosa i dmuchnęła smarami prosto we mnie z siłą porównywalną do Katriny.

              Wiedziała, że nic nie wiem. Było to widać w jej oczach; blask tryumfu, kiedy pająk wbija kły w bezbronne ciało swojej ofiary. Mijały sekundy, minuty- myślałem, że oszaleję; stałem sam na środku klasy, sparaliżowany strachem, niezdolny do wykrzesania z siebie jakiejkolwiek sensownej myśli, a co dopiero słowa.

  - Widzę, że nie doczekam się odpowiedzi? Słucham? Prosz. Więc prrosz sobie usiąść. To prrrosz sobie usiąść.
              Poczułem się tak, jak żuczek gnojarz, który w końcu odstawia tę wielką kulę gówna, żeby sobie odpocząć. Ugięły się pode mną nogi, a potem już była tylko ciemność…

 

… … … … …

 

-Yhm, ano zasłabłeś, ale już jest dobrze- odzyskujesz przytomność. Koledzy powiedzieli, że podczas lekcji osunąłeś się na podłogę i zemdlałeś… poczekaj ktoś puka do drzwi.

- Tak wybudza się… nie, wszystko w porządku. Widocznie nie zjadł śniadania… Zobaczyć? Oczywiście. Nie mam zastrzeżeń.
- Ja tu tylko naaa chwilę. Prosz.

- … …

- Chłopcze? Nic Ci nie jest? Jak on się nazywa?

- Nie wiem. Nie miał identyyyfiaktora. Prosz.

- … IDENTYFIKATOR!!!

 

 

KONIEC ;)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leborskikf.pev.pl
  •