Legenda o bezbożnym dziedzicu z Czerwonej Wsi, legendy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Legenda o bezbożnym dziedzicu z Czerwonej WsiJeli odwiedzisz kiedy Czerwonš Wie dzi znany rezerwat przyrody, zwróć uwagę na rozcišgajšce się zewszšd lasy, bagna i przypomnij sobie opowieć o bezbożnym dziedzicu i nękanych przez niego tutejszych włocianach Ciężkie mieli z nim życie. Pan na tutejszych włociach słynšł na całš okolicę ze swojego hulaszczego trybu życia, z bezbożnych praktyk, z nękania chłopów, nieliczenia się z niczym, ani nikim. Powiadano, że pan Chłapowski, bo tak miał się nazywać, nie boi się nawet Boga. Rzeczywicie nie szanował dnia więtego, niedzielnego, nie tylko sam jak Bóg przykazał w niedziele nie oddawał się wypoczynkowi, ale co gorsza, zmuszał do wysiłku również innych ludzi, a było ich niemało, czasem i cała wie musiała się stawić do zamku na wezwanie złego pana, wiedzieli już wtedy wszyscy, że niedziela będzie bardzo pracowitym dniem z samego rana Chłapowski udawał się bowiem w okoliczne lasy, gdzie oddawał się swojej pasji polowaniu.Chłopi burzyli się przeciwko tym praktykom, nie chcieli grzeszyć i nie szanować dnia więtego, ale nie mieli wyjcia musieli słuchać rozkazów pana, gdyby znaleli się u niego w niełasce marny byłby ich los. Chłapowski mógł pozbawić ich wszystkiego z czego wtedy mieliby wykarmić swoje rodziny? Posłuszni włocianie co niedziela ruszali więc z panem na łowy. Chłapowski na koniu, nie zwracajšc uwagi na nikogo, póniej przedzierał się sam między kniejami, a chłopi musieli napędzać zwierzynę pod pański pistolet i strzelby. Zły to był człowiek, który nawet w niedziele, a może szczególnie w te więte dni z takš pasjš oddawał się mylistwu i nawet lenej zwierzynie nie dawał w niedziele wytchnienia. Cieszyły go niezmiernie te niedzielne wyprawy, być może jeszcze bardziej niż inne, w niedziele mógł bowiem pokazać jak jest wielki, jak wszyscy muszš się go słuchać i niemal żyć dla niego.Utrudzeni całotygodniowš, żmudnš pracš chłopi nawet w niedziele nie mogli pobawić się z dziećmi, zjeć spokojnie wištecznego obiadu, odwiedzić starych rodziców, niektórzy nie zdšżyli nawet zawitać na niedzielnš Mszę więtš.Martwiło to coraz bardziej tutejszego proboszcza. Z coraz większym zaniepokojeniem patrzał na to co bezbożny Chłapowski wyczynia, do grzechu również innych wodzšc, wiedział proboszcz, że chłopi nie sš tu niczemu winni, ale też nie miał już niemal kogo napominać podczas niedzielnych kazań, kociół coraz bardziej pustoszał, na msze przychodzili starcy i dzieci, a młodych mężczyzn w ogóle już w wištyni nie widział, wiedział ksišdz, że Bogu nie może się to podobać, postanowił więc z Jego imieniem na ustach wybrać się do zamku Chłapowskiego, który górował nad Czerwonš Wsiš. Dobry ten pasterz wybrał się w drogę na zamek, zastał dziedzica, który choć nie miał na to wielkiej ochoty przystał na odwiedziny księdza. Niechętnie słuchał tego co miał mu duchowny do powiedzenia, a napominał go w mocnych słowach, przypominał, że dnia więtego nie więci, że jednego z dziesięciu przykazań nie przestrzega, że winien jest cudzych grzechów, chłopstwo okoliczne do polowań niedzielnych zmuszajšc. Na nic się zdały księże ostrzeżenia, nawoływania Chłapowski serdecznie się z nich umiał, nie wzišł też na serio przestróg kapłana, który stwierdził, że takie zachowanie przyniesie szlachcicowi niechybnš zgubę. Komu? Mnie pomylał Chłapowski i zaczšł się głono miać, do rozpuku, tak głono, że wychodzšcy proboszcz mógł ten jego szyderczy miech jeszcze usłyszeć, gdy smutny opuszczał zamek i schodził do wsiNie miał dla chłopów dobrych wieci. Następnej niedzieli znów, młodsi, dzieci niemal i starsi ruszyli z dziedzicem na łowy, tym razem pan wezwał ich wczesnym rankiem, wczeniej niż zwykle, niemal w nocy, niektórzy nie zdšżyli jeszcze zjeć niadania. Cały dzień uganiali się po lasach za zwierzynš, pónym wieczorem zupełnie straciwszy siły pragnęli tylko jednego zjeć choć kromkę chleba, ugasić pragnienie wodš Chłapowski, jak to już nieraz czynił, wyszedł przed swój zamek i ze szczytu wraz z zamkowš służbš zaczšł zrzucać na dół, gdzie stali i ludzie, i psy chleb, nie było tego dużo, umęczeni całodziennš wędrówkš po lasach ludzie i psy zaczęli walczyć o chleb, ten kto wygrał nie tylko zjadł, ale również uniknšł kary, tych którzy nie zdołali pierwsi chleba uchwycić Chłapowski kazał bić. Był wielkim okrutnikiem, znanym na całš okolicę, a nawet jego mroczna sława poza lasy i mokradła Czerwonej Wsi wychodziła Mieszkańcy innych wiosek chwalili Boga, że nie przyszło im dla takiego okrutnika pracować!Przyszła jednak kara na butnego dziedzica kiedy wracajšc z niedzielnego polowania zaniemógł, wysoka goršczka i dreszcze nie opuszczały go przez kilka dni, majaczył tylko w półnie, nie pomagały żadne mikstury, które medycy mu podawali męczył się Chłapowski bardzo, w końcu zmarł. Wczeniej czujšc, że koniec życia się zbliża, nakazał, aby grób mu wykopać w lesie, żeby nawet po mierci móc polować. Jak chciał, tak też się stało grób jego usypano w lesie, ale spokoju w nim nie zaznał. Do dzi niejeden w ciemnš noc usłyszy tętent końskich kopyt, trzaskajšce pod nimi gałęzie i jęki zabijanych zwierzšt, a może to tylko wiatr wiszczy przecišgle między drzewami? A o pustej mogile złego pana do teraz najstarsi mieszkańcy Czerwonej Wsi przyjezdnym opowiadajš Można jš znaleć ukrytš gdzie w lenych ostępach, poród tutejszych bagien
[ Pobierz całość w formacie PDF ]