Lawrence Kim - Przyjęcie w Londynie, harlequin
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Kim LawrencePrzyjęcie w LondynieROZDZIAŁ PIERWSZYNa twarzy Theo zagościł wyraz niedowierzania.Czy mu się wydawało, czy ta mała sekretarka naprawdę udzieliła mu reprymendy?Niewiarygodne!Przypomniał sobie scenę, która przed chwilą miała miejsce. Dziewczyna podniosławzrok znad komputera i z wyrazem niekłamanej pogardy oznajmiła mu grzecznie,żetermin jego spotkania wyznaczony był pół godziny wcześniej. Omal się nie roześmiał,jednak jego rozbawienie szybko zastąpiła złość. Dziewczyna, która prowadziła biuro je-go bratu, była irytująca. Nie bardzo wiedział, co tak bardzo go w niej drażni, ale ewi-dentnie go denerwowała. Może to była jej pedanteria, a może nadmierna troskliwość, ja-ką okazywała jego bratu.Theo nie zabiegał nigdy o miłość czy akceptację innych ludzi, ale zastanawiał się,dlaczego ta dziewczyna zawsze patrzy na niego jak na wcielonego diabła. Być możeuważała go za drania, ale do dziś zachowywała się wobec niego poprawnie i grzecznie,nie pozwalając sobie na najmniejsze uchybienie. Nie wiedział, jaki ma problem i wcalenie zależało mu na tym, aby się tego dowiedzieć. Była niezwykle kompetentna w pracy ito mu w zupełności wystarczało. Jej poprzedniczki nie dorastały jej do pięt. Zatrudniającje, Andreas zbyt często kierował się tym, jak wyglądały, a nie tym, co umiały.Elizabeth Farley była inna. Potrafiła precyzyjnie zaplanować pracę swojemu sze-fowi i nigdy nie musiała wyjść w połowie zebrania,żebypomalować paznokcie. Mimo toTheo nie potrafił zrozumieć jejślepegoprzywiązania i oddania, jakieżywiłado jego bra-ta. Na jego twarzy pojawił się wyraz niesmaku. Lojalność Beth znacznie wykraczała po-za ramy, które nakazywał zwykły obowiązek. Jego brat nie miał z tymżadnegoproble-mu. Był przyzwyczajony do adoracji kobiet, czemu trudno się dziwić, zważywszy nafakt,żespotykał się z wieloma. Niektóre z nich były znanymi modelkami, które sobieszczególnie upodobał.Theo nie interesował się kobiecą modą, ale doceniał pewne siebie, zadbane kobie-ty, które wiedzą jak eksponować swoje atuty. Elizabeth Farley należała do gatunku tych,które robią wszystko, by ukryć swoją kobiecość. Niespecjalnie go to interesowało, wLTRprzeciwieństwie do tego, jak traktowano go w miejscu pracy. Nie spodziewał się zestrony pracowników pochlebstw, ale też nie miał zamiaru wysłuchiwać, jak któryś z nichgo poucza. Nigdy nie musiał przypominać nikomu, kto tu jest szefem, ale tym razem po-stanowił zrobić wyjątek. Ta młoda kobieta zasługuje na to,żebyktoś przekłuł balonik jejnadętego ego.Zatrzymał się przed drzwiami biura brata z zamiarem udzielenia jej reprymendy.Zapiął guzik swojej nienagannie skrojonej marynarki i chrząknął. Siedząca za biurkiemkobieta uniosła głowę. Theo znieruchomiał. Za grubymi, nieładnymi okularami oczyElizabeth Farley lśniłyłzami.Theo wiedział,żeniektórzy mężczyźni zupełnie nie potra-fią się oprzeć kobiecymłzom.On sam do nich nie należał. Jego kobiecełzyirytowały.Tym bardziej był zdumiony, kiedy widząc Elizabeth, poczuł cień współczucia.- Zły dzień? - spytał po krótkiej chwili.Beth była zaskoczona. Do tej pory słyszała ten głos podniesiony, przepełnionysarkazmem lub ironią. Tym razem zabrzmiała w nim jakaś delikatna nuta. Dlaczego po-stanowił być dla niej miły właśnie teraz, w najmniej odpowiednim momencie? Starającsię odzyskać nad sobą kontrolę, zamrugała kilka razy powiekami, powtarzając sobie wduchu,żesię nie rozpłacze. Wymruczała pod nosem coś na temat alergii i pospiesznieodwróciła wzrok.Nie czuła się swobodnie w obecności Theo Kyriakisa. Jego ciemne oczy patrzyłyna nią badawczo spod czarnych rzęs, wprawiając ją w zakłopotanie. Beth starała się nieoceniać ludzi na podstawie pierwszego wrażenia, ale w przypadku braci Kyriakis musiałaod tej zasady odstąpić. Obydwaj zrobili na niej kolosalne wrażenie. Zazwyczaj Beth da-rzyła większość ludzi sympatią, ale Theo zdecydowanie nie zaliczał się do tej większo-ści.Był najbardziej aroganckim, protekcjonalnym człowiekiem, jakiego znała. Dokładneprzeciwieństwo jego brata. Kiedy Andreas się do niej uśmiechnął, stała się jego doży-wotnią niewolnicą. Wspomnienie tej chwili spowodowało,żepod powieki napłynęły jejnowełzy.Przerażona swoim nieprofesjonalnym zachowaniem sięgnęła po chusteczkę.Cały czas byłaświadomaobecności mężczyzny, który był faktycznym szefem KyriakisInc.LTRNie był to pierwszy raz, kiedy doprowadził któregoś z pracowników dołez.Nigdynie okazywał bliźnim współczucia, nie wspominając już o tolerancji. Zdecydowanie nienależał do ludzi, dla których empatia była podstawową cechą znamionującą ich stosunkiz innymi.Głośno wydmuchała nos i zaryzykowała spojrzenie na jego twarz. Nawet ona, po-mimo swych uprzedzeń, musiała przyznać,żeTheo Kyriakis należał do niezwykle przy-stojnych mężczyzn i bez wątpienia podobał się kobietom. I nie chodziło tylko o to,żeludzie patrzyli na niego i widzieli cudownego, seksownego mężczyznę. To, jak wyglądał,nie było jego zasługą. Ją najbardziej uderzyło coś zupełnie innego. Theo kompletnie nieprzejmował się tym, co ludzie o nim myślą. Jego pewność siebie i poczucie własnej war-tości były niezachwiane. Kiedy wchodził do pokoju, rozmowy cichły i wszystkie spoj-rzenia skupiały się na nim. Ten człowiek miał w sobie jakiś zwierzęcy magnetyzm, któryprzyciągał innych.Jego problemem był perfekcjonizm. Beth, która została wychowana przez babcię,zawsze starała się wyglądać schludnie, ale daleko jej było do doskonałości, jaką osiągnąłw swoim wyglądzie Theo.Jej zdaniem mężczyzna powinien mieć kilka skaz, które czyniłyby go bardziejludzkim. A Theo nie miałżadnych.Wiedział,żezawsze zyska akceptację innych i toczyniło jegożycieznaczniełatwiejszym.LTRJego brat miał w sobie wrażliwość, którą od razu dostrzegła i która ją w nim po-ciągała. Andreas urzekł ją cudownym uśmiechem i właśnie tą wrażliwością. Był zdolnydo empatii, której brakowało Theo.Gdyby to Andreas zobaczył,żepłacze, objąłby ją i zrobił jakąśśmiesznąuwagę,która sprawiłaby,żeby się uśmiechnęła. Nie patrzyłby na nią przenikliwymi oczami,tylko by ją pocieszył. Myśl,żeTheo Kyriakis mógłby ją objąć, napawała ją przeraże-niem. Czymże innym miałoby być to uczucie, którego doświadczała na myśl,żete mu-skularne ramiona mogłyby ją zamknąć w uścisku i przytulić do szerokiego torsu?Theo patrzył w milczeniu, jak Beth po raz kolejny głośno wydmuchuje nos.- Idź do domu. Dokończę z Andreasem.Przekonywał się w duchu,żejego propozycja była spowodowana względamipraktycznymi, nie zaś uprzejmością. Nie chciał,żebyklienci byli witani przez rozhiste-ryzowaną kobietę.Beth podniosła głowę, zaskoczona jego słowami.- Nie mogę - zaprotestowała.Nie pracowała dla niego i nie musiała słuchać jego poleceń.Theo nigdy nie pozostawiał wątpliwości co do tego, kto tu jest szefem. Kilka razybyłaświadkiem,jak podważał autorytet brata, ale Andreas nigdy się nie skarżył. Był zbytdobrotliwy,żebynarzekać z takiego powodu. Beth wiedziała, jak bardzo Andreas nie lu-bił robić sobie z ludzi wrogów. Często występowała w jego imieniu z różnymi skargami,zyskując sobie przez to opinię napastliwej i zajadłej kobiety. Choć nie przysporzyło jej towielu przyjaciół, ludzie darzyli ją czymś w rodzaju szacunku.Teraz jej odpowiedź zirytowała Theo.- Nie powinno się przynosić osobistych problemów do pracy.Gdyby kilka lat temu sam zastosował się do tej zasady, z pewnością oszczędziłbysobie wielu kłopotów. Kiedy jego zaręczyny zostały zerwane, stał się tematem wielu ar-tykułów w prasie, a jego zdjęcia pojawiały się w niej na okrągło. Tym bardziej wymagałteraz przestrzegania tej zasady przez swoich pracowników.- Nie mamżadnego życiaosobistego! - odparła urażonym tonem.Theo uniósł brew i patrzył, jak jej delikatne policzki pokrywają się rumieńcem.- Zadziwiasz mnie.Jeszcze bardziej zadziwiało go to,żewciąż ciągnął tę rozmowę. Jednak patrzeniena tę nijaką sekretarkę Andreasa, która pokazuje pazurki, sprawiało mu dziwną satysfak-cję.Beth przyglądała mu się zza swoich lekko zaparowanych okularów.Cóż za obrzydliwy typ!- Przykro mi, ale naprawdę mam dużo pracy.- Niektórzy z nas nie są niezastąpieni, panno Farley.Groźba? Ostrzeżenie?LTR
[ Pobierz całość w formacie PDF ]