Laurens Stephanie - Perypetie lady Hartley, harlequin, romans historyczny

 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Stephanie LaurensPerypetie lady HartleyTłumaczenie:Krzysztof Dworak===LUIgTCVLIA5tAm9Pfkt6THhBYQN2EnMdfDxbOkAlUTAebgI=ROZDZIAŁ PIERWSZY– Georgie? Georgie, otwórz. Proszę, Georgie… Słyszysz mnie, Georgie? Tylkotrochę pieszczot… Niczego więcej nie chcę… Wpuść mnie! Wpuść natychmiast!Georgina Hartley siedziała na łóżku całkiem ubrana. Przy wielkim łożuz baldachimem jej smukła postać wydawała się jeszcze drobniejsza. Migotliwypłomień ogarka rzucał niespokojne refleksy na złote i misternie ułożone loki.Założyła nogę na nogę, usta ściągnęła z dezaprobatą i poirytowana spojrzała nadrzwi komnaty. Charles zaczynał się zachowywać doprawdy prostacko.Była to jej siódma noc w Anglii, a czwarta w Rezydencji, siedzibie jej przodkówi domu kuzyna Charlesa. Już trzeci wieczór musiała zamykać się w sypialnio nieprzyzwoicie wczesnej porze, by odseparować się od niechcianych zalotówprzesyconego alkoholem oddechu.Położyła sobie na kolanach poduszkę i oparła się na niej łokciami, marszcząc nosna zapach stęchlizny. Nie pierwszy raz złościła się na swoją wrodzonąimpulsywność, która kazała jej opuścić słoneczne wybrzeże Włoch i udać w podróżdo kraju, gdzie się urodziła. Co prawda, nawet teraz musiała przyznać, że w obliczuśmierci ojca trudno byłoby jej zachować się rozsądniej. Z głębokim westchnieniemoparła brodę na rękach, nie spuszczając drzwi z oczu. Nastała cisza, ale Georginanie dała się zwieść. Wiedziała, że kuzyn zaczaił się za progiem i czekał, aż spróbujesię wymknąć.Zmarły ojciec Georginy, James Hartley, był malarzem. Swoje jedyne dzieckozostawił pod opieką brata, jej stryja Ernesta, który jeszcze do niedawna mieszkałw Rezydencji, ale niestety dokonał żywota akurat na miesiąc przed odejściem jejojca. Pociągnęła nosem. Czuła się w obowiązku żałować stryja, ale nie umiaławykrzesać z siebie szczerego smutku z powodu odejścia kogoś, kogo nigdy w życiunie widziała na oczy. Zwłaszcza że dotknęła ją znacznie boleśniejsza strata i byłazmuszona odpierać kuzynowskie zakusy. Wiadomość o śmierci stryja nie dotarła doRavello na czas, by powstrzymać ją przed ucieczką z domu, który teraz budziłnieprzyjemne wspomnienia. Dopiero w Rezydencji okazało się, że schedę przejąłCharles.Grube dębowe drzwi zatrzęsły się we framudze. Georgina spoglądała na niez niepokojem. Stary żelazny zamek i zawiasy dawały jeszcze odpór pijanej żądzy.– Georgie, nie udawaj niedostępnej! Na pewno będzie ci się podobało. Tylko siętrochę zabawimy! – Doszło ją donośne czknięcie. – To nic złego. Wiesz, że się z tobąożenię. Wpuść mnie tylko, a jutro staniemy przed ołtarzem. Słyszysz, Georgie? Nodalej, otwórz wreszcie te drzwi!Georginę przeszedł dreszcz obrzydzenia. Czując narastające przerażenie,oddaliła myśl o ślubie z Charlesem. To nie była właściwa chwila, żeby przeżywaćzałamanie nerwowe, powiedziała sobie w duchu.Drzwi znowu się zatrzęsły, kiedy Charles z nową furią przypuścił szturm.Georgina popatrzyła na drzwi oczami pełnymi strachu i poczęła się rozglądać zaimprowizowaną bronią. Ale w komnacie nie było nawet świecznika. Skrzywiła się,zebrała w sobie i przyjęła postawę stoickiego spokoju, godząc się z rozwojemwypadków, na które nie miała wpływu. Postanowiła oszczędzać siły do działania,gdy tylko będzie miała okazję.Drzwi szczęśliwie przetrwały. Charles uderzył jeszcze raz, jakby chciał im zadaćból, i przestał.– Niech cię szlag, Georgie! Nie uciekniesz! I tak cię dopadnę. Prędzej czy późnejbędę cię miał! – zarechotał. – Sama zobaczysz!Odgłos nierównych kroków stopniowo cichł w korytarzu, zabierając ze sobąszaleńczy chichot pijaka.Georgina odprężyła się odrobinę. Nie zmieniła jednak pozycji i nasłuchiwała.Dopiero gdy całe pięć minut upłynęło w ciszy, odrzuciła poduszkę i podniosła sięz łóżka. Zaczęła niespokojnie przemierzać pokój z zaciętym wyrazem na uroczejtwarzy. Szukała sposobu ucieczki.Kolejne pięć minut chodziła po surowych deskach podłogi, a wiatr świszczał i wyłza oknem, wciskał się w szczeliny okiennic i kołysał zasłonami. Georginabezwiednie narzuciła kołdrę na ramiona, zaprzątnięta myślą o ucieczce. Nie miaławiele możliwości. W całej Anglii nie znała już absolutnie nikogo, ale było dla niejjasne, że nie mogła tu pozostać. Charles w końcu zmusi ją do małżeństwa – groźbą,szantażem albo przemocą. A nie mogła przecież bez końca ukrywać się w sypialni!Z determinacją, która pozwoliła jej bez szwanku przemierzyć niespokojnykontynent, Georgina zrzuciła kołdrę i podeszła do szafy. Otworzyła ją i z trudemwyciągnęła swój kufer na podłogę. Dowlokła go pod łóżko i podniosła ciężkie wieko.Nagle wzdrygnęła się, kiedy doszło ją chrobotanie w drzwi.Ze złym przeczuciem spojrzała na drewniane belki. Drapanie dało się słyszećznowu.– Panno Georgie? To ja, Cruickshank.Georgina odetchnęła długo wstrzymywanym oddechem i podeszła do drzwi.Zasuwka szczęknęła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leborskikf.pev.pl
  •