Lekcja tradycyjnych tańców [M], Drarry
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
„Lekcja tradycyjnych tańców”
– Nigdy więcej tolerancji – rzekła Minerwa McGonagall.
I miała rację.
Prowadzenie lekcji tańca dla uczniów starszych klas z roku na rok stawało się coraz
większym wyzwaniem i coraz większą torturą dla jej coraz bardziej nadwyrężonej
cierpliwości, nie obejmującej tolerancją fanaberii oraz pomysłowości rozpasanych seksualnie
nastolatków. Jednak taniec, będący specyficzną mieszaniną walca z menuetem,
rozpoczynający doroczny bal absolwentów, był wieloletnią tradycją szkoły i uczniowie
musieli go opanować, aby dobrze zaprezentować się przed licznym gronem zaproszonych
gości. Dlatego profesor McGonagall, z wyjątkowo skwaszoną miną, stała na środku Wielkiej
Sali otoczona wianuszkiem ustawionej do lekcji tradycyjnych tańców młodzieży.
– Czy wszyscy mają partnerki? Pary rozmieszczają się równomiernie po owalu sali. Panie
Weasley, na tańcach należy wyglądać schludnie. Proszę schować w spodnie koszulę. Panie
Potter, dlaczego pan stoi razem z panem Malfoyem?
– Bo to mój partner.
– Do tańca wskazana byłaby jednak partnerka. Obaj razem nie możecie zatańczyć.
– Takie podejście świadczy o dyskryminacji uczniów ze względu na ich orientację seksualną
– wtrąciła się panna Granger, w obronie wyboru obiektu uczuć i partnera do tańca
dokonanego przez przyjaciela.
Brwi nauczycielki uniosły się lekko do góry w geście niedowierzającego zdziwienia, usta
zacisnęły w wąską kreskę, lecz po chwili Minerwa odparła spokojnie.
– Cóż, proszę bardzo, nie będziemy przecież nikogo dyskryminować.
Z patefonu popłynęły łagodne dźwięki muzyki.
– Panowie wykonują ukłon i wyciągają przed siebie prawą dłoń, panie odpowiadają
wdzięcznym dygnięciem.
– Co mamy zrobić? – rozległ się tubalny głos Millicenty.
– Dygnąć, jeden raz, panno Bulstrode.
Millicenta ostro plasnęła w ramię chuderlawego Theodora Notta. Ten zatoczył się i mało nie
upadł.
– Co ty, dziewczyno, wyprawiasz?! – krzyknęła zaskoczona reakcją uczennicy profesor.
– No, dygnęłam go. Raz.
Minerwa McGonagall wzniosła oczy ku górze, wzywając w myślach św.Gryzeldę, patronkę
wszelkich umysłów wiedzą nieskalanych.
– Panno Brown, proszę zaprezentować, jak się poprawnie dyga.
Lavender nieco pretensjonalnie, ale prawidłowo dygnęła.
– Czy wszyscy widzieli? Jeśli tak, to zaczynamy. Raz, dwa, trzy...
Znowu popłynęły dźwięki muzyki.
– Przepraszam, pani profesor. Czy ja mam też dygnąć?
– Nie, panie Potter. Wystarczy, że się pan odkłoni.
– Eee... Co?
Minerwa zaczynała tracić cierpliwość, a uczniowie nie ruszyli się jeszcze nawet z miejsca.
– Lekko ukłoni się swemu partnerowi.
Popłynęły dźwięki muzyki.
– Raz, dwa, trzy... Stop – przerwała taniec profesor. – Nie obłapiacie się i obwieszacie na
sobie. Dziewczęta unoszą i kładą delikatnie trzy paluszki na wierzchu dłoni kawalera, a on
lekko obejmuje ją drugą ręką w kibici. Zachowujecie dystans. Panno Parkinson, trzy paluszki,
nie jeden. Jeszcze raz wykonasz taki gest, a wylecisz z tej sali i balu.
– A ja gdzie mam położyć rękę Potterowi? On nie ma kibici.
– Na pewno nie tam, gdzie ją pan trzymał przed chwilą, panie Malfoy. Wystarczy, że
obejmiesz swego partnera w pasie. Uwaga, zaczynamy! Raz, dwa, trzy...
Znowu popłynęły dźwięki muzyki. Pary taneczne ruszyły z miejsca i nagle rozległ się
dojmujący okrzyk bólu. Ernie Macmillan chwycił się za stopę i przysiadł na podłodze.
– Co się stało?
– Zmiażdżyła mi palce u nogi! A mówiłem Susan, aby ściągnęła przed lekcją glany.
– Panno Bones... Proszę odprowadzić swego partnera do skrzydła szpitalnego. Uwaga. Raz,
dwa, trzy...
Lekcja tańca trwała.
Kwadrans później.
– Panie znajdują się po wewnętrznej stronie koła. Przez prawe ramię obracają się i wykonują
trzy kroki do przodu. Panowie przyklękają na prawym kolanie.
Popłynęły dźwięki muzyki. Uczennice i Harry Potter utworzyły foremny okrąg.
– Lewą dłonią chwytamy rąbek chusteczki koleżanki, unosimy do góry ręce i robimy mały
kroczek do tyłu. Uwaga! Raz...
– Pani profesor, ja nie mam chusteczki.
– Panie Malfoy, czy może pan ma chusteczkę?
– Oczywiście – odrzekł lekko oburzonym tonem, na tak postawione pytanie, Draco i
wypowiadając te słowa, wyciągnął z kieszeni szaty śnieżnobiałą, z wyszywanym
monogramem chusteczkę.
– To proszę zamienić się miejscami z panem Potterem.
Chłopcy wykonali polecenie nauczycielki. Znowu popłynęły dźwięki muzyki.
– A teraz, panienki... i pan Malfoy, pląsacie pełny obrót okręgu, odwracacie się przez prawe
ramię, ponownie chwytacie rąbki chusteczek i wracacie pląsem tak, aby stanąć naprzeciwko
swego partnera. Czy wszystko jasne?
– Czy ja też muszę pląsać?
– Tak, panie Malfoy. To naprawdę nic trudnego.
Popłynęły dźwięki muzyki.
– Bardzo dobrze. Teraz panowie wyciągają przed siebie otwartą dłoń, ujmują koniuszki
palców partnerki, składają pocałunek i powstają. Panie McLaggen! Powiedziałam, całują dłoń
partnerki, a nie odgryzają jej rękę. Uwaga!
– Nie będę na kolanach całował dłoni Dracona – rozległ się wyraźny protest Harry’ego.
– Ja mogłem pląsać z chusteczką, to ty teraz pocałuj – zakpił Malfoy.
Potter spłonął rumieńcem i zerwał się z kolan.
– To może panowie ponownie zamienią się miejscami? – pojednawczo zasugerowała
profesor.
– Co? – Draco aż pobladł. – Malfoyowie nikogo na kolanach nie całują! To oni są całowani!
– Czyżby? – zaperzył się Harry. – Owszem całują i to nie tylko po rękach, ale i po stopach!
Niejakiego Voldemorta! Kłamco! Jak łatwo wypłynęły na wierzch twoje arystokratyczne
uprzedzenia! Zrywam z tobą!
Wykrzyczawszy swoją kwestię, Harry odwrócił się na pięcie i wybiegł z Wielkiej Sali.
Nim wszyscy zdążyli ochłonąć po zaistniałym incydencie, panna Weasley wydała z siebie ni
to pisk, ni to kwik i pobiegła za Potterem.
– A ona dokąd? – jęknęła Minerwa.
– Popędziła pocieszać Harry’ego – natychmiast wyjaśniła zachowanie przyjaciółki Hermiona
Granger.
Profesor McGonagall ciężko westchnęła. Coraz bardziej nie rozumiała zachowań
współczesnej młodzieży.
– Proszę o uwagę! Kontynuujemy!
Znowu popłynęły dźwięki muzyki.
– Panowie ponownie obejmują w talii swoje partnerki i... Stop! A pan, panie Longbottom,
dlaczego wychodzi?
– No, bo jak Ginny uciekła, to z kim mam tańczyć? – odpowiedział nieśmiało rosły Gryfon.
– Pan Malfoy jest obecnie wolny.
Neville aż otworzył usta ze zdumienia, a Draco Malfoy, krztusząc się ze śmiechu, wybiegł z
sali. Reszta młodzieży chichotała również wyjątkowo nieprzyzwoicie.
– Koniec lekcji! Możecie się rozejść.
Profesor McGonagall, po raz pierwszy w swej karierze pedagogicznej, przerwała zajęcia z
powodu niesubordynacji uczniów, ale jak najszybciej musiała zakończyć tę farsę. Następnie
rzekła sama do siebie:
– Nigdy więcej tolerancji.
I miała rację.
3
... [ Pobierz całość w formacie PDF ]