Lekcja Cierpliwości [Z], fanfiction

 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Tytuł oryginalny: Lesson in Patience

Link do oryginału: http://www.fanfiction.net...son_in_Patience

autor: expiry 4.23

Tytuł polski: Lekcja Cierpliwości

Tłumacz: unbelievable

Zgoda na tłumaczenie: Jest

Beta: Malinka

Pairing: HP/SS

Długość: 5 rozdziałów + epilog

 

N/T: Nie wiem, ki diabeł mnie podkusił. Ale macie tak na osłodę tegorocznego 1 kwietnia.

 

 

 

 

1.

Nie był pewien, co się stało – pamiętał, że w jednej chwili umierał we Wrzeszczącej Chacie, prosząc o zobaczenie oczu Lily po raz ostatni, a w następnej był tutaj, wpatrując się w te same, zaskakująco zielone tęczówki. Leżał na plecach na ziemi na czymś, co powinno być boiskiem Quidditcha, ale z pewnością nim nie było: brakowało słupków z bramkami, były jedynie duże, głębokie siatki po obu stronach stadionu wysokie na półtora metra. Zieleń wyglądała na podziobaną i źle utrzymywaną – poszarpane kępki trawy zdawały się być w nieładzie, jakby wiele ciał noszących korkowe buty niejednokrotnie przebiegło całą długość i szerokość boiska.

Severus przełknął głośno ślinę i podniósł wzrok, by spojrzeć na twarz z tymi niezapomnianymi, zielonymi oczami – potargane włosy i okulary bezsprzecznie wskazywały na Harry’ego Pottera. Nie uśmiechał się szyderczo; wyglądał raczej na nieco zainteresowanego. Nie był ani zakrwawiony, ani przesiąknięty potem – a powinien ze względu na walkę.

Chłopak zmarszczył brwi, mierząc Snape’a wzrokiem od góry do dołu.

- Wszystko w porządku, sir? – zapytał.

- Oczywiście, że tak, Potter. Pomóż mi wstać – warknął. Gdy dzieciak wykonał jego polecenie, dodał: - Czarny Pan został pokonany?

Potter znieruchomiał.

- Mógłby pan powtórzyć? – odpowiedział powoli.

- Czarny Pan – syknął Snape. Merlinie, nie było czasu na takie głupoty! – Czy został zlikwidowany? Zgaszony? Uszkodzony? Zabity, Potter. Zamordowałeś go już?

Młodzieniec cofnął się niepewnie, a jego twarz przybrała pusty wyraz.

- Nikogo nie zabiłem – powiedział tym samym, spokojnym i powolnym głosem. – O czym pan mówi?

Bardzo uważnie studiował twarz Snape’a, choć w jego spojrzeniu dało się dostrzec nutkę dystansu. Severus rozpoznał ten wzrok – to spojrzenie było identyczne jak to, którym zawsze patrzyła Lily, kiedy współpracowali ze sobą na Eliksirach tak wiele lat temu. Kiedykolwiek coś w ich pracy nie szło tak, jak powinno, jej oczy zwężały się w taki sam sposób, a sylwetka prostowała się identycznie, jak teraz Harry’ego. Tak samo przechylała głowę na bok, uważnie przypatrując się nieudanej próbie przed sobą i starając się zrozumieć, co i kiedy zrobili źle.

Snape nie znał tego Pottera. Ten za bardzo przypominał swoją matkę i nie miał na czole żadnej blizny. I miał na sobie kolorową koszulkę, szarą kamizelkę, czarne spodnie i sandały. Jak udało mu się to przeoczyć?

- Co ty, na litość Merlina, masz na sobie, Potter? – wypluł Snape. – Wyglądasz jak dzieciak reklamujący mugolską szkołę z internatem.

- Sir – powiedział spokojnie Harry. – Myślę, że powinniśmy dostać się do środka. Cokolwiek sprawiło, że pan zemdlał, z pewnością wpłynęło również na pański umysł.

- Nie zemdlałem! – warknął Severus. – Ja nie mdleję!

Oczy Harry’ego nieco rozbłysły.

- Sir, naprawdę myślę, że…

- Nie – mruknął ponuro Snape – i to jest właśnie twój problem, Potter. Twój mózg nie jest zdolny do myślenia. W związku z tym zamknij usta, którymi niepotrzebnie i bez przerwy kłapiesz, dając jednostce wyższej inteligencji trochę czasu na zastanowienie się.

To było dokładnie to, co Severus potrzebował zrobić – myśleć, myśleć! Gdzie się znajdował? Co to za miejsce? Ta gotycka architektura i zieleń zdawały się być znajome, ale inne rzeczy… Nie było żadnych kluczowych szczegółów. Potter nie był znajomy. Brak jego blizny również, podobnie jak jego ubrania i wyraz twarzy – cholera jasna, nawet okulary gówniarza nie były czymś znajomym! Gdzie były te okropne, okrągłe oprawki, które sprawiły, że zawsze wyglądał tak irytująco? Kiedy udało mu się je zmienić?

Usta Pottera wykrzywiły się. Ten gest Snape również doskonale rozpoznał: tak samo wyglądała Lily, gdy mówiła mu, że ma przestać spędzać tak wiele czasu z ludźmi pokroju Avery’ego i Notta. Ów gest wyrażał rozczarowanie, dezorientację, frustrację i irytację jednocześnie.

- Doprawdy, sir – powiedział Potter, potrząsając przecząco głową. – Nie ma absolutnie żadnej potrzeby, aby być niegrzecznym.

- Przestań to robić! – warknął Snape.

Harry wydawał się być bardzo zakłopotanym.

- Słucham? – zapytał. – Sir, nie zrobiłem nic, poza zapytaniem pana, czy wszystko jest w porządku, kiedy najwyraźniej nie jest i ja…

- Nie, ty idioto! – wykrzyknął Severus. – Przestań być taki spokojny i pełen szacunku! Zachowujesz się tak, jak twoja matka, a to nie jest w porządku!

Potter wyraźnie czuł się nieswojo.

- Cóż… Więc jak powinienem się zachowywać, sir? – zapytał powątpiewająco.

- Głośno, odpychająco i arogancko, jak twój ojciec! – Nerwy Snape’a były na skraju wytrzymałości. – Nie mamy na to czasu, Potter! – odezwał się nagle. – Muszę natychmiast dowiedzieć się, gdzie jestem.

- Jest pan w Hogwarcie, Szkole Rafinerii, oczywiście…

- Z pewnością nie, zuchwalcze. – Po chwili słowa Pottera dotarły do Severusa. Momentalnie zamilkł, powstrzymując się przed złośliwościami. – Powiedziałeś: Hogwart, Szkoła Rafinerii? – powtórzył, drżąc.

Harry skinął twierdząco głową.

- Tak, sir. To najbardziej prestiżowa szkoła z internatem w całej Szkocji. Jest jedną z najlepszych w całej Wielkiej Brytanii. Ludzie przybywają tutaj z wysp, aby się uczyć. Pan… - przełknął nagle i uśmiechnął się, jakby w rozbawieniu na śmieszność sytuacji. – Pan tutaj uczy.

- Czego uczę? – syknął Severus, łapiąc Harry’ego za przód głupiej, szarej kamizelki.

Dzieciak skrzywił się.

- Nauk, sir.

- To nie ma żadnego sensu – warknął Snape, potrząsając lekko Potterem. – Doprawdy, ty zidiociały dzieciaku, jak mamy ustalić cokolwiek, jeśli nie podałeś mi nawet mojej specjalizacji?

- Proszę pana! – powiedział Harry, brzmiąc na nieco zdezorientowanego. – Mógłby mnie pan puścić?

- Słucham? – Severus zamrugał. – Och. – Odsunął od siebie młodzieńca. – Lepiej? – zadrwił.

- Dziękuję – powiedział Potter, marszcząc brwi. – Nie podałem panu pańskiej specjalizacji, ponieważ… cóż… - Wyglądał na nieco bezradnego. – Cóż, właściwie uczy pan kilku różnych przedmiotów. Fizyki, chemii oraz ogólnej biologii, choć ma pan również kilka grup zaawansowanych, gdzie naucza pan biochemii oraz psychofarmakologii.

- Skąd możesz to wszystko wiedzieć? Uczysz się tutaj? – Głowa Snape’a zaczynała nieco pobolewać. – Wyglądasz zbyt staro jak na siedemnastolatka. – Usta Severusa wykrzywiły się paskudnie. - Gdzie byłeś trzymany przez te kilka lat? Zawsze wiedziałem, że jesteś zbyt tępy, żeby o własnych siłach skończyć jakąkolwiek szkołę. Mógłbym przysiąc, że panna Granger siłą wlokła cię przez te wszystkie…

Potter miał bardzo napięty wyraz twarz – jakby zatrzymał się w połowie rzucania groźnego spojrzenia.

- Sir – odezwał się tak grzecznym tonem, na jaki tylko było go stać. – Wiem to wszystko, ponieważ jestem pańskim T.A!*

- Moim czym? – warknął Snape, robiąc krok do przodu.

Potter momentalnie zorientował się w sytuacji, mądrze robiąc krok w tył.

- Pańskim T.A! Asystentem, sir! Prowadzę dla pana zajęcia laboratoryjne, oceniam prace, pomagam przydzielać zadania. Zajmuję się pańskimi wykładami, kiedy pan jest nieuchwytny. Zachowuję porządek w pańskich notatkach! Mam wprawdzie własne sekcje w laboratorium, ale ostatecznie one również są częścią pańskiej klasy.

- Moim… asystentem… - powtórzył Severus. Jego mózg najwyraźniej pracował zbyt szybko. – Ile masz lat?

- Dwadzieścia dwa – odpowiedział Potter, wyglądający na uspokojonego tą zmianą tematu. – W zeszłym roku skończyłem uniwersytet londyński o podwójnej specjalizacji; w dziedzinie pedagogiki oraz fizyki.

Ach, a więc mugol. To wszystko zaczynało nabierać sensu – maniery, strój… Jednakże, komplikowało to wszystkie sprawy na nieco wyższym poziomie, niż początkowo przypuszczał Snape. Jeżeli Severus byłby w tej chwili bardziej sobą i trochę mniej wstrząśnięty faktem, że zaledwie kilka chwil temu był w obecności Czarnego Pana i miał zostać pożarty przez ogromnego, jadowitego węża, może miałby na tyle przytomności umysłu, aby zatrzymać się i przestać ujawniać, jak niewiele wie. Jeden szybki rzut okiem na młodzieńca był wszystkim, czego potrzebował Severus, aby ustalić, że – tak, jak Potter zupełnie nie był takim, jakiego go znał – Snape również był inny dla Harry’ego.

Severus zadrwił, mówiąc niemalże do siebie.

- A więc nie chemia? Oczywiście, że nie. Nie powinienem być zaskoczony. Nigdy nie byłeś szczególnie uzdolniony w tym kierunku, prawda? – powiedział złośliwie. – O ile pamiętam, nie masz za grosz cierpliwości ani tym bardziej uznania dla subtelności.

Potter cicho wypuścił powietrze.

- Zgadza się. Pamiętam, że zawsze mówił mi pan, iż jestem zagrożeniem w laboratorium chemicznym. Przykro mi, że musiał mieć pan z tym do czynienia.

- Więc jest nas dwóch – odrzekł ponuro Snape. – A mimo to wciąż nękasz mnie swoją obecnością. Dlaczego nigdy nie mogę się ciebie pozbyć?

- Cóż… To przez to, że poprosił mnie pan, żebym wrócił – powiedział miękko Potter. – Byłem pańskim najlepszym uczniem fizyki i dogadywaliśmy się naprawdę bardzo dobrze. Kiedy mi pan to zaoferował, okazałem się na tyle sprytny, że przyjąłem ofertę.

- My… dogadywaliśmy się… naprawdę bardzo dobrze… - powtórzył słabo Severus. – Och, Merlinie! Dogadywaliśmy się naprawdę bardzo dobrze!

Potter znów przypatrywał mu się nieco dziwnie.

- Cóż, tak. To znaczy… Na początku przeszkadzały nam pewne różnice…

- Różnice?! – warknął Severus. – Gardziliśmy sobą!

- …ale przebrnęliśmy przez nie, kiedy byłem na trzecim roku. Od tamtego czasu zawsze wyciągał pan do mnie pomocną dłoń – kontynuował Harry, jakby nie słyszał komentarza Snape’a. Wyglądał na wstrząśniętego, a ponadto był blady. Przez sekundę, jedynie sekundę, Severus niemalże poczuł żal dla tego chłopaka. – Sir – odezwał się Potter po chwili przerwy. – Naprawdę nie pamięta pan nic z tego, o czym mówię, prawda?

Następnie Snape zdał sobie sprawę z kilku spraw jednocześnie. Kilku bardzo ważnych spraw. Pierwszą z nich było to, że prawdopodobnie straszy chłopaka, i – być może po raz pierwszy w historii – przynosiło mu to zaledwie cień satysfakcji. Z doświadczenia wiedział, że zdenerwowany Potter, to bezużyteczny Potter. Snape’owi przydałoby się zachować chłopca – albo raczej młodego mężczyznę – w stanie takiego spokoju, jak to tylko możliwe.

Drugą rzeczą, z jakiej Severus zdał sobie sprawę, było to, że miał bardzo mało możliwości. Mógł taktycznie grać zanik pamięci, ale to może stać się zbyt skomplikowane, kiedy minie dużo czasu, a jego wspomnienia nie wrócą, albo gdyby przypomniał sobie niektóre szczegóły (jak imiona i miejsca oraz droga do szkoły), a inne nie (jak fakt, że najwyraźniej był nauczycielem aż pięciu niezwykle skomplikowanych mugolskich nauk i rzeczywiście lubił irytującego syna Jamesa Pottera).

Mógł również zachować się w niezwykle gryfoński sposób i głupio przyznać swoje przybycie z innego miejsca, w którym zwykł egzystować – z miejsca, gdzie magia jest powszechna i aż za bardzo odczuwalna, przynajmniej pięć minut temu dla Severusa, a Czarny Pan i jego poplecznicy szturmują ten zamek i okoliczną wioskę, Hogsmeade. Jednakże to podejście również było raczej głupie: Severus zgromadził bardzo niewiele informacji na temat charakteru Pottera, znając jedynie swoją relację z tym dzieciakiem. Nie miał pojęcia, jak ten młody mężczyzna (który najwyraźniej wychował się wśród mugoli) zareagowałby, gdyby Snape opowiedział mu o magicznych różdżkach, latających miotłach i stworzeniach, które nie do końca były ludźmi.

Nawet, gdyby Severus mógł udowodnić to Potterowi – a mógł, ponieważ czuł znajomą, pocieszającą obecność różdżki, w jakiś dziwny sposób bezpiecznie schowaną w rękawie śmiesznej, kolorowej koszuli, na którą narzucił tweedową marynarkę. Nosił również spodnie w kolorze khaki, bardziej w stylu Remusa Lupina. Nie było nic, co mógłby powiedzieć, aby młodzieniec nie zaczął panikować i nie zgłosił Severusa do mugolskich władz.

A potem, w końcu, w umyśle Snape’a pojawiła się myśl: nie miał żadnego pomysłu. Był całkowicie zależny od Pottera w świecie, o którym nie wiedział absolutnie nic, poza tym, czego udało mu się dowiedzieć z kilkuminutowej rozmowy z młodym mężczyzną. To tak naprawdę było niczym, porównaniu z tym, co powinien wiedzieć.

Merlin go ocalił. Jak inaczej udałoby mu się znaleźć w tej sytuacji?

- Sir – powiedział ponownie Potter. – Może powinien iść pan do domu i spędzić resztę popołudnia na odpoczywaniu?

To dobry pomysł. Pozostawiony samemu sobie w mieszkaniu tego Snape’a, Severus ostatecznie mógłby dowiedzieć się wszystkiego, co potrzebował wiedzieć. Być może mężczyzna miał książkę adresową, kołonotatnik lub (broń Merlinie) dziennik. Był również pewien, że posiada pełno ksiąg traktujących o tematach jego zajęć.

Potter powiedział, że utrzymywał porządek w notatkach Snape’a, ale może Severus roztropnie zatrzymał dla siebie te nieco ważniejsze? To brzmiało, jak coś, co mógłby zrobić. Mugolscy profesorowie musieli zdobyć jakiś stopień naukowy, by móc nauczać w szkole średniej lub na uniwersytecie, prawda? Może Snape ma kopię swojej pracy (lub kilku; kto wie?) znajdujące się gdzieś w jego mieszkaniu?

Jednakże, szkopuł tego planu pojawił się wraz z następnymi słowami Pottera:

- Sir, dokąd pan idzie? Stacja Hogsmeade jest z drugiej strony.

- Wiem, Potter – zadrwił Severus – ale zamek jest tutaj. – Następnie zatrzymał się, patrząc podejrzanie. – Dlaczego nie idziemy do szkoły tylko na stację w Hogsmeade?

Harry wyglądał na zakłopotanego.

- Codziennie wraca pan pociągiem do domu, sir.

Codziennie wraca do domu pociągiem? Codziennie! Gdzie on mieszka?

Najwyraźniej wyczuwając zdezorientowanie Snape’a, Potter odezwał się niezręcznie:

- Mieszkania na terenie kampusu są jedynie dla nauczycieli wizytujących. Wie pan, dla międzynarodowych profesorów stacjonujących tutaj tylko na semestr bądź dwa, lub… To znaczy, pozostali mieszkają poza terenem szkoły wraz ze swoim rodzinami, czy… czymkolwiek.

Snape milczał.

- Cóż, to jest jak uniwersytet, sir. Profesorowie mieszkają tutaj, jeśli nie mają dokąd pójść. – Potter wyglądał na zagubionego. – Przykro mi, sir – odchrząknął – że, mam nadzieję tylko tymczasowo, niczego pan nie pamięta. To, um… Bardzo niefortunne.

- Tak – było wszystkim, co powiedział Severus, gdyż tym razem musiał stawić czoła zdecydowanie większemu problemowi: nie wiedział, gdzie powinien iść. – Prawdopodobnie możesz skierować mnie chociażby do mojego gabinetu? – dodał złośliwie.

- Aby mógł pan zabrać swoje klucze i zerknąć na prawo jazdy w nadziei, że to pomoże panu coś sobie przypomnieć? – dopytywał Potter.

Spostrzegawczy chłopak, choć Severus nigdy by tego nie przyznał.

- Cóż, tym razem się pośpiesz, kretynie – warknął. – Nie mam całego dnia.

Harry prychnął cicho, po czym razem skierowali się do lochów w całkowitej ciszy.

 

*

 

Jazda pociągiem była wyboista i raczej niezbyt przyjemna. Potter towarzyszył mu całą drogę, będąc tak irytującym, jak to tylko możliwe. Bardziej drażniący był jednak fakt, że ten przeklęty dzieciak miał ze sobą rower. Kiedy Snape poinformował go, że to trochę za długi dystans dla Pottera, by przemierzać go tam i z powrotem każdego dnia (Powiedziałeś, że jak daleko? Dwadzieścia kilometrów? Dwa razy dziennie? Merlinie, masz skłonności samobójcze?), Harry odpowiedział, że lubi takie ćwiczenia, jak to. Poza tym, dwadzieścia kilometrów, to zaledwie 12.6 mili – cóż, 12.56, jeśli być dokładnym.

Słysząc to, Severus warknął:

- Wiem, jakie są te przeliczenia, idioto. Znam pochodne, standardowe i międzynarodowe jednostki. Jestem cholernym Mist… profesorem chemii i fizyki!

Po tym po raz kolejny zapadła cisza, przerwana słowami Pottera, które padły zaledwie kilka chwil później:

- Następny przystanek jest nasz.

- Nasz? – powtórzył słabo Severus. – Merlinie, pomóż mi. Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że mieszkasz niedaleko mnie?

Potter, najwyraźniej zmęczony słuchaniem złośliwości Mistrza Eliksirów, starał się, jak mógł, by nie dać tego po sobie poznać. Udzielił mu wymuszonego uśmiechu i odpowiedział:

- Tak, odkąd wróciłem, by panu asystować, sir. To był zabawny zbieg okoliczności, naprawdę, ale zapewniam pana, że to jedynie przypadek.

- Hmm…

Wysiedli z pociągu, po czym Harry zaczął iść przed siebie, jednocześnie mówiąc:

- Pański dom jest tam. – Machnął niejasno ręką. – Ma numer dziewiąty.

Następnie zatrzymał się, jakby będąc niepewnym, co powinien zrobić. Ostatecznie raczej spektakularnie przegrał toczoną mentalnie walkę. Potrząsając z poirytowaniem głową, chwycił kawałek kartki i długopis, wyjmując je ze swojej torby, po czym nabazgrał coś szybko. Następnie podał to Severusowi, zanim zdążył zmienić zdanie.

- Co to jest? – zapytał złośliwie Snape, wpatrując się w liczby na kartce.

Jednakże doskonale wiedział, co to było. Mimo wszystko Tobiasz Snape był mugolem. Ten świat również nie był obcy Severusowi.

Potter przybrał na twarz wyjątkowo okropny wyraz.

- Numer telefonu, sir. To mój numer telefonu, skoro prawdopodobnie go pan nie pamięta. Na wypadek… - wyglądał wyjątkowo cierpiętniczo, mówiąc to – gdyby znalazł się pan w kłopotliwej sytuacji i potrzebował pomocy.

Z tymi słowami zniknął, niezgrabnie wsiadając na rower. Severusa znowu pozostawiono samemu sobie, kiedy nie wiedział, co robić.

Niezależnie od tego, jak bardzo Snape nie chciał tego przyznać, Potter był jego jedynym łącznikiem z tym światem. Jeśli on i Harry rzeczywiście byli tak blisko, jak dzieciak sugeruje – pozostawili niechęć przeszłości i pracują razem jako profesor i jego asystent – Snape będzie mógł polegać na chłopaku dopóki nie zrozumie, co się, do diabła, dzieje.

Mistrz Eliksirów westchnął, kierując się w stronę tego dziwnego domu. Pierwsza rzecz, która przyszła mu na myśl, była spostrzeżeniem, że budynek jest raczej mały. Snape przypuszczał jednak, że bardziej politycznie poprawnym określeniem byłoby „ciekawy”, choć osobiście przykładał niewielką wagę do politycznej poprawności – chyba, że miał do czynienia z Czarnym Panem lub Dumbledore’em, czyli dwoma czarodziejami, w obecności których ostrożność i subtelność były bardzo zalecane. Poplecznicy Voldemorta także wymagali pewnego stopnia delikatności za każdym razem, gdy byli w pobliżu.

W towarzystwie wszystkich innych – zwłaszcza dzieci – Snape preferował szczerość. I zniewagi. Mnóstwo naprawdę ciętych, wyniszczających obelg. Sądził, że nie było niczego innego, co byliby w stanie zrozumieć.

Snape podszedł do tego, co najpewniej musiało być jego badaniami i przyjrzał się. Tak, jak przypuszczał, na szafkach znajdowała się księga na księdze – zaawansowana matematyka i statystyki, astrofizyka, mechanika kwantowa, biochemia, elementy anatomii oraz elektryka. Było tu więcej woluminów, niż Snape widział w ciągu ostatniego czasu – więcej nawet niż w jego prywatnej biblioteczce w szkolnych kwaterach. A wszystkie z nich traktowały o tematach, o których Severus nie wiedział praktycznie nic.

I oczekiwano od niego, że będzie tego wszystkiego nauczał? O, Merlinie.

Usiadł przy biurku – mahoń, zauważył z zadowoleniem – i zaczął otwierać i zamykać szuflady, mając, wbrew wszystkiemu, nadzieję, że znajdzie plan lekcji, jakieś notatki, albo jeszcze lepiej – swoje cholerne rozprawki. Jednakże w tym temacie znalazł bardzo niewiele – kilka bezpańskich wyników badań laboratoryjnych oraz zestawy rozwiązanych zadań związanych z fizyką; nic ponadto. Ocena każdego z nich najwyraźniej była obniżona o jeden ze względu na fakt, że student – bądź studentka – zapomniał napisać swoje nazwisko na górze strony. Jakie to osobliwe! Zamiast wystawić danej pracy najniższą ocenę, jak zrobiłby Severus na swoich lekcjach eliksirów, sobowtór Snape’a po prostu przydzielił im maksymalną ilość punktów, najwyraźniej zapominając, że zostali ukarani pracą domową.

Widząc to, Snape uśmiechnął się drwiąco. Przyznawanie punktów zamiast dania najniższej oceny? Przyjaźń z Harrym Potterem? Zaczynał myśleć, że Severus Snape – ten z tego świata – był bardzo łagodny.

A potem odkrył coś bardzo dziwnego. Górna szuflada była zamknięta na klucz. Mężczyzna zmarszczył brwi; co mogło być aż tak ważne, aby trzymać to pod kluczem? Mistrz Eliksirów starał się przemyśleć, co on sam mógłby przechowywać w zamknięciu: może zdjęcia Lily z czasów, kiedy oboje byli jeszcze dziećmi? Albo swoje nikczemne plany zrealizowania swoich marzeń związanych z otruciem dyrektora? Podziwiał Albusa Dumbledore’a ogromnie, naprawdę, ale musiałby skłamać, gdyby stwierdził, że nie chciał czasami zaszkodzić temu starcowi: inaczej nie byłby sobą.

Być może były to pełne potępienia fotografie przeznaczone do wykorzystania w szantażu? Albo bardzo ważne informacje, może związanymi z książkami lub czasopismami, które zamierzał opublikować?

Wszystko, co wiedział Severus, to fakt, że - niezależnie od tego, co znajduje się wewnątrz szuflady – znajdowało się tam więcej informacji o nim samym niż Snape mógłby zebrać z ksiąg znajdujących się na półkach lub notatek, które Potter rzekomo przechowuje dla niego w swojej torbie.

Mistrz Eliksirów złapał pęk kluczy, by wypróbować każdy po kolei – Merlinie, było ich tak wiele! Miał już chwycić różdżkę i sprawić, że zamek wybuchnie, kiedy w końcu znalazł odpowiedni klucz i otworzył tę cholerną szufladę. Zawartość bardzo tajnej skrytki, była już odkryta, a Severus nie znalazł wśród niej ani tajnych planów dominacji nad światem, ani żadnych obciążających fotografii, ani nawet bardzo prywatnych dzienników.

To, co odnalazł, było znacznie bardziej interesujące (i przerażające), niż wszystkie te rzeczy razem wzięte. Szuflada była po brzegi wypełniona starymi, otwartymi już kopertami. Każda z nich była gruba i zawierała kilka złożonych kartek papieru, które zupełnie nie wyglądały jak typowe wyniki badań laboratoryjnych ani zgrabnie opisane zagadnienia. Wyciągnął je, czując, jak krew zamarza w jego żyłach. Każda koperta była zaadresowana do niego tym samym, znajomym charakterem pisma. Spędził lata, sprawdzając i znieważając każdy tragiczny esej z eliksirów napisany identycznym pismem.

Na każdej kopercie znajdował się adres zwrotny: na niektórych skrzynki pocztowej londyńskiego uniwersytetu, a na pozostałych adres mieszkania w londyńskiej Est End.

Przed Snape’em znajdowały się cztery lata korespondencji otrzymanej od Harry’ego Pottera.

Te listy z pewnością dadzą Severusowi lepsze spojrzenie na swoje relacje z tym dzieciakiem. I – mimo wszystko – to nie będzie prawdziwe wtrącanie się w czyjeś życie, skoro to była własna poczta Snape’a, prawda? Oczywiście.

Cóż, mężczyzna pomyślał cierpko, podnosząc kopertę znajdującą się na samym końcu szuflady (datowaną na 27 sierpnia 1998), równie dobrze mogę zacząć od początku.

 

 

__

* T.A. – Teaching assistent. Mogłam od razu przełożyć na „asystenta”, ale dalsze zdania nie miałyby żadnego sensu, a w naszym ojczystym języku nie ma żadnego takiego odpowiednika.

 

__

 

Beta: Malinka :*

 

 

2.

 

Drogi profesorze, zaczynał się list.

 

Właśnie wprowadziłem się do mojego akademika. Uważam, że jest całkiem niezły – mój współlokator jest typowym mięśniakiem, ale – jak przypuszczam – można się było tego spodziewać…

 

Severus przesunął pobieżnie wzrokiem po reszcie tekstu, nie bardzo zainteresowany współlokatorem-mięśniakiem.

 

…a teraz ma dziewczynę, która zupełnie nie przypomina Pansy, Adrienne ani Padmy.

 

Snape zmarszczył brwi. O kim ten dzieciak pisał? Wrócił do początku zdania i odkrył, że Harry miał na myśli Draco Malfoya. Jak osobliwie!

 

…jest naprawdę wysoka, szczupła i piękna. Wygląda jak modelka, ale to zupełnie nie znaczy, że zdrowo. Myślę, że jest anorektyczką, co z kolei nie wydaje się go interesować. Sądzi, że jest świetna. Nazywa ją „lizaczku”, jakby to był swego rodzaju komplement. Przypuszczam, że w istocie tak jest, nie sądzę jednak, że ona naprawdę jest szczęśliwa…

 

Severus westchnął ciężko. Jego alter ego zachowało te bezmyślne bzdury? Potter zachowywał się, jakby pisał we własnym dzienniku! Niekompletne zdania! Młodzieńczym slangiem! (Snape tu i tam wyłapał słowa „super” czy „szacuneczek”, przez co niemalże się wzdrygnął.) To był ledwie akceptowalny ton, w jakim powinno pisać się do byłego profesora. Severusowi niewiele brakowało do ruszenia do domu chłopaka i zmuszenia go do napisania tu i teraz minimum pięćsetkrotnie: Nie będę pisać do moich profesorów, jakbym pisał w pamiętniku!

 

To powinno spowodować, że to zdanie na zawsze wryje się w umysł Harry’ego.

 

Choć – przynajmniej – to powiedziało Severusowi coś więcej; mianowicie mężczyzna dowiedział się, że Potter i Malfoy nie znają się tylko z Hogwartu, ale zdawali się znać również tutaj, przynajmniej próbując żyć w przyjaźni. Czy to znaczy, że Draco uczęszczał na uniwersytet razem z Harrym, czy że chłopcy utrzymywali ze sobą kontakt przez coś zupełnie innego?

 

Mistrz Eliksirów wziął do ręki następny list i zaczął czytać:

 

Drogi profesorze,

 

Tak miło było otrzymać od pana list: komentarz na temat mojego potocznego słownictwa został natychmiastowo zauważony.

 

Acha!, Severus pomyślał triumfalnie. Więc ten drugi Snape mimo wszystko był choć trochę sensowny. Jednakże mężczyzna zmarszczył brwi, czytając po raz drugi pierwszą część zdania. Z przerażeniem zdał sobie sprawę, że prowadził korespondencję z tym chłopakiem – korespondencję, która najprawdopodobniej wykraczała poza zjadliwy komentarz związany z nieodpowiednim stylem pisania. Ten drugi Severus prawie na pewno pisał do dzieciaka z pewną dozą sympatii, a to z kolei powodowało, że Mistrz Eliksirów z trudem przyjął to do wiadomości.

 

W odpowiedzi na pana pytanie – tak, to podstawowy wymóg, jaki muszę spełnić. Matematyka i inne nauki ścisłe nie będą dla mnie trudne, oczywiście, niemniej jednak nie mogę powiedzieć, iż z niecierpliwością wyczekuję kursów humanistycznych. Zresztą, kto wie? Na dłuższą metę mogą okazać się całkiem przydatne.

 

Owszem, pomyślał ponuro Snape. Na razie ten cholerny chłopak był cholernym nauczycielem, a jakby tego było mało, był również cholernym asystentem Severusa.

 

Oczywiście – profesorowie są niesamowici. Naprawdę bardzo dobrze znają swoje przedmioty. To przypomina mi o wykładzie, który udzieli mi pan rok temu, kiedy szliśmy brzegiem jeziora…

 

Hej, hej, hej, hej! Severus chodził na spacery z tym chłopakiem? Wzdłuż jeziora? I dawał mu przyjacielskie rady? Merlinie, nie!

 

…I powiedział mi pan, że jeżeli ktokolwiek zamierza zostać profesorem jakiegoś przedmiotu, musi być zaznajomiony z danym tematem z każdego punktu widzenia, z jakiego tylko się uda oraz wnikliwie go przeanalizować od samych podstaw. Następnie musi złożyć go ponownie w taki sposób, aby słuchacz nigdy nie podejrzewał, że ów temat został jedynie rozłożony na kilka punktów widzenia, a wszystko to w przeciągu jedno lub dwugodzinnego wykładu. To właśnie to wbiło mi się najbardziej do głowy i właśnie przez to naprawdę chcę stać się nauczycielem. Zdobędę tak wiele wiedzy, jak to możliwe. Chcę doskonale znać temat, którego będę uczyć.

 

Severus naprawdę powiedział to wszystko? A Potter nie tylko tego wysłuchał, ale wziął sobie do serca? To właśnie to wywołało prawdziwy grymas na twarzy Mistrza Eliksirów. Nawet nie chciał dotykać więcej tego listu – był zbyt prosty i za bardzo obrzydliwy. Z niesmakiem odłożył go na miejsce i podniósł następny.

 

Drogi Profesorze,

 

Postanowiłem – raz na zawsze – że to właśnie to chcę robić, nie tylko z powodu pańskiej zachęty…

 

Mistrz Eliksirów westchnął cierpiętniczo.

 

...ale też ze względu na dzieci. Razem z moją grupą edukacyjną poszliśmy dzisiaj do szkoły na East End i pracowaliśmy z upośledzonymi dziećmi. Niektóre miały problem behawioralny, inne trudności w uczeniu się, które ignorowali nauczyciele. Ich zwyczajowe podejście: „Wrzucam dziecko do wody – albo się utrzyma, albo utonie. Może nawet czegoś się nauczy” nigdy nie działa, przez co obecnie dzieci zachowują się horrendalnie. Jeden z chłopców w wieku ośmiu lat ugryzł inne dziecko, które następnie trzeba było zszyć.

 

A potem zrozumiałem, że to dość podobne do moich własnych doświadczeń ze szkoły podstawowej, choć z mamą to wszystko wyglądało nieco inaczej. A potem z Dursleyami… Cóż, wiesz o tym wszystko. Z doświadczenia wiedziałem, że prześladowanie i znęcanie się nad dziećmi w domu powoduje, że zachowują się one nieco inaczej, a to ignorowanie niczym się nie różni. Potem pomyślałem, że najprawdopodobniej ci uczniowie potrzebują nie kary, ale raczej zostania wysłuchanym. Następnie trzeba ich poinstruować, a nie tylko krzyczeć. Właściwie, to zadziałało.

 

Snape naprawdę miał tego dość. Odłożył list na bok i po raz kolejny ciężko westchnął, opierając głowę na dłoniach. Co to, do cholery, ma znaczyć? Czy powinien przeczytać te wszystkie kartki? Było ich przynajmniej pięćdziesiąt! Severus przejrzał wzrokiem listy, po czym chwycił jeden znajdujący się bliżej – najprawdopodobniej z trzeciego lub czwartego roku studiów Pottera. Spodziewając się bardziej bezmyślnych bzdur, otworzył go i przygotował się na odsysającą mózg, idiotyczną paplaninę, która najwyraźniej będzie zmorą tego wieczoru.

 

Drogi Profesorze!

 

Nie wiem, co mam zrobić z Draco. Obecnie wychodzi z siebie, a żadna ze zwyczajowych taktyk uspokajania go wydaje się nie działać. Zaczyna wariować na wspomnienie każdej nieistotnej rzeczy – mówię o czymś przyziemnym, a on w jakiś dziwny sposób zawsze sprowadza to do Josie. Za każdym razem, gdy zaczynam go uspokajać, on zwyczajnie znów zaczyna szaleć. Powiedziałem mu, że jest ładna i niezależna, więc z pewnością uda jej się przez to przebrnąć, ale spiorunował mnie wzrokiem i powiedział:

 

„Nie obchodzi mnie, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi! Jak możesz tak mówić? Jak możesz być tak pewnym, skoro nawet nic nie wiesz? Nie obiecuj mi rzeczy, co do których nie jesteś pewien, że są prawdą!”

 

…Następnie zaczął temat „jak niewiele jem”, co jest dość absurdalne ze względu na fakt, że jem więcej od niego. Poza tym powiedziałem mu już o swojej alergii pokarmowej oraz o tym, że przez wzgląd na sposób traktowania mnie przez Dursleyów mój żołądek nie jest przyzwyczajony do tolerowania dużych ilości jedzenia. On po prostu nie chce słuchać rozumu. Stwierdził, że idę w ślady Josie, a on tego nie chce, bo jeden anorektyczny kumpel w zupełności mu wystarcza.

 

Więc Potter i Malfoy byli „najlepszymi przyjaciółmi”, jak to ujął Draco – Draco, który nie tylko był najwspanialszym kumplem Pottera, był także raczej… otwarty dla Harry’ego, jeśli chodziło o jego uczucia; gniew i stres. Ta dziewczyna, Josie, najprawdopodobniej była anorektyczką, z którą spotykał się Malfoy, choć jak to ujął: „jeden anorektyczny kumpel wystarczy”, co sugerowało, że on i panna Josie nie byli już razem.

 

W jednym z wcześniejszym listów Potter wspomniał, że w większości został wychowany przez Lily, z którą wiele przeszedł, a następnie zaczął pisać o znęcających się nad nim Dursleyach, którzy spowodowali, że nigdy nie zdobywał wystarczającej ilości enzymów niezbędnych do trawienia niektórych pokarmów. To z kolei sugerowało dwie rzeczy. Pierwszą było to, że Lily Potter już nie żyje (wspomnienie o niej zawsze sprawiało, że Severus nieco… tężał). Miał nadzieję, że może – tylko może – ona wciąż żyje w tym dziwnym świecie i będzie mógł zobaczyć ją jeszcze raz. Drugą rzeczą było fakt, że Potter przeszedł przewlekłe napady przymusowego głodu, albo przynajmniej zaprzestał przyjmowania do organizmu szczególnie istotnych grup żywnościowych, niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania. Czy to dlatego ten chłopak był taki mały? Marszcząc brwi, Snape wrócił do czytania.

 

Dalsza część listu brzmiała:

 

Wie, że z pane...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leborskikf.pev.pl
  •