Lamb Charlotte - Strach przed miłością, Harlequin-Wybrane
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
CHARLOTTE LAMB
Strach przed
miłością
Harlequin
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg
Madryt • Mediolan • ParyŜ • Praga • Sofia • Sydney
Sztokholm • Tokio • Warszawa
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kilka dzienników podało wiadomość na pierwszych
stronach. Nie było to wprawdzie wydarzenie na skalę
światową, ale kiedy dwaj znani męŜczyźni wdają się
w bójkę w nocnym klubie, prasa traktuje to jak
sensację, zwłaszcza gdy jeden z nich jest hrabią.
Popijając poranną kawę Gil przyglądał się zdjęciu
w gazecie z raczej ponurą miną. Mimo Ŝe światła
w lokalu były przyćmione, moŜna było bez trudu
rozpoznać kilku obecnych tam i powszechnie znanych
ludzi. Niektórzy śmieli się. Ale nie Gil. Z fotografii
patrzyła na niego jego własna, wykrzywiona złością
twarz. Czarne włosy, czarne oczy, doskonale skrojony
smoking, pod którym rysowały się silnie napięte
mięśnie. Wyglądam jak opryszek, pomyślał i gwał-
townym ruchem rzucił gazetę na podłogę. Dlaczego
musiał się tam akurat wczoraj znaleźć fotograf?
Zadzwonił telefon - to na pewno znowu jakiś
dziennikarz. Dobijali się do niego od wczesnego rana.
Jego pracownicy doskonale wiedzieli, jak reagować.
- Nie mamy nic do powiedzenia - kwitowali
wszelkie pytania.
Firma miała specjalną sekcję reklamy i kontaktów
z klientami, której pracownicy odpowiadali na pytania
prasy. Gil nigdy tego nie robił.
Rozległo się pukanie do drzwi.
-
Proszę wejść!
-
Dzwoni lady Westbrook, sir.
Gil spodziewał się tego telefonu, ale nieco później.
Babka zazwyczaj wstawała dość późno.
6
STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ
- Co? JuŜ? - krzyknął nieco za głośno.
Pani Greybury była osobą zbyt taktowną, by dać
po sobie poznać, Ŝe jest zaskoczona. Ta kobieta
o siwiejących włosach i bladoniebieskich oczach wraz
z męŜem przez wiele lat pracowała w ambasadach.
Od pewnego czasu Greybury'owie prowadzili Gilowi
Martellowi dom i to w sposób wzorowy. Gil ufał im
bezgranicznie; wiedział, Ŝe moŜe liczyć na ich dyskrecję.
- Właśnie wyszedłem do biura - oświadczył teraz,
unikając wzroku swojej gospodyni.
Nie chciał, by ktokolwiek wiedział, jak bardzo
onieśmielała go babka. Większość jego przyjaciół
i znajomych dałaby głowę za to, Ŝe Gilham Martell
nie boi się niczego i nikogo. No, ale nie znali jego babki.
- Czy powiedzieć lady Westbrook, Ŝeby kazała się
przełączyć na telefon samochodowy, sir?
Gil gwałtownie odsunął krzesło.
- Nie, nie, niech zadzwoni później do biura.
Nie czuł się na siłach, by wysłuchać jednego z jej
kazań. Szczególnie o tak wczesnej porze. No i po
wczorajszej nocy. Bolała go głowa, w skroniach
pulsowało, był niewyspany i zły. Gdyby zwierzył się
z tego babce, oświadczyłaby tylko, Ŝe zasłuŜył sobie
na to i pewnie miałaby rację, ale naprawdę nie był
w nastroju na reprymendy.
To w końcu nie on był odpowiedzialny za to, Ŝe
Colin aŜ tak się upił. Były urodziny Mirandy. Zaprosiła
ich do jednej z najlepszych londyńskich restauracji,
potem do nocnego lokalu - samych starych przyjaciół.
Było ich chyba dwunastu. Miranda, jak zresztą
wszyscy, stanowczo za duŜo wypiła. Całe towarzystwo
zachowywało się zbyt głośno i zbyt agresywnie. Co
nie miałoby większego znaczenia, gdyby nie to, Ŝe
mąŜ Mirandy nagle uznał, Ŝe sposób, w jaki Gil
i Miranda tańczą, absolutnie mu nie odpowiada;
Zwłaszcza zaś to, Ŝe przytulali się do siebie całym
STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ
ciałem, Ŝe on przyłoŜył policzek do jej policzka, a ona
zarzuciła mu ręce na szyję.
To typowe dla Colina! Był na co dzień łagodnym,
spokojnym człowiekiem, ale wystarczyło, Ŝeby się
napił, a stawał się agresywny i zarozumiały, no
i przypominał sobie, Ŝe jego przodkowie od trzystu
lat szczycą się hrabiowskim tytułem. Colin był z tego
znany. Nazajutrz rano budził się skruszony i prze-
praszał za swoje zachowanie. Dzisiaj z pewnością
będzie tak samo.
Gdyby tylko nie ten fotograf, który zrobił im
zdjęcie i sprzedał je brukowej prasie!
-
Czy John juŜ przyprowadził samochód? - zapytał
szorstko.
-
Stoi przed drzwiami.
Pani Greybury zaczekała, aŜ zamknęły się za nim
drzwi, po czym powróciła do telefonu. Odprowadzając
wzrokiem czarnego rolls-royce'a, który ruszył sprzed
domu, powiedziała do słuchawki:
- Przykro mi, ale pan Martell właśnie odjechał.
MoŜe zadzwoni pani później do biura.
No, przynajmniej nie skłamała.
- Przypuszczam, Ŝe właśnie wypadł z domu - syk
nęła lady Westbrook. - Rozmówię się z nim, nawet
gdybym miała mu przeszkodzić w pracy!
Odwiesiła słuchawkę. Pani Greybury uśmiechnęła
się i zrobiła to samo. JakŜe miło byłoby być muchą
na ścianie pokoju, w którym odbędzie się konfrontacja
tych dwojga. Gilham Martell i jego babka tak bardzo
byli do siebie podobni. I to zarówno fizycznie, jak
i z charakteru. KaŜde wiedziało dokładnie, jak
doprowadzić drugą stronę do wściekłości.
Oboje byli wysocy, szczupli, mieli ten sam profil, te
same ciemne oczy. Mimo Ŝe czas zrobił swoje i stara
pani była juŜ siwa i pomarszczona, to wciąŜ wywierała
silne wraŜenie na swoich bliźnich. Zawsze pewna
8
STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ
siebie i opanowana, potrafiła przywołać na usta
czarujący uśmiech i choć przekroczyła osiemdziesiątkę,
ruchy miała lekkie i pełne wdzięku. Mnóstwo ludzi
uwaŜało Gilhama Martella za twardego człowieka,
ale jego babka traktowała go tak, jakby wciąŜ był
chłopcem. Gdyby Fredzie Greybury kazano zgadywać,
jak skończy się ich dzisiejsza rozgrywka, postawiłaby
swoje pieniądze niewątpliwie na starszą panią. Przede
wszystkim dlatego, Ŝe ta Ŝyła juŜ bardzo długo i dlatego
była twardsza i jeszcze bardziej uparta niŜ jej wnuk.
Ale była jeszcze jedna przyczyna. Gil bardzo kochał
babkę i jednocześnie jej się bał, toteŜ w kaŜdej kłótni
miała nad nim przewagę.
Lady Westbrook siedziała wyprostowana na sztyw-
nym secesyjnym fotelu. Patrzyła przed siebie gniewnym
wzrokiem, usta miała mocno zasznurowane. Tym
razem nie ujdzie mu to na sucho, pomyślała. Co za
niegodne zachowanie! śeby wdać się w bójkę z przy-
jacielem, i to w publicznym miejscu! Chłopiec, któremu
nie łoi się skóry, musi wyrosnąć na łajdaka, mawiał
nieboszczyk ojciec i miał niewątpliwie rację. Powinna
była Gila trzymać znacznie krócej, gdy był dzieckiem,
ale on owinął ją sobie dokoła małego palca, i oto,
jakie są tego skutki! śeby dobre rodowe nazwisko
poniewierało się po szpaltach brukowej prasy! Wszyscy
przyjaciele juŜ to na pewno przeczytali!
Rumieniec gniewu zalał pomarszczoną twarz lady
Westbrook, sięgnęła zreumatyzowaną dłonią po
odziedziczoną po ojcu laskę i westchnęła.
Och, stracić matkę w wieku siedmiu lat, cóŜ to za
cios dla dziecka, pomyślała. CzyŜ mogłam być dla
niego zbyt surowa? Przez tyle tygodni płakał po
całych nocach, biedaczysko.
Przez dłuŜszą chwilę wpatrywała się w przestrzeń
melancholijnym wzrokiem i oddawała się smutnym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]