Lexinwood - Świat Nocnych Łowów 1-17, Moja Twórczość, Lexinwood, 1. Świat Nocnych Łowów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozdział 1
M
yślałam, że ten dzień nie może być gorszy. Tyle nowych rzeczy
do zrobienia, ludzi do poznania a ja nie mam na nic czasu. Oh, ale
to życie potrafi być brutalne. Niedawno przeprowadziłam się tutaj
i kompletnie nikogo nie znam. Moja mama, Jessica jest pisarką i
często wychodzi na ważne spotkania, więc zazwyczaj ja siedzę w
domu i pilnuję mojej młodszej siostry Mary. Mój ojciec zginął 2
lata temu w wypadku samochodowym. Był zwykłym pijakiem. Bił
mnie, moją mamę, nawet Mary kiedy była jeszcze bardzo mała.
Ale dość o nim. Muszę się pospieszyć bo spóźnię się na pierwszą
lekcję w tym roku. Poszłam do szafki, by wyjąć podręcznik od
historii i nagle za moimi plecami usłyszałam głośne „hej”. Ze
strachu aż podskoczyłam. Przede mną stała szczupła, wysoka
brunetka o brązowych oczach i pięknym uśmiechu.
- Hej. – powiedziałam nieco zdezorientowana.
- Jestem Emily a ty . . .
- Zoey Swift.
- O ! Sorki że cię przestraszyłam. – powiedziała, widząc, że prawie
doprowadziła mnie do zawału.
- Nie szkodzi. Wiesz może gdzie jest sala numer . . . – nie
pamiętałam numeru klasy więc sięgnęłam do torby i wyciągnęłam
mój notes z planem lekcji – 36 ?
- Jasne. Właśnie mam tam lekcje. Prowadzi je Profesor Alazir. Jest
trochę pokręcona, ale ja mam z nią lekcje od roku i jeszcze żyje, a
to dobry znak, wierz mi. Choć, pójdziemy razem jeśli chcesz?
- Pewnie.
Resztę drogi do klasy szłyśmy śmiejąc się z nauczycielki historii.
Gdy weszłyśmy do sali zadzwonił dzwonek, a ja szybko zajęłam
miejsce obok Emily. Profesorka weszła do klasy i nagle zapadła
cisza. Kiedy już skończyła pisać swoje nazwisko na tablicy
powiedziała.
- Dzień dobry uczniowie.
- Dzień dobry Pani Alazir. – odpowiedzieliśmy chórem.
- Witam was wszystkich bardzo serdecznie w pierwszym dniu
szkoły. Widzę, że niektórzy z was poznali już naszą nową
uczennicę. – i w tym momencie wszyscy zaczęli się na mnie gapić.
Mogłam poczuć jak oblewa mnie rumieniec. Ohh... nienawidziłam
tego. Nauczycielka podeszła do miejsca, w którym siedziałam i
obdarzyła mnie miłym uśmiechem – Serdecznie witamy w naszej
szkole Zoey.
- Dziękuje. – odpowiedziałam i odwzajemniłam uśmiech.
Przez resztę lekcji mogłam zauważyć, że co chwilę ktoś się na mnie
patrzy, ale kompletnie mnie to nie obchodziło. W pewnym
momencie zauważyłam, że Emily jest dziwnie niespokojna, więc
zerknęłam na nią. Miętoliła coś w ręce i rzuciła do mnie. Na
szczęście nauczycielka tego nie zauważyła. Rozwinęłam kartkę na
której pisało:
Zoey wiem, że jesteś tu nowa i nie znasz za dobrze okolicy ale
mogłabyś wpaść do mnie dzisiaj wieczorem ? Pogadałybyśmy,
( zwłaszcza o chłopakach ), obżerały się chipsami itp. . . . To co,
wpadniesz ?
Spojrzałam w jej stronę i odpowiedziałam bezdźwięcznym „TAK”.
Chyba się ucieszyła, bo aż podskoczyła na krześle.
- Dobrze się czujesz Emily? – spytała nauczycielka. Wyczułam
nutkę sarkazmu w jej głosie.
- Tak, tak profesor Alazir. – odpowiedziała.
Nie mówiąc nic więcej, wróciła do czytania książki. Gdy zadzwonił
dzwonek szybko wyszłyśmy z klasy i skręciłyśmy w stronę
stołówki. W sumie byłam trochę głodna. Gdy usiadłyśmy przy stole
z tacami pełnymi jedzenia zaczęłyśmy gadać.
- Czy ta Pani Profesor zawsze jest taka miła dla nowych uczniów?
– spytałam Emily.
- Zazwyczaj tak, bo musi, ale już niedługo będzie cię traktować jak
resztę klasy.
- Dlaczego jest taka WREDNA ?
- Nie wiadomo. Słyszałam pewne historie na jej temat, ale to tylko
plotki. – powiedziała i trochę się spięła.
- Opowiedz mi o tym. Skoro jest moją wychowawczynią to mam
prawo coś o niej wiedzieć, prawda ? A poza tym , jak mi nie
powiesz to . . . nie przyjdę dzisiaj do ciebie. I nie będziemy gadać o
chłopakach, jeść chipsów i . . .
- Dobra, dobra. Już mówię. Cztery lata temu w Lexinwood zaczęły
się dziać dziwne rzeczy.
- Dziwne rzeczy, znaczy co? – parsknęłam śmiechem – Psy zaczęły
latać?
- To nie jest śmieszne Zoey. – powiedziała to tak poważnym tonem,
że czułam jak ciarki przechodzą po moim ciele – Nie mówiłabym ci
tego gdyby to nie było ważne.
- Okej. Sorki. Mów dalej .
- Tak więc. . . gdy zaczęłam chodzić tu do szkoły wszystko było
super dopóki . . .
I nagle naszą rozmowę przerwał głośny okrzyk radości :
- Zoey !
Odwróciłam się i krzyknęłam : Matt !
Rzuciłam się na niego, a on przytulił mnie tak mocno, że nie
mogłam złapać tchu.
- Oh Zoey ! Jak tam sprawy w domu ?
- Ciebie też dobrze widzieć. – powiedziałam i uśmiechnęłam się do
niego – no, jakoś leci. A u Ciebie ?
- Jak na razie to spoko. Jeszcze nie zmieniłem domu w stertę
gruzu, ale może już niedługo. – wybuchneliśmy śmiechem.
Przerwało nam chrząknięcie mojej nowej przyjaciółki.
- Ahh przepraszam. Matt to jest Emily moja nowa przyjaciółka.
Emily to jest Matt mój . . . jak na razie to najstarszy i
najzabawniejszy kumpel.
- Hej. – powiedziała uśmiechając się do niego. Nie znałam jej zbyt
długo, ale już wiedziałam, że jej się podoba. W sumie to nie jest
taki zły. Boże ! O czym ja myślę.
- Zoey? Wszystko gra? – spytał Matt.
- Tak jasne, zamyśliłam się tylko. – odpowiedziałam mu z
uśmiechem.
- Musze lecieć na lekcje, ale zobaczymy się później tak?
- No pewnie. – przytuliłam go jeszcze raz i odprowadziłam
wzrokiem do drzwi.
Gdy tylko wyszedł, Emily zaczęła wypytywać się o różne rzeczy,
oczywiście związane z moim najlepszym przyjacielem, którego
znałam od czasów dzieciństwa. Niestety, później musieliśmy się
rozstać, ponieważ razem z mamą wyprowadziliśmy się stąd.
Po lekcjach odprowadziłam moją nowo poznaną przyjaciółkę i
zaczęłam iść w stronę domu. Gdy otwarłam frontowe drzwi
zawołałam „ Jestem ! ” i nagle poczułam straszny smród
wydobywający się z kuchni. Szybko rzuciłam torbę i pobiegłam
sprawdzić co się dzieje. Z piekarnika wydobywał się dym, więc
szybko sięgnęłam po kuchenne rękawice i otworzyłam go. Na
szczęście okno było otwarte. Gdy weszłam do salonu moja mama
leżała na kanapie i spała. Przynajmniej tak mi się wydawało.
- Mamo. – powiedziałam i szturchnęłam ją, żeby się obudziła.
- Mamo, dalej wstawaj. Za 2 godziny muszę być u Emily.
Ukucnęłam przy niej, żeby upewnić się, że mnie słyszy.
- Mamo? Mamo wstawaj ! Mamo! Proszę obudź się… – zaczęłam
krzyczeć i szarpać ją. Sprawdziłam czy oddycha i zamarłam.
Mamo proszę ! ... – słyszałam jak mój głos drży. Szybko pobiegłam
do kuchni i zadzwoniłam po pogotowie. Czekałam na nich
wieczność. Gdy zabierali ja do Ambulansu płakałam jak opętana.
Straciłam już ojca, nie chciałam jeszcze stracić matki. Lekarz
powiedział mi, że brała bardzo silne leki przeciwbólowe i pewnie
zasnęła. Zapewniał mnie, że wszystko będzie dobrze i zrobią
wszystko co w ich mocy. Zostałam w domu i zadzwoniłam do
szkoły, w której uczyła się Mary. Dyrektorka szybko zareagowała
gdy powiedziałam jej co się stało. Przywiozła moją siostrę do domu
i powiedziała mi, że jak na razie to nie musi chodzić do szkoły. Gdy
tylko sobie poszła wytłumaczyłam Mary co się stało. Rozpłakała
się tak mocno, że myślałam, że się udusi. Szybko pojechałyśmy do
szpitala, by sprawdzić co się dzieje z naszą mamą. Kiedy lekarz
podszedł do nas, wiedziałam co powie, widać to było po wyrazie
jego twarzy.
- Idź się pobawić na placu, zaraz tam przyjdę. – powiedziałam
siostrze, która z grymasem na twarzy poszła w stronę drzwi.
- I jak się czuje ? – spytałam doktora. Gdy nic nie odpowiedział
poczułam jak łzy spływają mi po policzkach.
- Nie ... – powiedziałam nieco panicznym głosem.
- Spokojnie Zoey, wszystko będzie dobrze. Chodźmy
porozmawiamy w innym miejscu. – objął mnie ramieniem i
poszliśmy do jego gabinetu. Musiał mnie trzymać naprawdę
mocną, gdyż co chwile uginały się pode mną kolana. Gdy
doszliśmy na miejsce posadził mnie delikatnie na fotelu i
przykucnął.
- Wszystko dobrze Zoey? – spytał się widząc, że jestem cała blada.
Nie umiałam nic odpowiedzieć, więc tylko kiwnęłam głową i znów
wybuchłam płaczem. Przytulił się do mnie i zaczął pocieszać.
Wyglądał na młodego lekarza, miał około 24 lata i był naprawdę
miły. Opowiadał mi o tym co moja mama brała i na co chorowała.
Nigdy w życiu bym nie pomyślała, że jest chora, a jednak. Nic do
mnie nie docierało. Nie mogłam uwierzyć w to, co się przed chwilą
stało. Około godziny 22:30 zabrał mnie i Mary do domu. Spytał się
czy nie potrzebujemy jakiejś pomocy albo wsparcia i nagle zza
frontowych drzwi wybiegła nasza ciocia Isabel. Podziękowała
doktorowi za opiekę i zabrała nas do domu, który był cichszy niż
zwykle.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]