Lewandowska Agnieszka - Siostry. Kresy. Zsylka. Wielki Świat,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->„Kto nie więcej daje aniżeli otrzymał – jest zeremi jego przyjście na świat uznać można za zbyteczne.”Multatuli1Ledwo pociąg ruszył, mijając kolejne sektory opustoszałego peronu, a już z korytarza dałosię słyszeć: kawa, herbata, kipiatok, kawa, herbata… Barbara kupiła małą kawę. Potem żało-wała, że małą, bo przedsiębiorczy konduktor wszystkie napoje oferował w tej samej cenie.Pewnie dopiero dwie duże kawy pomogłyby jej pozbyć się uczucia senności. Mała, i to w do-datku nie za mocna, tylko je wzmogła. Miała za sobą nieprzespaną noc, spędzoną na twardym,rozpadającym się krzesełku, jednym z pięciu, które stanowiły siermiężne umeblowanie komi-sariatu milicji. Trafiła tam prosto z moskiewskiego dworca, na którym zatrzymała się w dro-dze ze swojego miasta, by przesiąść się do pociągu jadącego już bezpośrednio do Warszawy.Podczas kontroli okazało się, że jej bilet nie ma jednego stempla, a zatem jest wielce podej-rzany i sprawę jego zakupu należy niezwłocznie wyjaśnić. Jak spod ziemi wyrosło przed niąnatychmiast dwóch funkcjonariuszy, którzy gestami nieznoszącymi sprzeciwu wskazali jej dro-gę na posterunek. Tam opasły kapitan w poprzecieranym na kolanach i łokciach mundurzeprzesłuchanie rozpoczął nie od pytania o to, gdzie kupiła bilet i dlaczego nie sprawdziła godokładnie, ale ni stąd, ni zowąd zagadnął, jak miał na imię jej dziadek ze strony matki. Kiedyomówili członków najbliższej rodziny Barbary, na ściennym zegarze było po dwudziestej, apociąg, którym miała wyruszyć do Polski, dawno już odjechał.Sprawa wydawała się pomyślnie załatwiona, sam kapitan odcisnął na bilecie brakującąpieczątkę. Do odjazdu następnego pociągu na tej samej trasie zostały jednak całe dwadzieściacztery godziny. Co było robić? Barbara skorzystała z uprzejmego zaproszenia milicjantów iusiadła na korytarzu, próbując się choć trochę zdrzemnąć. Nie było to łatwe. Samo krzesłomogłoby raczej znaleźć zastosowanie w sali tortur, niż służyć do celów wypoczynkowych, ado tego oczy raziło niezwykle ostre, jarzeniowe światło, z którego nawet w nocy nie rezygno-wano. Rano dwaj dżentelmeni w równie wyświechtanych jak u kapitana mundurach odprowa-dzili Barbarę z powrotem na dworzec, aby przypadkiem nie zgubiła się w stolicy. Opowiadałapóźniej kuzynom w Polsce, z pełną powagą i przekonaniem, jak to ich władza troszczy się oszeregowego obywatela.Kiedy wsiadała do wyczekiwanego pociągu, myślała, że najgorsze, co miało ją spotkać wtej, od przeszło roku planowanej, podróży, ma już za sobą. Okazało się jednak, że bilet jest coprawda w jak najlepszym porządku, ale brakuje do niego miejscówki, którą miała wykupionąna dzień poprzedni. Życzliwie zaoferowano jej miejsce odkładane na korytarzu, co przyjęła zwestchnieniem ulgi, gdyż przerażała ją nieco perspektywa całonocnej jazdy na stojąco. Skrom-ny bagaż ustawiła tak, żeby nie przeszkadzał przechodzącym pasażerom, i już spokojnie mogławypić zamówioną kawę. Potem oparła głowę o – nie wiedzieć dlaczego – lepką ściankę od-gradzającą przedział od korytarza, przymknęła oczy i natychmiast pod jej drgającymi powieka-mi zaczęły przesuwać się obrazy, które wcześniej nigdy jej nie nawiedzały. A przecież od wy-darzeń, których były świadectwem, minęło ponad trzydzieści lat. Oto stłoczone w bydlęcymwagonie stoją wszystkie cztery, mama, Ludmiła, Helena i ona. Jadą w nieznane, nie wiedząc,ile dni mają już za sobą. Właśnie się zatrzymali, ale nie słychać, by w którymkolwiek wagonie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]