Lesław M Bartelski - Genealogia ocalonych, Kuciapka123

 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
LESŁAW M. BARTELSKI
GENEALOGIA
OCALONYCH
SZKICE O LATACH
1939-1944
2
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
3
Pełen żalu – ziemię krągłą
pozostawisz jak dzieciń-
stwo
i zejdziemy jak po scho-
dach
inną –
w sen zupełny, w sferę
w obszar, gdzie muzyki
twoje
grają ciągle
TADEUSZ GAJCY
PRZEDMOWA
Tę książkę szykowałem właściwie od lat i nosiłem ją w sobie od dawna, ale nie mogłem
się zdecydować, by nadać jej ostatecznie trwały kształt. Miałem zawsze obawy, że powiem
zbyt mało albo nie przekażę wszystkiego, co w mojej literackiej młodości było istotne. A po-
nadto –przyznam się szczerze – żyłem w pełni tamtymi czasami i nie było dla mnie przeszło-
ści, istniała ona jedynie nadal jako teraźniejszość. W życiu każdego nadchodzi jednak chwila,
którą za Conradem nazywamy „smugą cienia”. Broniłem się przed jej przekroczeniem, uda-
wałem przed samym sobą, że mnie to nie dotyczy, gdyż zachowałem własny świat, obszar
marzeń tylko mnie podległy. Nic bardziej fałszywego! To, co uważałem za teraźniejszość nie
ulegającą przemianom, jest już rzeczywiście przeszłością i stało się wbrew mojej woli wspo-
mnieniem. Co więcej –zaczyna ode mnie odpływać, niknąć jak cień o zmierzchu.
Prawda, że to wszystko, czego byłem świadkiem, należy już od dawna do historii i dlatego
mogłem, wygasły z tamtego płomienia, spojrzeć z większym spokojem i obiektywizmem na
pewne sprawy i ludzi, którzy mi byli szczególnie bliscy. Powinienem był tę książkę napisać
zaraz po wojnie, ale nie wiem, czybym ujął te zagadnienia we właściwych proporcjach. Pisa-
łem o tamtych latach wiele, nie umiałem jednak dać tego, co chciałem – jakiejś syntezy. I
dzisiaj mi o nią niełatwo. Zdaję sobie sprawę, że mimo ambicji ogarnięcia całości dałem ra-
czej obraz jednej grupy literackiej „Sztuki i Narodu”, z którą byłem najbliżej związany – ani-
żeli obiektywną kronikę tamtych lat. Tłumaczyć moją postawę i poglądy może pionierskość
tej pracy. Brak materiałów po bibliotekach, niepełne archiwa, ułamkowa wiedza o czasach
okupacji na pewno były jeszcze tym dodatkowym elementem, który utrudniał bardziej rze-
czowe opracowanie. Tamten okres wymyka się ponadto ocenom, jest tak specyficzny i nie-
powtarzalny, że trudno o kryteria. Łatwiej by mi było to wszystko ująć w kategoriach senty-
mentalnych. Nie o wspomnienia tu chodzi, lecz o ukazanie – nawet choćby był jednostronny!
– obrazu pewnej epoki, którą już teraz trudno nam w pełni zrozumieć, chociaż jej zapis lite-
racki jest niemal dosłowny i prawidłowy.
„Pokazanie okresu, w którym nam żyć wypadło, jako egzotyki jest warte trudu. Widzi się
wtedy ludzi podnoszących z wysiłkiem olbrzymie ciężary z tektury. Pot, jaki spływa im po
twarzy, i napięcie mięśni są jednak rzeczywiste. Dręczy ich świadomość, że te ciężary są wła-
ściwe tylko jednemu momentowi, czyli że rozumowo biorąc, pułapka historyczna, w jakiej się
znaleźli, mogłaby zostać otwarta za jednym pociśnięciem guzika” – napisał ktoś, nie pamię-
4
tam kto. Czy to prawda, nie wiem, ale przytaczam tę opinię, bo mimo swego jawnego cyni-
zmu wydaje mi się oryginalna. Fakty nie tłumaczą wszystkiego, ważniejsze od nich jest na-
pięcie wzruszeń moralnych, tak charakterystyczne dla mojego, strzaskanego porządnie przez
wojnę pokolenia. Były to roczniki poddane niesamowitemu ciśnieniu historii, która je prze-
poiła wielkimi ideałami, tym wspanialszymi, że całkowicie bezinteresownymi, ale zniekształ-
ciła jednocześnie wyobraźnię i życie. Zbyt wiele śmierci było przy nas, abyśmy mogli im ujść
bezkarnie. Prawda, że przeżyliśmy, niczego nie wyjaśnia poza stwierdzeniem pewnego zjawi-
ska biologicznego, trzeba jeszcze pokazać, jak przeżyliśmy tamte lata, o których naprawdę
pięknie pisał w 1944 roku Krzysztof Baczyński, z tą intuicją poety, świadczącą o wielkości:
Których nam nikt nie wynagrodzi
i których nic nam nie zastąpi,
lata – ojczyzno złej młodości,
trudnej starości dniu narodzin.
Nie jest ta książka sprawozdaniem. Raczej zbiorem impresji odpisanych z pamięci po la-
tach, stąd i możliwości luk. Nie jest rozprawą naukową, brak jej nieodzownego aparatu kry-
tycznego, chciałem ponadto, aby stała się przede wszystkim książką dla k a ż d e g o, kto ze-
chce po nią sięgnąć. Starałem się przybliżyć czytelnikowi, którego zainteresuje ta epoka, bli-
skich mi poległych, przekazać mu ten ogrom uczucia, jaki żywili dla spraw, które w końcu
przypłacili życiem. Dlaczego piszę: epoka? Nie z szacunku ani z trudnego do uniknięcia w
takich przypadkach patosu. Wydaje mi się, że okres historyczny pięciolecia 1939 – 1944 jest
na tyle zamknięty w sobie i tak niepodobny do innych, że zasługuje na określenie e p o k i.
Tak ją nazwą zresztą ci, którzy przyjdą po nas.
W książce starałem się ukazać nie tylko wydarzenia widziane przeze mnie, ale także i
wszystkie sprzeczności tamtych lat, wyrażające się w poszukiwaniu, często nieporadnym i
bezskutecznym, własnych dróg. Młoda literatura stąpała po omacku w zupełnych ciemno-
ściach, rzadko które z literackich pokoleń musiało zdobywać wiedzę o świecie w takim osa-
motnieniu twórczym. Były to lata niełatwych doświadczeń, w których za zgodność postawy
ideowej z życiem płaciło się zazwyczaj ceną najwyższą. Stąd tyle śmierci, równie tragicz-
nych, co bohaterskich, stąd niezwykła wspaniałość postaci, z jakimi się zetknąłem. Jeśli w tej
książce tyle cytatów, to dlatego, że chciałem, aby moi przyjaciele przemawiali własnymi sło-
wami, i dążyłem do tego, by osobista nuta została ściszona do granic maksymalnych. Nie jest
to bowiem pamiętnik, na to mam jeszcze czas, ale próba ukazania okupacji, jak ją przeżywali-
śmy w środowiskach literackich my, dwudziestoletni, na których spadł ciężar historii. Starali-
śmy się nie ugiąć przed nią, w najśmielszych ambicjach chcieliśmy twórczością zmieniać
rzeczywistość. Ale historia okazała się silniejsza od nas, bezwzględniejsza, i strzaskała w
gruncie rzeczy wojenną generację poetów.
I jej pamięci poświęcam tę książkę, pomny na słowa jednego z nas, Tadeusza Borowskie-
go:
Umarli, spaleni, rozstrzelani,
dla was pisze, koledzy młodości.
LESŁAW M. BARTELSKI
Warszawa, w grudniu 1959 r
.
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leborskikf.pev.pl
  •