Lechociński Tomasz - Łzy Boga, Książki - E-books

 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Autor: Tomasz Lechociński

Tytul: Łzy Boga

 

Z "NF" 9/95

 

 

Nadesłane na konkurs "Nowej Fantastyki" i "Kalejdoskopu"

 

                                                Jerzemu

 

 

   Słońce wychyliło się zza horyzontu. Na niebie szybowały

jasne obłoki, a na dole w dżungli wolno budziło się życie.

Ptaki rozpoczęły trele, małpy nawoływały się niespokojnie,

znak, że gdzieś pomiędzy drzewami spostrzegły morgha. Słonie

leśne dołączyły do tego porannego koncertu z nostalgiczną

pieśnią.

   Mgła nadal spowijała morze zieleni eterycznym płaszczem,

skrywając je przed słońcem.

   Dom Mężczyzn w połowie schowany w tej białej przestrzeni,

smukłym szczytem wbijał się w niebo. Słońce barwiło go na

czerwono, grało na szybach refleksami. Nagle od kolosa

oderwało się dwóch mężczyzn, którzy poszybowali na północ w

stronę Góry Łez Boga.

   Był drugi tydzień alconu, siódmego miesiąca roku. Dziś

Bóg płakał, a mężczyźni musieli zająć się Jego łzami.

 

   Ciemność otaczała go dając bezgraniczne poczucie

bezpieczeństwa. Nie zdawał sobie z tego sprawy, ale właśnie

odzyskiwał świadomość, a właściwie tworzył ją na nowo.

   Odczuwał pulsowanie krwi, słyszał jej szum, słyszał bicie

własnych serc, czasem wydawał ciche dźwięki. Z wolna z

zakamarków podświadomości powróciła zdolność artykułowanej

mowy. W przypływie bezmyślnej radości chciał jej użyć, ale

zakrztusił się, otworzywszy usta.

   Przestrzeń wokół wypełniała lepka, słodka substancja.

Począł szarpać błonę tworzącą to lepkie więzienie. Przebił

ją bez trudu tuż powyżej głowy. Ręce liznął zimny wiatr.

Odruchowo cofnął je w głąb swego otoczenia, do ciepłej,

przyjaznej mazi.

   Chciał tu pozostać, ale nieodparta siła ciągnęła go na

zewnątrz. Tkwiła w nim samym, szarpała jego umysłem,

krzyczała: - Wyjść! Chociaż bał się opuścić bezpieczną

ciemność, skoczył do przodu. Upadł na brzuch, pomacał

podłoże ręką - tysiące małych grudek poruszały się pod

palcami. Otworzył oczy.

   Światło oślepiło go i na chwilę sparaliżowało. Leżał

sztywny przyzwyczajając się do blasku dnia. Nie wiedział,

ile czasu leżał, ale w pewnym momencie uświadomił sobie, że

widzi wszystko wokół. Przyjrzał się grudkom, które drażniły

jego miękką skórę.

   "Zwykły piasek!" - pomyślał, a odkrycie to wydało mu się

bardzo śmieszne. Wypluł ostatki śluzu tkwiące w nosie i w

ustach. Zaczerpnął powietrza. Było cudowne, chłodne,

przepełnione zapachami lasu. Wciągał je nerwowymi haustami.

Jeżeli przestanie chociaż na chwilę, to przecież umrze.

Poczuł, że coś podnosi się z jego pleców. Odwrócił głowę.

   Skrzydła były prawie wyprostowane. Rozłożył je. Przez

chwilę podziwiał ich pomarańczowe i żółte plamy rozrzucone

po aksamitnej powierzchni. Machnął nimi raz i drugi.  Było

to zadziwiająco łatwe. Olbrzymie motyle skrzydła okazały się

lekkie. 

   - Wstawaj - usłyszał niski przyjazny głos. Bardzo wysoki

i dobrze zbudowany mężczyzna szedł w jego stronę.

Ciemnobrązowa skóra kontrastowała z zieloną kamizelką,

krótkimi spodenkami i zielonymi butami za kostkę. Skrzydła

mężczyzny tworzyły aksamitny płaszcz pokryty plamami we

wszystkich odcieniach zieleni.

   - Dobra robota - powiedział kucając. Pachniał potem i

czymś jeszcze, czego leżący nie potrafił rozpoznać. - Szybko

sobie poradziłeś. Teraz wstawaj i posiedź spokojnie, zanim

wydostanie się reszta.

   - Reszta?

   - Tak, reszta. Rozejrzyj się.

   Siedzieli wewnątrz kręgu o promieniu czterech metrów,

który tworzyło czternaście błękitnawych kryształów. Wewnątrz

stały kokony. Było ich jedenaście, z kilku wydostawali się

chłopcy, inne stały nietknięte. Ich brązowożółte, chropowate

powierzchnie wyglądały odrażająco.

   Chłopak wstał i chwiejnym krokiem podszedł do kryształu.

Usiadł. Obserwował mężczyzn pomagających opuszczać chłopcom

ich więzienia.

   Ciepły powiew przyszedł z zachodu. Nowo narodzony

popatrzył w tym kierunku. Poza krawędzią Gór Łez Boga

pogwizdywał wiatr. W dole rozciągało się zielone morze

liści.

   Chłopak zauważył kszałt na krawędzi nieba i ziemi.

   - Co to?

   - To Dom Kobiet, odwiedzisz go w swoim czasie, ale

najpierw pomieszkasz tam - zielonoskrzydły wskazał kreskę

ciemniejącą na tle błękitu wschodniej strony nieba. - W Domu

Mężczyzn. Tam wszystkiego się nauczysz.

   Nowo narodzony skinął głową i cierpliwie czekał, aż

reszta jego braci opuści kokony.

 

   Księga Genesis; fragment.

   Pierwszego dnia Pan stworzył światło. Rozpalił je w

gwiazdach i rozrzucił po Bezkresie.

   Drugiego dnia zapełnił Bezkres ciałami niebieskimi. Pan

uczynił wszechświat.

   Trzeciego dnia stworzył Ziemię. Dał jej słońce i dwa

księżyce - Lunę i Kemila.

   Czwartego dnia wlał w oceany wodę.

   Piątego dnia zapełnił Ziemię wszelakimi roślinami i

zwierzętami.

   Szóstego dnia stworzył Kobietę. Stworzył jej miejsce do

życia, dał jedzenie, schronienie i swoje uczucie. Pomimo to

kobieta nie była szczęśliwa. Czuła się samotna, nie miała

nikogo podobnego do niej, z kim mogłaby spędzać czas.

   Siódmego dnia Pan zapłakał nad samotnością kobiety, a z

Jego łzy powstał mężczyzna.

   Pan dał im ziemię we władanie. Niestety, Pierwsza rodziła

jedynie dziewczynki, więc Pan płakał nad samotnością każdej

z nich.

 

   Narni czekała na ojca w swoim pokoju i zaszywała dziurę w

spodniach. Halek mówiła, że dziewczynie nie przystoi chodzić

w spodniach, ale Narni to zupełnie nie obchodziło. Czuła się

w nich dobrze. Uważała się za rozsądną ośmiolatkę.

   Halek często prosiła ojca i matkę, aby wpłynęli na

młodszą siostrę, ale rodzice niewiele sobie robili z próśb

starszej córki.

   - To wyłącznie jej sprawa - powiedział któregoś dnia

ojciec do Halek.

   - Ja w jej wieku też lubiłam chodzić w spodniach - dodała

matka.

   Narni nie mogła zrozumieć niechęci siostry do męskiego

stroju. Może tak objawiało się dojrzewanie? Halek miała

przecież osiemnaście lat.

   Ale poza tym sporem jej siostra była wspaniała. Zawsze

znajdowała czas, aby wytłumaczyć zadania szkolne lub by

pomóc Narni, ilekroć ta poprosiła.

   Spodnie rozdarły się, gdy biegła po korytarzu szkolnym,

zastanawiając się nad tym, co powiedziała nauczycielka o

różnicach pomiędzy mężczyzną a kobietą. Szkoda, że Narni nie

uważała na lekcji, wiedziałaby więcej. Była pewna, że ojciec

wszystko jej wytłumaczy.

   Ojca nadal nie było. Narni odłożyła spodnie. Wyjrzała

przez okno. Niebo ciemniało. Mężczyźni unosili się w

powietrzu trzepocząc tęczowymi skrzydłami. Wielkie

żółtopomarańczowe słońce chyliło się ku zachodowi.

   Narni przypomniała sobie pięć nakazów Pana, jutro będzie

z nich odpowiadać.

   1. Nie będziesz podważał słów Pana.

   Narni położyła się do łóżka.

   2. Nie będziesz sprzeciwiał się woli Jego.

   Słońce zrobiło się czerwone.

   Dziewczynka zerknęła do zeszytu. Trzecie nakazanie

wypadało jej z głowy.

   3. Zakazał Pan mężczyznom wstępu w Ostatnią Bramę,

albowiem nie dla nich została stworzona.

   Ptak przemknął poprzez tarczę słońca.

   4. Zakazał Pan wstępu kobietom na Górę Łez, albowiem nie

jest to miejsce im przeznaczone.

   Wiatr szarpnął zasłonami.

   5. Zakazał Pan mężczyznom przebywać na Górze Łez w nocy w

czasie alconu, albowiem Pan wtedy płacze.

   Niebo stało się kompletnie granatowe. Leżała jeszcze

godzinę czekając na ojca, ale zapadł zmrok, po następnej

godzinie straciła nadzieję, że ojciec dziś wróci. Po ciemku

żaden mężczyzna nie latał; groziło to rozbiciem się o

wiatrochrony lub ściany Domu.

   Zrezygnowała i zmęczona zasnęła.

 

   Nowo narodzony unosił się w powietrzu. Rytmiczne

uderzenia pomarańczowych skrzydeł utrzymywały go w

przestworzach.

   Lecieli wraz z innymi chłopcami w kierunku Domu Mężczyzn.

Lot był przyjemny i łatwy. Chłopak się dziwił, nigdy

wcześniej nie latał, a podniebne szybowanie wydawało mu się

czymś zupełnie naturalnym.

   Po godzinie lotu smukły kształt Domu Mężczyzn powiększył

się znacznie. Można było dostrzec okna, tarasy i

wiatrochrony.

   Wylądowali na jednej z zachodnich platform. Lądowanie, w

przeciwieństwie do latania, okazało się trudne. Kilku

chłopców obiło sobie kolana lub inne części ciała.

Mężczyźni, którzy czekali na nich w wieży, pomogli im wstać.

   Kilku innych po krótkim przemówieniu wskazało nowo

narodzonym ich pokoje.

   Zaczynało się nowe życie.

 

   Rano ojciec już był. Oczywiście, zrobił zakupy i matka

mogła spokojnie zająć się śniadaniem.

   Ojciec golił się w łazience, jego pomarańczowe skrzydła,

na których matka natura rozsiała żółte plamki, zajmowały

prawie całą łazienkę, zwłaszcza że była bardzo mała.

   Narni przywitała się z matką i siostrą, która pałaszowała

kanapki. Przeszła do łazienki, stanęła w drzwiach i patrzyła

na ojca.

   - Cześć, słonko!

   - Cześć, tatku.

   Ojciec wyglądał bardzo zabawnie wysmarowany kremem do

golenia.

   - O co chodzi? - zapytał.

   Narni poczuła się ośmielona. Wahała się tylko chwilkę.

   - Tato, dlaczego tylko mężczyźni mają skrzydła? I

dlaczego nie ma tu chłopców w moim wieku?

   Ojciec nawet nie przerwał golenia.

   - Dlaczego tylko mężczyźni mają skrzydła, nie wiem. To

wola Boga. On tak nas stworzył, może miał dobry humor?

   - Dlaczego w Księdze mężczyźni nazwani zostali łzami?

   - Może dlatego, że pojawiają się na Górze Łez Boga?

   - Skąd się tam biorą?

   Narni była schowkiem pytań, co jakiś czas któreś z nich

wyskakiwało i domagało się odpowiedzi. Nox niestrudzenie

dyskutował z córką, uwielbiał jej napady ciekawości.

   - Sam bym chciał wiedzieć. Nikt nigdy nie odpowiedział na

to pytanie. Zawsze w alconie dzień lub dwa po odejściu kilku

kobiet w Ostatnią Bramę znajduje się paru chłopców na Górze

Łez. Zawsze tylu, ile kobiet odeszło.

   - Każdy mężczyzna to łza uroniona za odeszłą kobietę -

dodała matka.

   - Twoja mama może mieć rację.

   - Trochę to dziwne. Tato, czy to prawda, że macie dwa

serca?

   - Jacy my? Powiedziałaś "macie".

   - Miałam na myśli was, wszystkich mężczyzn.

   - Aha. Tak, moja córko, każdy mężczyzna ma dwa serca,

prawdopodobnie aby mógł latać. Latanie to duży wysiłek,

gdybyśmy mieli jedno serce, pewnie bylibyśmy bardzo zmęczeni

każdym lotem, a tak czasem tylko dostajemy zadyszki. Pani

wam tego na biologii nie mówiła?

   Narni uśmiechnęła się szelmowsko.

   - Mówiła, mówiła, tylko ja nie bardzo słuchałam.

   - O, żeby cię! - Ojciec posmarował nos córki kremem do

golenia.

   - Tato - zaśmiała się dziewczynka. - Przestań. Nie

odpowiedziałeś mi, dlaczego nie ma tu chłopców w moim wieku.

   - Wychodzą z kokonów starsi od ciebie o osiem lat. Więc

sama widzisz, że chłopców w twoim wieku w ogóle nie ma.

Nigdzie, ani tu, ani w Domu Mężczyzn.

   - A co robią chłopcy w Domu Mężczyzn?

   - Uczą się wszystkich potrzebnych rzeczy.

   - Nie mogą uczyć się tutaj? Szkoły są duże - upierała się

mała.

   - Nie. Tutaj nie nauczyliby się wszystkiego.

   - Czego by się tutaj nie nauczyli?

   - ...wszystkiego, rzeczy. - Nox zauważył ze zdziwieniem,

że nie pamięta dokładnie, co robił w Domu Mężczyzn.

Wiedział, że chodził tam do szkoły, ale Narni miała rację,

chłopcy mogliby uczyć się tutaj, w Domu Kobiet. Próbował

przypomnieć sobie coś jeszcze ze swojego dzieciństwa, ale

bezskutecznie. Coś blokowało jego wspomnienia, niczym ciemna

chmura pyłu skrywało obrazy przed promieniem świadomości.

   Nox był pewien, że było coś jeszcze, czego nie mógł

powiedzieć żonie ani córce. Prawdopodobnie było to coś

nieprzyjemnego.

   Narni wyszła z łazienki i zasiadła do stołu. Ciekawski

nastrój minął.

   Nox wiedział, że nie na długo i był za to córce

wdzięczny. Jej pytania, tak podstawowe, że aż głupie, dawały

do myślenia.

   Narni ze spakowanym tornistrem ruszyła do szkoły.

 

   Olbrzymia komnata tonęła w półmroku. Na zimnej posadzce

klęczało dwunastu chłopców. Byli odziani w błękitne tuniki z

żółtym emblematem na piersiach.

   Nox siedział obok Sega. Przed przyjściem tu kochali się

bez opamiętania. Była to ich pożegnalna noc. Dziś Bóg zmieni

ich w mężczyzn. Seg spojrzał na Noxa. Spojrzenia spotkały

się, były pełne smutku i strachu. Przez cały czas pobytu w

Domu Mężczyzn przygotowywano ich na ten dzień.

   Dzień Przejścia.

   Kapłan, który stał ukryty w mroku, zaczął śpiewać smutną

pieśń. Niskie mroczne tony opadały i wznosiły się

rytmicznie. Napełniały salę atmosferą tajemniczości i grozy.

   Do głosu kapłana dołączyły bębny. Po chwili zimny podmuch

wiatru przeszył chłopców, zmroził im serca.

   Płomienie świec zgasły. Panowała kompletna ciemność.

Jedynie muzyka i śpiew kapłana pozostawały realne.

   Wiatr szarpał tuniki. Chwytał za uszy, szczypał w twarz,

nogi i ręce. Wył do ucha.

   Nox nie mógł zobaczyć nawet czubka własnego nosa. Chciał

zawołać przyjaciół, ale nie mógł. Musiał stawić czoło

wichrowi sam. Musiał zaprzeć się tego, czym był dotychczas.

Łzą Boga. Musiał pokazać Panu, że jest mężczyzną.

   CZY WIERZYSZ WE MNIE, NOXIE?

   Głos w czaszce. Przejmujący i głęboki jak dzwon.

Strwożony chłopiec chciał wykrzyczeć odpowiedź, ale

wiedział, że to oznaczałoby śmierć. Okazałby strach niegodny

Mężczyzny.

   CZY WIERZYSZ WE MNIE, NOXIE?

   Pytanie drążyło ciało chłopca. Zdawało się go

przekształcać. Każda komórka chciała dać inną odpowiedź,

sprzeczności zmieniały chłopca w znak zapytania. Musiał

udzielić odpowiedzi. Musiał być odpowiedzią.

   Wierzę!

   Ciało uspokoiło się. Nox wrócił na chwilę do ciemnej

komnaty. Nie widział swoich towarzyszy, ale słyszał ich

ciężkie oddechy. Mroczna muzyka oddalała się.

   CZY BĘDZIESZ MI POSŁUSZNY, NOXIE?

   Przestrzeń wokół zawirowała. Czuł, że się rozpada. Atomy

jego ciała mknęły w różnych kierunkach. Musiał natychmiast

odpowiedzieć. MUSIAŁ.

   - Będę!

   Obecność BOGA stała się mniej natarczywa. Chłopiec

odczuwał spokój i zmęczenie. Pan przeszukiwał jego pamięć.

   Trzymał Sega w objęciach. Byli ze sobą szczęśliwi.

   PAMIĘTASZ?

   Kochali się z kilkoma innym chłopakami pod prysznicem.

Było mu dobrze. Dotykali swoich muskularnych młodych ciał.

Ocierali się skrzydłami. Dawali upust młodzieńczym żądzom.

   PAMIĘTASZ?

   Byli tacy szczęśliwi. Nie istniało nic i nikt poza nimi i

przyjemnościami.

   Pan znowu zmieniał go w pytanie. Spoglądał na życie Noxa

jego oczami, a chłopiec widział je oczami Pana.

   PAMIĘTASZ?

   - Pamiętam.

   Ciepłe i mocne dłonie dotykające jego ciała.

Przyśpieszone oddechy. Rozkosze pocałunków.

   WYRZEKASZ SIĘ?

   Wspaniała głębia oczu Sega. Ich smutne spojrzenie.

   WYRZEKASZ SIĘ?

   Uczucie rozpadu. Każda cząstka ciała oddzielna,

krzycząca: "Reszto, gdzie jesteś? Chcę być jednością! Nie

mogę być sama!!"

   WYRZEKASZ SIĘ?

   Tysiące godzin spędzonych razem.

   Każdy atom wirujący oddzielnie. Przestrzeń w ciągłym

ruchu, bez punktu odniesienia. Totalne zagubienie.

   - Wyrzekam się!

   NIGDY NIE PODZIELISZ SIĘ TYMI WSPOMNIENIAMI Z KOBIETĄ!

   - Tak, Panie!

   IDŹ WIĘC WOLNO, MĘŻCZYZNO. ZAPOMNIJ.

   Przestrzeń się zatrzymała. Ciało uspokoiło. Jedynie ból

pozostał.

   Nox leżał na zimnej posadzce. Był nieprzytomny. Słudzy

kapłanów podnieśli go. Po policzku spływała mu łza. Łza

bólu.

 

   Nox zerwał się. Usiadł na łóżku. Cały zroszony był potem.

Obok spała Miguet - jego ukochana złotowłosa żona. Oddychała

miarowo, pełna spokoju i ciepła.

   Mężczyźnie zrobiło się zimno na myśl, o czym śnił przed

chwilą. Otulił się skrzydłami. Pytania córki obudziły

przeszłość. Jej dziecinna ciekawość i niewinność rozbiły

nakaz Pana, a może to miłość ojcowska rozwiała mgłę

spowijającą wspomnienia? Nie wiedział.

   Wspomnienia tamtych dni wydawały się nierealne, zbyt

okropne, by mogły być prawdziwe, ale były. Wiedział o tym

dobrze. Czuł do siebie wstręt. Chciał jak najszybciej

zapomnieć o przeszłości, zostawić ją za sobą. Żyć jak

dawniej.

   Położył głowę na poduszce i oczekiwał na sen.

   - Nie powiem im, Panie - wyszeptał. Sen nie nadchodził.

Pytania zaczęły krążyć po głowie.

   Co stało się wtedy w wieży Mężczyzn? Czy musiałem się

tego wyrzec?

   Nox przypomniał sobie twarze tych chłopców, którzy nie

przeżyli Przejścia. Twarze sine, spuchnięte. Strumyki krwi

zakrzepłe pod oczami. Ciała wykręcone w konwulsjach. Rzeźby

stworzone przez ból.

   Czy oni się nie wyrzekli? Czy odpowiedzieli zbyt późno?

Może kłamali? Czy to na pewno był Pan, może to Cień podszył

się pod Niego?

   Wiatr zawył na zewnątrz Domu.

   Dlaczego nikomu nie urodził się chłopiec? Księga mówiła

prawdę?

   Nox zauważył, że wspomnienia z Domu Mężczyzn zaczęły

przed nim umykać. Robiły się mgliste i niewyraźne.

   Skąd się wziąłem na Górze Łez?

   Z tymi pytaniami krążącymi w głowie, czując rytm silnych

uderzeń swoich dwóch serc, w końcu zasnął.

   Spał niespokojnie, jak tysiące przed nim.

 

   Narni wyrzuciła w kąt spodnie. Jaka była głupia, że

kiedykolwiek chciała je nosić! Teraz zrozumiała, że Halek

miała rację. Spodnie to nie jest ubiór dla dziewczyny.

Owszem, są wygodne,, ale nie tak powabne jak odpowiednia

...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leborskikf.pev.pl
  •