Le Guin Ursula K. - Ziemiomorze 06 - Opowieści z Ziemiomorza, Czytadła

 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
URSULA K. LE GUIN
OPOWIEŚCI Z ZIEMIOMORZA
(Przełożyła Paulina Braitner)
SZUKACZ W MROCZNYCH CZASACH
Oto pierwsza karta Księgi Mroku, napisanej dawno temu runami
hardyckimi:
“Po tym, jak Elfarran i Morred zginęli, a wyspa Solea zatonęła pod falami,
Rada Mędrców władała w imieniu chłopca Serriadha, póki ten nie objął tronu.
Panował mądrze, lecz krótko, po nim zaś na Enladzie nastało siedmiu królów. Kraina
bogaciła się i żyła w pokoju. I wtedy zjawiły się smoki, najeżdżające zachodnie ziemie.
Czarnoksiężnicy na próżno próbowali je powstrzymać. Król Akambar przeniósł dwór z
Berili na Enladzie do miasta Havnor. Stamtąd wyruszył na czele floty przeciw
najeźdźcom z Krain Kargadzkich i wyparł ich na wschód. Oni jednak nadal wysyłali
łupieżcze statki, które zapuszczały się nawet na Morze Najgłębsze. Ostatni z królów,
Maharion, zawarł pokój ze smokami i Kargami, zapłacił jednak olbrzymią cenę, kiedy
zaś Pierścień Runiczny został złamany, Erreth-Akbe zginął w walce z wielkim
smokiem, a Maharion Śmiały padł ofiarą zdrady, zdawało się, że na Archipelagu
niepodzielnie zapanowało zło.
Wielu próbowało objąć tron Mahariona, nikt jednak nie zdołał go utrzymać, a
spory pretendentów podzieliły kraj. Miejsce wspólnoty i sprawiedliwości zajęły
kaprysy możnowładców. Szlachetnie urodzeni, kupcy i piraci, każdy, kto mógł sobie
pozwolić na wynajęcie żołnierzy i czarnoksiężników, ogłaszał się władcą wybranych
ziem i miast. Wodzowie czynili z pokonanych niewolników, lecz najemni chłopi także
byli niewolnikami, albowiem tylko panowie bronili ich przed innymi wodzami
łupiącymi wyspy i piratami nękającymi porty, a także bandami nieszczęsnych
banitów, których głód popychał do rabunku”.
Księga Mroku powstała pod koniec czasów, o których traktuje. To zbiór
wzajemnie sprzecznych opowieści, częściowych biografii i zniekształconych legend.
Jest jednym z nielicznych reliktów pochodzących z Mrocznych Lat, gdyż złaknieni
pochwał, nie prawdziwych historii wodzowie palili książki, z których jakiś pozbawiony
władzy biedak mógł nauczyć się, jak ją zdobyć.
Kiedy jednak do rąk wojownika trafiała księga wiedzy czarnoksięskiej, zwykle
zamykał ją w skarbcu bądź oddawał najętemu przez siebie magowi. Na marginesach
obok zaklęć i spisów imion, a także na ostatnich kartach owych ksiąg wiedzy
czarownik bądź jego uczeń notował wybuch zarazy, głód, napaść, zmianę pana, a
także zaklęcia użyte przy tych okazjach i ich skuteczność. Podobne zapiski ujawniają
od czasu do czasu chwile jaśniejsze, lecz nadal otoczone ciemnością. Chwile te są
niczym oświetlony statek widziany przez moment w deszczową noc daleko w morzu.
O owych czasach traktują jeszcze pieśni, stare ballady i zaśpiewki z małych
wysepek i spokojnych wyżyn Havnoru.
Wielki Port Havnor to miasto leżące w sercu świata, miasto białych wież nad
zatoką. Na najwyższej z nich miecz Erreth-Akbego odbija pierwsze i ostatnie
promienie słońca. Przez Havnor przepływa cały handel, całe rzemiosło i nauka
Ziemiomorza, niezmierzone bogactwa Archipelagu. Tam też zasiada król, który
powrócił po scaleniu Pierścienia i była to oznaka uzdrowienia świata. A w dawnych
czasach w owym mieście mężczyźni i kobiety z wyspy rozmawiali ze smokami.
Havnor jest jednak także Wielką Wyspą, rozległą, bogatą krainą. W miastach w
głębi lądu, na farmach pokrywających zbocza góry Onn praktycznie nic się nie
zmienia. W tamtych okolicach warta zaśpiewania pieśń kiedyś znów zostanie
zaśpiewana. Starcy w tamtejszych tawernach opowiadają o Morredzie, jakby znali go
sami w czasach bohaterskiej młodości, a dziewki zaganiające krowy do obory snują
opowieści o Kobietach Dłoni, zapomnianych wszędzie indziej, nawet na Roke, ale nie
pośród owych cichych, zalanych promieniami słońca dróg i pól, w kuchniach, przy
paleniskach, wokół których pracują i rozmawiają stateczne gospodynie.
W czasach królów magowie zbierali się na dworze enladzkim, a później w
Havnorze, aby doradzać królowi i sobie nawzajem, korzystając ze swej mocy do
osiągania celów, które uznali za słuszne. Lecz w owych mrocznych latach
czarnoksiężnicy sprzedawali usługi temu, kto płacił najwięcej. Staczali pojedynki i
walki na czary, nie dbając o zło, które czynią; czasem nawet czynili je świadomie. Głód
i
zarazy,
wysychanie źródeł, wiosny bez deszczu i zimy bez wiosny, narodziny
chorych, kalekich młodych wśród owiec i bydła, narodziny chorych i kalekich dzieci
na wyspach - wszystko to przypisywano praktykom czarodziejów i czarownic, często
nie bez podstaw.
Praktykowanie magii stało się zajęciem niebezpiecznym - chyba że ktoś
zapewnił sobie ochronę silnego wodza, lecz nawet wtedy mógł zginąć w starciu z
czarnoksiężnikiem potężniejszym od siebie. A jeśli mag przestał mieć się na baczności
wśród zwykłych ludzi, także mógł zginąć, wyspiarze bowiem uważali go za źródło
najgorszego zła, wcielenie grozy. W owych latach według zwykłych ludzi istniała
wyłącznie czarna magia.
Wtedy właśnie wioskowe sztuczki i - przede wszystkim - kobiece czary zyskały
sobie złą sławę, która przylgnęła do nich na dobre. Czarownice słono płaciły za
uprawianie sztuki, którą uznały za własną. Opieka nad ciężarnymi niewiastami i
zwierzętami, porody, nauka pieśni i rytuałów, doglądanie porządku w polu i ogrodzie,
budowa i sprzątanie domu, dbanie o meble, wydobycie rud i metali zawsze należały
do obowiązków kobiet. Czarownice wymieniały się licznymi zaklęciami i urokami
zapewniającymi powodzenie w owych przedsięwzięciach. Gdy jednak coś poszło nie
tak podczas narodzin bądź w polu, winę przypisywano wiedźmie, a walki
czarnoksiężników używających beztrosko trucizn i klątw do zapewnienia sobie
tymczasowej przewagi bez względu na dalsze konsekwencje sprawiały, iż wypadki
zdarzały się coraz częściej. Magowie wywoływali susze i powodzie, nieurodzaje,
pożary i choroby, a za ich winy cierpiała wioskowa czarownica. Biedaczka nie
wiedziała, czemu jej uzdrawiający urok przeklinał ranę i wywoływał gangrenę, czemu
dziecko, które sprowadziła na świat, okazywało się imbecylem, dlaczego
błogosławieństwo wypalało ziarno w bruzdach i niszczyło jabłka na drzewie. Ktoś
jednak musiał za to zapłacić, a wiedźma bądź czarodziej byli pod ręką w samej wiosce
i mieście, nie w zamku władcy czy twierdzy strzeżonej przez zbrojnych i ochronne
zaklęcia. Czarodzieje i czarownice tonęli w zatrutych studniach, płonęli na
dotkniętych suszą polach, ginęli pogrzebani żywcem, by użyźnić martwą ziemię.
Tak tedy stosowanie i nauka ich sztuki stały się niebezpieczne. Ci, którzy się
nią zajmowali, często i tak należeli do grona wyrzutków, kalek, szaleńców, ludzi
samotnych, starców - kobiet i mężczyzn mających niewiele do stracenia. Mądrzy
mężczyźni i kobiety, szanowani i cieszący się zaufaniem mieszkańców, ustąpili pola
groteskowym, nieporadnym, wioskowym czarownikom znającym tylko nędzne
sztuczki i wiedźmom, których mikstury wywołują jedynie żądze, zazdrość i nienawiść.
Magiczny talent u dziecka stał się czymś strasznym. Rodzice lękali się go i ukrywali.
Oto opowieść z owych czasów. Część z niej pochodzi z Księgi Mroku, inne
fragmenty z Haynoru, z gospodarstw na górze Onn i wśród lasów Faliernu. Z
podobnych urywków i fragmentów da się złożyć całą historię. Choć jest lekka i
zwiewna, utkana na wpół z pogłosek i domysłów, może jednak okazać się prawdą. To
opowieść o Założeniu Roke, a jeśli mistrzowie z Roke twierdzą, że nie tak to
wyglądało, niech opowiedzą, jak szkoła powstała naprawdę. Czasy, w których Roke
stała się wyspą czarnoksiężników, spowija bowiem mgła i możliwe, iż umieścili ją tam
sami czarnoksiężnicy.
WYDRA
W naszym strumyku mieszka wydra,
Przebiegła i jak człowiek chytra,
Wszelkie magiczne zna zaklęcia,
Mowę człowieka i zwierzęcia,
A woda płynie bystro w dal,
A woda płynie w dal.
Wydra był synem szkutnika pracującego w dokach Wielkiego Portu Havnor.
Imię użytkowe nadała mu matka. Pochodziła z farmy w wiosce Skraj Drogi na
północny zachód od góry Onn. Przybyła do miasta jak wielu innych, w poszukiwaniu
pracy. Szkutnik i jego rodzina, porządni ludzie, uczciwie pracujący w ciężkich czasach,
woleli nie rzucać się w oczy, by nie sprowadzić na siebie nieszczęścia. Kiedy więc
zrozumieli, że chłopak obdarzony został talentem magicznym, ojciec próbował wybić
mu go z głowy.
- Równie dobrze mógłbyś bić chmurę za to, że deszcz z niej pada - powiedziała
matka Wydry.
- Uważaj, byś nie wbił go w gniew - dodała ciotka.
- I żeby zaklęciem nie zwrócił na ciebie twego własnego pasa - rzekł wuj.
Chłopak jednak nie uciekł się do żadnych sztuczek. W milczeniu zbierał cięgi i
uczył się ukrywać swój dar.
Magia wcale nie wydawała mu się czymś wielkim. Zaświecenie srebrzystego
światełka w ciemnym pokoju, odnalezienie zgubionej szpilki samą myślą i naprawa
uszkodzonych spojeń - po prostu przesuwał dłonią nad drewnem i przemawiał do
niego - przychodziły mu łatwo, aż nie pojmował, czemu inni tak bardzo się tym
przejmują. Ojciec jednak wściekał się, gdy chłopak ułatwiał sobie pracę. Kiedyś nawet,
gdy Wydra przemawiał do drewna, ojciec uderzył go w usta i kazał posługiwać się
wyłącznie narzędziami, w milczeniu.
- Zupełnie jakbyś znalazł wspaniały klejnot - próbowała wyjaśnić mu matka. -
Cóż mógłby począć z diamentem ktoś z nas? Tylko ukryć. Każdy, kto miałby dość
pieniędzy, by go od nas kupić, miałby też dość sił, by nas zabić. Ukrywaj swój talent i
trzymaj się z daleka od wielkich ludzi i ich sztukmistrzów!
W owych czasach czarodziejów nazywano sztukmistrzami.
Jedną ze zdolności, jakie niesie ze sobą magiczna moc, jest rozpoznawanie
mocy u innych. Czarodziej zawsze pozna czarodzieja. Ukrycie się wymaga wiedzy i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leborskikf.pev.pl
  •