Le Guin Ursula K. - 05 Opowiesci z Ziemiomorza,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
URSULA K. LE GUIN
OPOWIEŚCI
Z
ZIEMIOMORZA
(Przełożyła Paulina Braitner)
SZUKACZ W MROCZNYCH CZASACH
Oto pierwsza karta Księgi Mroku, napisanej dawno temu runami hardyckimi:
“Po tym, jak Elfarran i Morred zginęli, a wyspa Solea zatonęła pod falami, Rada
Mędrców władała w imieniu chłopca Serriadha, póki ten nie objął tronu. Panował mądrze,
lecz krótko, po nim zaś na Enladzie nastało siedmiu królów. Kraina bogaciła się i żyła w
pokoju. I wtedy zjawiły się smoki, najeżdżające zachodnie ziemie. Czarnoksiężnicy na próżno
próbowali je powstrzymać. Król Akambar przeniósł dwór z Berili na Enladzie do miasta
Havnor. Stamtąd wyruszył na czele floty przeciw najeźdźcom z Krain Kargadzkich i wyparł
ich na wschód. Oni jednak nadal wysyłali łupieżcze statki, które zapuszczały się nawet na
Morze Najgłębsze. Ostatni z królów, Maharion, zawarł pokój ze smokami i Kargami, zapłacił
jednak olbrzymią cenę, kiedy zaś Pierścień Runiczny został złamany, Erreth-Akbe zginął w
walce z wielkim smokiem, a Maharion Śmiały padł ofiarą zdrady, zdawało się, że na
Archipelagu niepodzielnie zapanowało zło.
Wielu próbowało objąć tron Mahariona, nikt jednak nie zdołał go utrzymać, a spory
pretendentów podzieliły kraj. Miejsce wspólnoty i sprawiedliwości zajęły kaprysy
możnowładców. Szlachetnie urodzeni, kupcy i piraci, każdy, kto mógł sobie pozwolić na
wynajęcie żołnierzy i czarnoksiężników, ogłaszał się władcą wybranych ziem i miast.
Wodzowie czynili z pokonanych niewolników, lecz najemni chłopi także byli niewolnikami,
albowiem tylko panowie bronili ich przed innymi wodzami łupiącymi wyspy i piratami
nękającymi porty, a także bandami nieszczęsnych banitów, których głód popychał do
rabunku".
Księga Mroku powstała pod koniec czasów, o których traktuje. To zbiór wzajemnie
sprzecznych opowieści, częściowych biografii i zniekształconych legend. Jest jednym z
nielicznych reliktów pochodzących z Mrocznych Lat, gdyż złaknieni pochwał, nie
prawdziwych historii wodzowie palili książki, z których jakiś pozbawiony władzy biedak
mógł nauczyć się, jak ją zdobyć.
Kiedy jednak do rąk wojownika trafiała księga wiedzy czarnoksięskiej, zwykle
zamykał ją w skarbcu bądź oddawał najętemu przez siebie magowi. Na marginesach obok
zaklęć i spisów imion, a także na ostatnich kartach owych ksiąg wiedzy czarownik bądź jego
uczeń notował wybuch zarazy, głód, napaść, zmianę pana, a także zaklęcia użyte przy tych
okazjach i ich skuteczność. Podobne zapiski ujawniają od czasu do czasu chwile jaśniejsze,
lecz nadal otoczone ciemnością. Chwile te są niczym oświetlony statek widziany przez
moment w deszczową noc daleko w morzu.
O owych czasach traktują jeszcze pieśni, stare ballady i zaśpiewki z małych wysepek i
spokojnych wyżyn Havnoru.
Wielki Port Havnor to miasto leżące w sercu świata, miasto białych wież nad zatoką.
Na najwyższej z nich miecz Erreth-Akbego odbija pierwsze i ostatnie promienie słońca. Przez
Havnor przepływa cały handel, całe rzemiosło i nauka Ziemiomorza, niezmierzone bogactwa
Archipelagu. Tam też zasiada król, który powrócił po scaleniu Pierścienia i była to oznaka
uzdrowienia świata. A w dawnych czasach w owym mieście mężczyźni i kobiety z wyspy
rozmawiali ze smokami.
Havnor jest jednak także Wielką Wyspą, rozległą, bogatą krainą. W miastach w głębi
lądu, na farmach pokrywających zbocza góry Onn praktycznie nic się nie zmienia. W tamtych
okolicach warta zaśpiewania pieśń kiedyś znów zostanie zaśpiewana. Starcy w tamtejszych
tawernach opowiadają o Morredzie, jakby znali go sami w czasach bohaterskiej młodości, a
dziewki zaganiające krowy do obory snują opowieści o Kobietach Dłoni, zapomnianych
wszędzie indziej, nawet na Roke, ale nie pośród owych cichych, zalanych promieniami słońca
dróg i pól, w kuchniach, przy paleniskach, wokół których pracują i rozmawiają stateczne
gospodynie.
W czasach królów magowie zbierali się na dworze enladzkim, a później w Havnorze,
aby doradzać królowi i sobie nawzajem, korzystając ze swej mocy do osiągania celów, które
uznali za słuszne. Lecz w owych mrocznych latach czarnoksiężnicy sprzedawali usługi temu,
kto płacił najwięcej. Staczali pojedynki i walki na czary, nie dbając o zło, które czynią;
czasem nawet czynili je świadomie. Głód i
zarazy,
wysychanie źródeł, wiosny bez deszczu i
zimy bez wiosny, narodziny chorych, kalekich młodych wśród owiec i bydła, narodziny
chorych i kalekich dzieci na wyspach - wszystko to przypisywano praktykom czarodziejów i
czarownic, często nie bez podstaw.
Praktykowanie magii stało się zajęciem niebezpiecznym - chyba że ktoś zapewnił
sobie ochronę silnego wodza, lecz nawet wtedy mógł zginąć w starciu z czarnoksiężnikiem
potężniejszym od siebie. A jeśli mag przestał mieć się na baczności wśród zwykłych ludzi,
także mógł zginąć, wyspiarze bowiem uważali go za źródło najgorszego zła, wcielenie grozy.
W owych latach według zwykłych ludzi istniała wyłącznie czarna magia.
Wtedy właśnie wioskowe sztuczki i - przede wszystkim - kobiece czary zyskały sobie
złą sławę, która przylgnęła do nich na dobre. Czarownice słono płaciły za uprawianie sztuki,
którą uznały za własną. Opieka nad ciężarnymi niewiastami i zwierzętami, porody, nauka
pieśni i rytuałów, doglądanie porządku w polu i ogrodzie, budowa i sprzątanie domu, dbanie o
meble, wydobycie rud i metali zawsze należały do obowiązków kobiet. Czarownice
wymieniały się licznymi zaklęciami i urokami zapewniającymi powodzenie w owych
przedsięwzięciach. Gdy jednak coś poszło nie tak podczas narodzin bądź w polu, winę
przypisywano wiedźmie, a walki czarnoksiężników używających beztrosko trucizn i klątw do
zapewnienia sobie tymczasowej przewagi bez względu na dalsze konsekwencje sprawiały, iż
wypadki zdarzały się coraz częściej. Magowie wywoływali susze i powodzie, nieurodzaje,
pożary i choroby, a za ich winy cierpiała wioskowa czarownica. Biedaczka nie wiedziała,
czemu jej uzdrawiający urok przeklinał ranę i wywoływał gangrenę, czemu dziecko, które
sprowadziła na świat, okazywało się imbecylem, dlaczego błogosławieństwo wypalało ziarno
w bruzdach i niszczyło jabłka na drzewie. Ktoś jednak musiał za to zapłacić, a wiedźma bądź
czarodziej byli pod ręką w samej wiosce i mieście, nie w zamku władcy czy twierdzy
strzeżonej przez zbrojnych i ochronne zaklęcia. Czarodzieje i czarownice tonęli w zatrutych
studniach, płonęli na dotkniętych suszą polach, ginęli pogrzebani żywcem, by użyźnić martwą
ziemię.
Tak tedy stosowanie i nauka ich sztuki stały się niebezpieczne. Ci, którzy się nią
zajmowali, często i tak należeli do grona wyrzutków, kalek, szaleńców, ludzi samotnych,
starców - kobiet i mężczyzn mających niewiele do stracenia. Mądrzy mężczyźni i kobiety,
szanowani i cieszący się zaufaniem mieszkańców, ustąpili pola groteskowym, nieporadnym,
wioskowym czarownikom znającym tylko nędzne sztuczki i wiedźmom, których mikstury
wywołują jedynie żądze, zazdrość i nienawiść. Magiczny talent u dziecka stał się czymś
strasznym. Rodzice lękali się go i ukrywali.
Oto opowieść z owych czasów. Część z niej pochodzi z Księgi Mroku, inne fragmenty
z Haynoru, z gospodarstw na górze Onn i wśród lasów Faliernu. Z podobnych urywków i
fragmentów da się złożyć całą historię. Choć jest lekka i zwiewna, utkana na wpół z pogłosek
i domysłów, może jednak okazać się prawdą. To opowieść o Założeniu Roke, a jeśli
mistrzowie z Roke twierdzą, że nie tak to wyglądało, niech opowiedzą, jak szkoła powstała
naprawdę. Czasy, w których Roke stała się wyspą czarnoksiężników, spowija bowiem mgła i
możliwe, iż umieścili ją tam sami czarnoksiężnicy.
WYDRA
W naszym strumyku mieszka wydra,
Przebiegła i jak człowiek chytra,
Wszelkie magiczne zna zaklęcia,
Mowę człowieka i zwierzęcia,
A woda płynie bystro w dal,
A woda płynie w dal.
Wydra był synem szkutnika pracującego w dokach Wielkiego Portu Havnor. Imię
użytkowe nadała mu matka. Pochodziła z farmy w wiosce Skraj Drogi na północny zachód od
góry Onn. Przybyła do miasta jak wielu innych, w poszukiwaniu pracy. Szkutnik i jego
rodzina, porządni ludzie, uczciwie pracujący w ciężkich czasach, woleli nie rzucać się w
oczy, by nie sprowadzić na siebie nieszczęścia. Kiedy więc zrozumieli, że chłopak obdarzony
został talentem magicznym, ojciec próbował wybić mu go z głowy.
- Równie dobrze mógłbyś bić chmurę za to, że deszcz z niej pada - powiedziała matka
Wydry.
- Uważaj, byś nie wbił go w gniew - dodała ciotka.
- I żeby zaklęciem nie zwrócił na ciebie twego własnego pasa - rzekł wuj.
Chłopak jednak nie uciekł się do żadnych sztuczek. W milczeniu zbierał cięgi i uczył
się ukrywać swój dar.
Magia wcale nie wydawała mu się czymś wielkim. Zaświecenie srebrzystego
światełka w ciemnym pokoju, odnalezienie zgubionej szpilki samą myślą i naprawa
uszkodzonych spojeń - po prostu przesuwał dłonią nad drewnem i przemawiał do niego -
przychodziły mu łatwo, aż nie pojmował, czemu inni tak bardzo się tym przejmują. Ojciec
jednak wściekał się, gdy chłopak ułatwiał sobie pracę. Kiedyś nawet, gdy Wydra przemawiał
do drewna, ojciec uderzył go w usta i kazał posługiwać się wyłącznie narzędziami, w
milczeniu.
- Zupełnie jakbyś znalazł wspaniały klejnot - próbowała wyjaśnić mu matka. - Cóż
mógłby począć z diamentem ktoś z nas? Tylko ukryć. Każdy, kto miałby dość pieniędzy, by
go od nas kupić, miałby też dość sił, by nas zabić. Ukrywaj swój talent i trzymaj się z daleka
od wielkich ludzi i ich sztukmistrzów!
W owych czasach czarodziejów nazywano sztukmistrzami.
Jedną ze zdolności, jakie niesie ze sobą magiczna moc, jest rozpoznawanie mocy u
innych. Czarodziej zawsze pozna czarodzieja. Ukrycie się wymaga wiedzy i umiejętności, a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]