La Rosa Negra 1-10, OPOWIADANIA FANÓW
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
La Rosa Negra
Author: Kithira
Beta: Frill, gościnnie: Paulina
PROLOG
Stałam przez chwilę przed wielkimi, drewnianymi drzwiami, bardziej przypominającymi wrota
do zamku niż wejście do klubu, wahając się, czy dobrze postępuję. Pchnęłam je z całej siły i
wbrew pozorom nawet nie zaskrzypiały. Weszłam niepewnym krokiem do środka i znalazłam
się w szerokim holu, w którym panowała ciemność. Być może, nie jest to najlepsze miejsce dla
osoby takiej jak ja, ale ciekawszej oferty nie znalazłam przez ostatnie trzy tygodnie.
Oszczędności zaczynały się kończyć, więc musiałam to zrobić.
- Przepraszam, jest tutaj ktoś? - Zapytałam z niepokojem w głosie. Ponownie ogarnęły mnie
wątpliwości, czy dobrze zrobiłam, przekraczając próg. Poczułam powiew zimnego powietrza,
który wywołał dreszcz przebiegający wzdłuż mojego kręgosłupa. Usłyszałam chrapliwy śmiech
i czyjaś dłoń dotknęła mojego ramienia.
- Nie bój się, maleńka, ja nie gryzę - wzdrygnęłam się na dźwięk tych słów, po czym delikatnie
odwróciłam głowę. Chciałam wiedzieć, do kogo należy ten szept, lecz moim oczom ukazały się
jedynie lekko opadające blond włosy i białe, równe zęby. Przez ogarniającą nas ciemność nie
byłam w stanie dostrzec niczego więcej.
- Szukasz pracy? – Mężczyzna upewnił się, popychając mnie lekko do przodu. Przytaknęłam
głową, ponieważ głos zamarł mi w gardle. Koncentrując się na osobniku, od którego zalatywało
alkoholem, nie zauważyłam, że zostałam wprowadzona do innego pomieszczenia i
znajdowałam się obecnie w środku klubu. W oczy rzucił mi się długi, biały blat fantazyjnie
oświetlony przez małe reflektory, a tuż za nim bar. Piękne szklane gabloty, wypełnione po
brzegi różnego rodzaju napojami, lśniły w tysiącach odcieni. Efekt był niesamowity.
Spostrzegłam, że jest to zasługa wielkiej, różnobarwnej kuli, zwisającej leniwie pod sufitem
.
Po pierwszym oszołomieniu rozejrzałam się wokół. Sala wydawała się niewyobrażalnie duża,
pomarańczowy parkiet był otoczony przez loże obite czarną skórą, która idealnie kontrastowała
z krwistoczerwonymi ścianami. Odwróciłam się i ujrzałam dwa pomieszczenia nakryte
kolebkowym sklepieniem. Jedno było całkowicie odsłonięte i można było dostrzec
najnowocześniejszy sprzęt. Domyśliłam się, że zapewne jest to miejsce DJ’a. Większą uwagę
przykuło drugie lokum, trochę bardziej obszerne i zaszklone.
Wnętrze klubu różniło się diametralnie od holu, w którym spotkałam nieznajomego.
Ups, chyba
o nim zapomniałam
. Pomyślałam i zwróciłam się w stronę baru
,
o który opierał się tajemniczy
mężczyzna. Zauważył moje zainteresowanie i skinął dłonią, abym do niego podeszła.
Wciągnęłam powietrze głęboko do płuc i wolnym krokiem ruszyłam w jego kierunku. Miałam
okazję dokładnie mu się przyjrzeć, ponieważ miejsce, w którym stał zostało oświetlone przez
padające smugi reflektorów.
Był wysoki, nawet nieźle zbudowany. Posiadał półdługie, blond włosy delikatnie opadające na
uszy. Oczy koloru ciemnej zieleni otaczała siateczka zmarszczek. Świdrował mnie spojrzeniem
i nie mogłam oderwać wzroku od jego pięknych tęczówek. Prawdopodobnie to zauważył,
ponieważ zaśmiał się cicho, a ja w tym samym momencie spłonęłam rumieńcem. Opierając się
o blat, ze szklanką whisky wyglądał niezwykle seksownie. Poczułam lekkie mrowienie w dole
brzucha.
Opanuj się, przecież nawet go nie znasz.
Skarciłam się w myślach, po czym
podeszłam, wyciągając dłoń w jego kierunku.
Uśmiechnął się podejrzliwie i podał mi rękę. Jej ciepło przeszyło wszystkie komórki mojego
ciała.
- Carlisle – przedstawił się, przytulając mnie lekko.
- Isabella… - szepnęłam, a po chwili dodałam nieco głośniej. - Bella… Swan.
Tak oto, dałam sobie kolejną szansę. Nowe życie, którego historia zaczęła się w tym klubie. W
klubie zwanym La Rosa Negra.
ROZDZIAŁ I
- Co podać? – Zapytałam, uśmiechając się do następnego mężczyzny, starającego się o mój
numer telefonu.
- Najlepiej ciebie – szepnął, zmniejszając odległość między naszymi twarzami. Poczułam
zapach alkoholu wydobywający się z jego ust i spostrzegłam zamglony wzrok, lustrujący mnie
z góry na dół.
- Niestety, takich słodkości nie podajemy – odpowiedziałam, cmokając w powietrze. – Może
zdecyduje się, pan, na coś innego? - Zmusiłam usta do sztucznego uśmiechu. Nie lubiłam takich
sytuacji. Owszem, minęło pół roku, odkąd pracuję w tym klubie jako barmanka, ale napaleni
mężczyźni z alkoholowym chuchem nie należeli do ulubionych atrakcji wieczoru.
- W takim razie, dzisiaj pozostanę przy Apres Ski - miał minę zbolałego psa, a w jego głosie
było wyraźnie słychać nutkę zawodu.
Odwróciłam się na moment, aby przyrządzić drinka. Zmieszałam wszystkie płynne substancje,
po czym wlałam je do przezroczystej szklanki, do połowy wypełnionej lodem. Dolałam
lemoniady, zawieszając na końcu plasterek cytryny i listek mięty. Postawiłam zamówienie
przed klientem, który nie mógł oderwać wzroku od mojego ciała. Jego spojrzenie utkwiło w
zagłębieniu mojego, dość skromnego, dekoltu. Przeszedł mnie lekki dreszcz, wywołany odrazą,
jaką napawał mnie ten mężczyzna.
- Należy się sześć dolarów – powiedziałam chłodno, mając nadzieję, że nie będzie więcej się do
mnie przystawiał. Wyciągnął portfel z tylnej kieszeni spodni i podsunął wyliczoną kwotę.
Uśmiechnęłam się delikatnie, a on mrugnął do mnie. Po chwili już go nie było. W duchu
cieszyłam się, że dał sobie spokój. Wielu klientów męczyło mnie do tego stopnia, że musiałam
wzywać ochronę.
Spojrzałam na ludzi bawiących się w kubańskim rytmie. Był to jeden ze spokojniejszych
wieczorów, niedziela nie była ulubionym dniem zabaw. Na parkiecie można było dostrzec tak
samo młodych ludzi, którzy przyszli się rozerwać po ciężkim dniu, jak i dojrzałych, pewnych
siebie, bogatych obywateli naszego kraju, którzy w dzień byli wzorem cnót dla szarego
społeczeństwa, a wieczorami, właśnie w takich miejscach ukazywali swoje prawdziwe żądze i
upodobania.
Wzrok wszystkich zawsze przyciągało tych dwoje, tańczących pośród tłumu. Nora, dziewczyna
kusząca mężczyzn każdym, nawet najmniejszym ruchem ciała i Emmett, przyciągający kobiety
swoją niebywałą muskulaturą i namiętnością, która emanowała z jego oczu podczas tańca. Byli
dla siebie stworzeni, obydwoje niespotykanie piękni i poruszający się z gracją, jakiej każdy im
zazdrościł. Tworzyli jedność, ale wyłącznie na parkiecie. Emmett dbał o nią i chronił od
zawsze, darząc braterską miłością. Tego samego nie mogłam powiedzieć o Norze, która od lat
była w nim zakochana. Ciężko mi patrzeć, jak ranią się nawzajem, ale starałam się nie wtrącać
w ich relacje. Nora prosiła, abym nigdy nie powiedziała o jej uczuciach Emmettowi. Nie
rozumiałam jej, ale jako przyjaciółka musiałam obiecać milczenie.
- Bella! - Z zamyślenia wyrwał mnie głos Alice, mojej drugiej serdecznej przyjaciółki i
współlokatorki. Spojrzałam na nią, po czym oniemiałam, rozszerzając oczy z zachwytu.
Wyglądała olśniewająco. Miała na sobie bladoróżową sukienkę sięgającą przed kolano, odciętą
pod biustem dużą czarną kokardą
), która idealnie
współgrała z jej bladą cerą. Założyła swoje ulubione szpilki, a w ręce trzymała kopertówkę w
kolorze kreacji. Jej oczy błyszczały ze szczęścia, a krótkie włosy delikatnie otulały twarz, na
której pojawił się szeroki uśmiech.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, dostrzegłam coś jeszcze. Stał za nią wysoki mężczyzna
o wyrazistych rysach twarzy, błękitnych oczach i ciemnych, rozczochranych włosach. Miał na
sobie skórzaną kurtkę, spod której wystawał kawałek niebieskiej koszuli. Muszę przyznać, że
potrafiła poderwać przystojnych facetów. Posiadała na swoim koncie wiele nieudanych
związków, które nie przetrwały próby czasu. Wierzyła, że w końcu, po tych wszystkich
wylanych łzach znajdzie tego jedynego, który będzie jej przeznaczony. Zbytnio nie ufałam jej
zapewnieniom, że wszystko jest zapisane w gwiazdach, a los działa na naszą korzyść.
Po chwili poczułam, że coś lodowatego uwiesiło się na mojej szyi. Nie zwróciłam uwagi, kiedy
Alice weszła za bar. Przeszedł mnie dreszcz, wywołany chłodem jej skóry. Miałyśmy niepisaną
umowę: ja nie pytałam o różne elementy, które wzbudzały moją podejrzliwość, a ona nigdy nie
próbowała wydobyć ze mnie nic na temat mojej przeszłości. Odpowiadało mi to, a po za tym
kochałam ją jak siostrę, której nie miałam przy sobie. Przytuliłam brunetkę do siebie i mogłam
przysiąc, że czułam radość, jaka z niej promieniowała. Mimo fatalnego humoru, uśmiechnęłam
się, wyswobadzając z jej uścisku. Zrobiła urażoną minę, ale wskazałam na klienta, który z
cierpliwością czekał, aż go obsłużę.
- Co podać? – Zadałam to samo pytanie po raz setny tego wieczoru.
- Whisky Mac - odburknął mężczyzna. Miałam dość udawania miłej i uprzejmej, kiedy padałam
ze zmęczenia. Podeszłam do barku z whisky i winem imbirowym, po czym przyrządziłam
drinka i postawiłam go przed mężczyzną, wciąż nie podnosząc wzroku.
- Siedem dolarów - podał mi szybko pieniądze, które schowałam do kasy. Postanowiłam jednak
posłać mu przepiękny uśmiech, żeby nie poskarżył się szefowi. Kiedy chciałam na niego
spojrzeć, on już się oddalał chwiejącym krokiem, w stronę loży dla vipów. Trochę żałowałam,
że tak późno zebrało mi się na uprzejmości, ponieważ od tyłu wyglądał na dobrze zbudowanego
mężczyznę, w eleganckim ubraniu, z platynową czupryną unoszącą się delikatnie przy każdym
jego ruchu. Stałam tak przez chwilę, wpatrując się w niego, dopóki całkowicie nie zniknął w
tłumie ludzi.
- Bello, długo jeszcze mamy czekać, aż przestaniesz ślinić się na widok tego faceta? - Zapytała
Alice, z lekką irytacją, szczerząc się ironicznie.
- Co? Ja? Po prostu… a nieważne. Moment, skoczę tylko na górę do szefa, żeby się rozliczyć i
możemy jechać - powiedziałam, rzucając przyjaciółce szybki uśmiech i zniknęłam na schodach,
w ręce trzymając kasetkę moich dzisiejszych utargów. Nie było tego wiele, ale bywało gorzej,
więc miałam nadzieję, że Carlise będzie wciąż w dobrym humorze. Zatrzymałam się przed
wielkimi mahoniowymi drzwiami i zapukałam delikatnie. Usłyszałam jakieś szepty i ruch w
pokoju.
- Proszę wejść - doleciało do mnie po dłuższej chwili.
Nacisnęłam powoli klamkę i wsunęłam się do pomieszczenia. W powietrzu wyczułam napięcie
i zapach alkoholu. W pokoju panował półmrok, który nadawał krwistoczerwonym ścianom
jeszcze większej tajemniczości. Naprzeciwko, na czarnej, skórzanej kanapie siedział Carlisle z
włosami w nieładzie, rumieńcami na policzkach i szklanką whisky w dłoni. Podeszłam bliżej,
jego oddech był nierówny, jakby przed momentem przebiegł kilkukilometrową trasę.
Dostrzegłam, niedbale schowaną za sofą, czerwoną spódnicę i szpilki. Domyśliłam się, że
przerwałam mu pieszczoty z jedną z jego ‘cowieczornych miłości’, jak lubił je nazywać.
Spojrzałam na niego przepraszająco, podając mu kasetkę z pieniędzmi. Otworzył ją, przeliczył
zawartość i podał mi dwadzieścia dolarów. Następnie zamknął skrytkę i wsunął płynnym
ruchem pod szklany stolik.
Nic nie mówił, więc kiwnęłam jedynie głową na znak podziękowania. Nie liczyłam, że dostanę,
aż tyle. Mój szef znany był ze skąpstwa, rubasznych zabaw i sporej ilości konsumowanego
alkoholu.
Skierowałam się w stronę drzwi i już miałam wychodzić, kiedy poczułam, że Carlise stoi tuż za
mną. Pochylił się nad moim ramieniem, bez krępacji wpatrując w piersi. Nigdy nie
odmawiałam mu patrzenia, ponieważ ta praca była mi potrzebna. Ale też nigdy nie pozwoliłam
mu się dotknąć.
- Kiedyś będziesz moja, maleńka… - wyszeptał zachrypniętym głosem. Szarpnęłam za klamkę i
opuściłam pomieszczenie.
- Nigdy nie będziesz mnie miał - wysyczałam do siebie, zaciskając pięści i udając się na dół.
ROZDZIAŁ II
Pik, pik, pik.
Ze snu wyrwał mnie znienawidzony, od początku studiów, dźwięk. Wyciągnęłam
leniwie rękę spod pościeli i po omacku szukałam zbrodniarza, który w tak okropny sposób
zmuszał mnie do wstawania. Dosięgnęłam dłonią ten przeklęty budzik, nacisnęłam przycisk, po
czym schowałam go ostrożnie do szuflady. Moją głowę rozsadzał niewyobrażalny ból. Czułam
się, jakbym balowała całą noc, albo jakby przebiegł po mnie tabun dzikiej zwierzyny.
Zastanawiałam się, co mogło być przyczyną tej dolegliwości. Skupiłam się, odnawiając
wydarzenia wczorajszego wieczoru. Praktycznie, oprócz jednego drinka, nic nie wypiłam.
Przypomniałam sobie nowego ochraniarza, który mi go postawił. Jared, Jasper, Johnas?
Cholera, nie mogłam sobie przypomnieć, jak się nazywał, a był całkiem słodki. Bez przerwy mi
się przyglądał, kiedy przygotowywałam zamówienia. Po dłuższej chwili postanowiłam dać
sobie spokój, w końcu w środę również pracował. Wtedy dowiem się czegoś więcej.
Dziewczyny na pewno wiedziały coś na jego temat, bo cały wieczór wpatrywały się w niego
tymi swoimi, maślanymi oczkami, trzepocząc rzęsami, jakby miały poważny uraz mózgu.
Jednym ruchem ściągnęłam z siebie kołdrę.
- Czas wstawać, Swan - powiedziałam sama do siebie, patrząc na ścienny zegar, który
wskazywał piątą trzydzieści. Zsunęłam się powoli z łóżka, wkładając stopy w ciepłe pantofle i
owijając moim ulubionym satynowym szlafrokiem w odcieniu czerni. Przetarłam oczy, po
czym zabierając pudełeczko ze stolika, udałam się na balkon.
W twarz uderzył mnie chłodny podmuch powietrza przesycony wilgocią i zapachem kwiatów.
Wiosna. Tak, zdecydowanie lubiłam tę porę roku. Wyciągnęłam papierosa z paczki i odpalając
go, oparłam się o balustradę. Na alejkach panował spokój, zauważyłam jedynie kilka osób
uprawiających jogging. Też lubiłam pobiegać, ale rzadko wstawałam o tak wczesnej godzinie.
Wieczorami kampus nabierał uroku poprzez światło lamp i zapadający zmrok, co wydawało mi
się odpowiedniejsze do samotnego biegu. Teraz stałam i napawałam się tą ciszą, jak każdego
dnia, zapominając o reszcie świata.
Kiedy minęło kilka minut wróciłam do pokoju, zostawiając uchylone drzwi. Alice właśnie
przewracała się z jednego boku na drugi. Ona zdecydowanie nie lubiła niespodziewanych
pobudek o świcie. Poszłam do garderoby przygotować sobie ubrania. Było to niewielkie
pomieszczenie, które na początku miało służyć, jako schowek na rupiecie, ale ta mała wariatka
uparła się, że zapełni je modnymi ubraniami, bo przecież nie możemy chodzić w ‘byle czym’.
Spostrzegłam, że w mojej połowie szafy wisi już idealnie dobrany strój. Kiedy ona miała czas
wybierać te ciuchy? Brakowało mi już do niej sił. Na wieszaku znajdowała się bardzo kobieca,
żółta bluzka, obszyta wokół dekoltu czarną koronką i spódnica w jej kolorze, sięgająca ziemi.
Już sięgałam po przygotowany komplet, ale w porę się opamiętałam i przypomniałam sobie, że
jeszcze nie czas na odkrywanie rąk. Za krótko ich wszystkich znałam, by pokazać ten kawałek
mojej historii. Alice będzie zawiedziona, bo odkąd mieszkamy razem, zawsze zakładałam
bluzki z długim rękawem. Nawet w nocy starałam się kłaść później, aby przypadkiem nie
dostrzegła moich odkrytych przedramion. Nigdy nie pytała o przyczynę mojego zachowania,
ale domyślałam się, że męczy ją ciekawość. Może pewnego dnia wyjawię jej to, co ukrywałam
już od pół roku, dzieląc z nią pokój. W przypływie wspomnień sięgnęłam po szary sweterek i
spódnicę, którą mi przygotowała. Rzuciłam ostatnie spojrzenie w stronę mojej przyjaciółki,
która spała jak niemowlę w swojej ulubionej różowej koszulce. Udałam się do łazienki.
Odkręciłam kurek z ciepłą wodą i weszłam pod jej gorący strumień. Musiałam się odprężyć,
przede mną kolejny, ciężki tydzień. Po chwili doszłam do wniosku, że już się wystarczająco
[ Pobierz całość w formacie PDF ]