Lenin w Zurychu, Aleksander Sołżenicyn
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ALEKSANDER SOŁZENICYNLENIN W ZURYCHURozdziały Przełożył: PAWEŁ HERZOGEDEIT10NS SPOTKANIA.Aleksander Sołżenicyn Lenin w ZurychuPrzełożył Paweł HerzogISBDyrektor wydawnictwa: Piotr JeglińskiCopyright © Aleksander SołżenicynCopyright © for this edition Editions Spotkania, 199000-265 Warszawaul. Piwna 44Druk: Opolskie Zakłady Graficzne Zam. 843/90. 12.000 egz. obj. 13 ark. dr.SPIS TREŚCIZ WĘZŁA ISierpień Czternastego (22) ........................................... 9Z WĘZŁA IIPaździernik Szesnastego (38) .......................................... 31Październik Szesnastego (44) .......................................... 49Październik Szesnastego (45) .......................................... 62Październik Szesnastego (47) .......................................... 79Październik Szesnastego [48) .......................................... 91Październik Szesnastego (49) ......................................... 107Październik Szesnastego (50) ......................................... 116Z WĘZŁA III Marzec Siedemnastego (L-l) ........................................ 129Marzec Siedemnastego (L-2) ........................................ 149Dokumenty ........................................................... 162Marzec Siedemnastego (L-3) ........................................ 164Dokumenty .......................................................... 180Uwagi autora.................................................................... 181Informacja (rewolucjoniści i osoby zbliżone) ..................... 183Przypisy ............................................................................ 201Z WĘZŁA I SIERPIEŃ CZTERNASTEGO22Tak, tak, tak, tak! To jest wada, ta żyłka hazardu, ten upór, gdy pochłonięty jedną linią, nagle ślepniesz i głuchniesz na to, co cię otacza i najprymitywniejszego, dziecinnego niebezpieczeństwa nie dostrzegasz tuż obok siebie! Jak kiedyś z Julkiem Martowem (i to kiedy! — niemal tuż po męce trzyletniego zesłania, po ledwie podjętej decyzji wyjazdu za granicę!) z koszykiem bibuły, z listem, w którym sympatycznym atramentem ukryto informacje o planach , .Iskry” — przechytrzyli, przekonspirowali: w trakcie podróży trzeba się było przesiąść do innego pociągu, nie pomyśleli, że ten będzie jechał przez Carskie — i wzbudzili podejrzenie, zostali aresztowani przez żandarmów i tylko dzięki zbawiennej rosyjskiej bezmyślności policja dała im czas na pozbycie się kosza, a w liście odczytała tylko tekst pozorujący, nie znalazła dość czasu, żeby potrzymać go nad ogniem — dzięki temu uratowana została ,,Iskra”!Albo jak później: w pełnej napięcia, trwającej rok wewnątrzpartyjnej walce większości składającej się z dwudziestu jeden przeciwko mniejszości złożonej z dwudziestu dwóch — przegapili, niemal nie spostrzegli całej wojny z Japonią.Z tą jest podobnie (nawet o niej nie myślał — nie pisał, i na Jau-resa nie zareagował). A dlatego, że: rozpełzła się powszechna zaraza jednoczenia się, w ostatnich latach ogarnęła całą rosyjską socjaldemokrację — jednoczenie się dla samego jednoczenia to dla proletariatu rzecz najbardziej niebezpieczna i szkodliwa! Ugodowość i zjed-noczeniowość to idiotyzm, zguba partii! I inicjatywę przejęli przywódcy niedołężnej Międzynarodówki — o n i nas będą godzić! Oni nas będą jednoczyć! Wzywają na najbardziej obrzydliwą konferencję zjednoczeniową do Brukseli — i jak się wyrwać? jak uniknąć? — Cała uwaga, całe napięcie było skierowane tylko na to — i niemal nie słyszał strzału do arcyksięcia!... Wypowiedziała wojnę Austria Serbii — jakby nie zauważył. I nawet kiedy Niemcy wypowiedziały Rosji! — jakby to był drobiazg... Puścili wiadomość, jakoby niemieccy s-d przegłosowali udzielenie kredytów na wojnę —bluff, nas nie nabiorą, chcą tylko narobić zamieszania wśród socjalistów. Tak, tak, tak właśnie cię wciąga, kiedy cały jesteś pochłonięty walką, trudno się zatrzymać, opamiętać. Tak, tak, tak, miał dziesięć dni, żeby przemyśleć swą dwuznaczną sytuację tuż przy rosyjskiej granicy i czym prędzej zmykać z tego cholernego, nikomu już teraz nie potrzebnego Poronina, i z całych tych zabitych Austro-Węgier — jakże można pracować w walczącym kraju. Od razu trzeba było czmychnąć do błogosławionej Szwajcarii — neutralny, bezpieczny, wolny kraj, mądra policja, należyty porządek! — To nie! Nawet się nie ruszył, ciągle zaprzątały go stare, przedwojenne problemy, a tymczasem zaczęło się między Austrią i Rosją, i już następnego wieczoru, w czasie ulewnego deszczu, zapukał wachmistrz żandarmerii.A tak w ogóle — to nie ma dyskusji, do wojny dojść musiało!— była przepowiedziana, przewidziana. Ale — nie w tym właśnie momencie, nie w tym roku. I — dał się zaskoczyć... I — wpadł...Gładko wygolona, sympatyczna, wręcz delikatna twarz Hane-ckiego — teraz taka spokojna, a z jaką pasją krzyczał na sędziego w Nowym Targu! a jak pędził arbą! — nie opuścił w biedzie.Po peronie — do parowozu i z powrotem. Do parowozu — i z powrotem.A do odjazdu jeszcze piekielnie dużo czasu, prawie pół godziny, i jeszcze wszystko może się zdarzyć. Chociaż tu, na stacji, tak spokojnie przechadza się żandarm, nikt się już nie odważy.Dialektyka: żandarm — może być źle, ale może być i dobrze.Ogromne czerwone koło parowozu, niemal na wysokości człowieka.I jakbyś nie był czujny, przewidujący, nieufny — usypia to przeklęte, w gruncie rzeczy mieszczańskie, beztroskie życie przez siedem kolejnych lat. I w cieniu czegoś potężnego, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, opierasz się, jak o ścianę, o potężną, litą opokę— a to ni z tego, ni z owego, usuwa się, a to okazuje się być tylko wielkim, czerwonym kołem parowozu, obracanym przez długi, nie osłonięty niczym drąg — i już zbyt późno uświadamiasz sobie, że z całkiem innej strony, znowu dopadło cię głupie niebezpieczeństwo.Ale dlaczego — właśnie jego, ledwie zaczęła się wojna? W pierwszej chwili nawet roześmiał się: cóż mogło ich zaniepokoić? — co jak co, ale dla austriackiej policji jest poza wszelkim podejrzeniem. (Przeprowadził się nawet do Krakowa, usłyszawszy od Haneckie-go, że władze austriackie zamierzają popierać wszystkie siły anty-carskie). Rewizja. Miał rosyjskie adresy, konspiracyjne notatki (co za pech, zawsze wpadają), ale ich właśnie cymbał wachmistrz akurat nie zauważył, rzucił się za to na rękopis o kwestii agrarnej: zbyt wiele cyfr! Zaszyfrowane! Zabrał rękopis. Szkoda, ale niech tam. Jed-10nakże policja głaszcze zawsze pod włos i na najgładszym grzbiecie coś się wtedy nastroszy: Lenin obawiał się tylko o rosyjskie adresy, a tymczasem wachmistrz szukał, szukał — i znalazł...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]