Lewa reka Boga - Paul Hoffman,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lewa Ręka Boga
otwiera epicką trylogię fantasy o młodym Thomasie
Cale, niepokornym akolicie Powieszonego Odkupiciela.
W Sanktuarium Zakonu Odkupicieli nie ma miejsca na litość i
miłosierdzie. W kamiennym labiryncie sal, pozbawionym wszelkiej
radości i nadziei, setki chłopców od szóstego roku życia pobierają
nauki i szkolą się do walki o Jedyną Słuszną Wiarę - wiarę w
Powieszonego Odkupiciela. Thomas Cale ma może piętnaście,
szesnaście lat. Dawno zapomniał, jak się nazywał, zanim tu trafił.
Wyjątkowo utalentowany, zarówno czarujący, jak też zdolny do
niebywałego okrucieństwa, w chwili słabości pozwala sobie na
nieodpowiedzialny czyn. W odruchu litości zabija pastwiącego się nad
młodą dziewczyną oprawcę - jednego z odkupicieli. I tym samym
podpisuje na siebie wyrok. Ratując życie przed zemstą fanatycznych
wyznawców wiary, ucieka z sanktuarium. Niezwykłe zdolności i
po-rywczy charakter zyskują mu tyluż potężnych wrogów, co
sojuszników. Jego przeznaczeniem jest stać się Aniołem Śmierci,
Lewą Ręką Boga, która zetrze z powierzchni ziemi całą ludzkość
razem z jej grzechami...
1
Posłuchajcie. Nazwa Sanktuarium Odkupicieli na Skarpie Shotover
jest przeklętym kłamstwem, ponieważ próżno by tam szukać
odkupienia, a tym bardziej świętości. Okolicę porastają rzadkie
kolczaste krzewy i patykowate zielska, i trudno tu odróżnić zimę od
lata, co oznacza, że bez względu na porę roku panuje przenikliwy ziąb.
Sanktuarium widać z odległości wielu staj, o ile w powietrzu nie unosi
się, choć zdarza się to rzadko, ni to dym, ni to mgła, składająca się
głównie z krzemienia, mieszanki wapiennej i mąki ryżowej. Mąka
czyni beton twardszym od skały, co było jedną z przyczyn, dla których
więzienie to, bo niczym innym to miejsce nie jest, oparło się tylu
oblężeniom, że w końcu wszelkie próby zdobycia Sanktuarium
Shotover siłą uznano za daremne i od setek lat nikt ich nie podejmował.
Jest to w istocie cuchnąca, odpychająca forteca i nikt poza lordami
odkupicielami nie odwiedza jej z własnej woli. Kim są zatem jego
więźniowie? Słowo więzień również nie oddaje prawdy, ponieważ
sugeruje popełnioną zbrodnię, ci zaś, których przywieziono do
Shotover, nie wykroczyli w niczym przeciw prawu ni Bogu. Nie
przypominają też z wyglądu więźniów,
7
których mogliście oglądać na oczy. Żadna z osób, które tu trafiają nie
skończyła dziesięciu lat, a upłynąć może nawet piętnaście, zanim
opuszczą te mury, co udaje się ledwie połowie. Pozostali odejdą w
całunie z niebieskiego worka i zostaną pochowani na polu Ginky'ego,
czyli cmentarzu, który zaczyna się tuż za murami i rozciąga daleko jak
okiem sięgnąć. Już to pozwala sobie wyobrazić rozmiary tego
więzienia, a także panujące warunki, które sprawiają, że trudno się tu
nawet utrzymać przy życiu. Nikt nie zna wszystkich przejść
Sanktuarium, a w jego niekończących się krętych korytarzach,
biegnących raz w górę, raz w dół, zgubić się równie łatwo jak w każdej
dziczy. Wszystkie są takie same i nie zmieniają się przez wieki:
brązowe, ciemne, brudne i cuchnące stęchlizną.
W jednym z takich korytarzy stoi chłopiec z ciemnoniebieskim
workiem w ręku. Wygląda przez okno. Ma czternaście lub piętnaście
lat, ale nie wie dokładnie ile, podobnie jak pozostali młodzi
mieszkańcy
Shotover. Nie pamięta, jak się naprawdę nazywa, ponieważ każdy
przywożony chłopiec otrzymuje imię jednego z męczenników
odkupicieli, a jest ich całe mnóstwo, bowiem od niepamiętnych czasów
ci, których nie udało im się nawrócić, nienawidzili ich z całego serca.
Młodzieniec z workiem zwie się Thomas Cale, chociaż nikt nigdy nie
używa jego imienia, a czynienie tego uznaje się za ciężki grzech.
Do okna przyciągnął go odgłos północno-zachodniej bramy, jęczącej
niczym olbrzym cierpiący na bóle w kolanach za każdym razem, kiedy
ją otwierano, co zdarzało się nader rzadko. Patrzył, jak dwaj
odkupiciele w czarnych sutannach wprowadzają na dziedziniec małego
chłopca, mniej więcej ośmioletniego, a za nim następnego, młodszego,
a potem kolejnych. Naliczył dwudziestu, zanim na końcu pokazali się
zamykający pochód dwaj kapłani, i brama zaczęła się zamykać z
artretyczną powolnością.
Ś
Nagle twarz Cale'a przybrała zupełnie inny wyraz, kiedy wychylił się,
aby wyjrzeć poza bramę na leżące za nią Strupie Wzgórza. Tylko sześć
razy wychodził za mury od czasu, gdy przywieziono go tu dziesięć lat
temu jako najmłodsze, jak powiadano, dziecko sprowadzone
kiedykolwiek do Sanktuarium. Za każdym razem strażnicy
obserwowali go bacznie, jakby od tego zależało ich życie, co zresztą
było prawdą. Gdyby nie przeszedł którejś z tych sześciu prób, bo tym
one w istocie były, zostałby zabity na miejscu. Ze swego poprzedniego
życia nie pamiętał niczego.
Kiedy brama się zamknęła, znów popatrzył na wprowadzonych
chłopców. Żaden nie był pulchny, ale wszyscy mieli pucołowate
twarzyczki właściwe małym dzieciom. Wszyscy otwierali szeroko
oczy na widok ogromnej twierdzy i jej niebosiężnych murów, a jednak,
choć onieśmieleni i zdumieni niezwykłym obcym otoczeniem, nie
okazywali strachu. Cale'a przepełniały dziwne uczucia, których nie
potrafił nazwać, lecz choć był nimi głęboko zaabsorbowany, zdolność
czujnego nasłuchiwania wszystkiego, co się wokół dzieje, uratowała
mu życie, tak jak wielokroć przedtem.
Odszedł od okna i ruszył dalej korytarzem.
— Hej, ty! Stój!
Zatrzymał się i odwrócił. W drzwiach jednego z wielu pomieszczeń w
korytarzu stał otyły odkupiciel. Fałdy skóry wylewały mu się nad
koloratką. Z sali za jego plecami wydobywały się dziwne odgłosy i
kłęby pary. Cale popatrzył nań, ale żaden mięsień nie drgnął mu na
twarzy.
— Podejdź tu i pokaż mi się.
Chłopiec ruszył posłusznie w stronę mężczyzny.
— A, to ty — rzekł odkupiciel. — Co tu robisz?
— Lord Dyscyplinariusz przysłał mnie, abym zaniósł to do bębna.
9 f
To mówiąc, pokazał niebieski worek.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]