Leon XIII Satis cognitum O jedności Kościoła, Leon XIII

 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Do czcigodnych braci patriarchów, prymasów, arcybiskupów, biskupów i innych ordynariuszy utrzymujących pokój i jedność ze Stolicą Apostolską!
Czcigodni Bracia, pozdrowienie apostolskie i błogosławieństwo!

Dosyć dobrze jest wam znana niemała Nasza troska i myśli zwrócone ku temu, że pragniemy przywołać zbłąkanych do owczarni powierzonej pieczy najwyższego pasterza dusz, Jezusa Chrystusa. Zamierzywszy tę rzecz w duchu i nie mniej powodowani zbawienną radą, postanowiliśmy ukazać obraz Kościoła i jakby w zarysie go opisać. Z niego najbardziej godna uwagi jest jedność, którą odcisnął w nim na wieki jako znamię prawdy i niezwyciężonej mocy Boski Twórca. W duszach zagłębiających się w nim może i powinno jaśnieć wielce wrodzone piękno i wspaniałość Kościoła, prawda bowiem ma to do siebie, że oddawanie się jej kontemplacji usuwa niewiedzę, koryguje fałszywe sądy i uprzedzenia – szczególnie u tych, którzy nie z własnej winy tkwią w błędzie, a także pobudza u ludzi miłość do Kościoła podobną temu umiłowaniu, którym Jezus Chrystus obdarzył tę swą oblubienicę odkupioną Boską krwią: „Chrystus umiłował Kościół i wydał samego siebie za niego” (Ef 5, 25). Zamierzający powrócić do ukochanej matki, czy to nie poznanej jeszcze właściwie, czy opuszczonej niegodziwie, mają przed sobą trud i wysiłek wprawdzie nie tak wielki, jak krew, którą Jezus Chrystus złożył jako okup – lecz dostrzegą oni przynajmniej, że ciężar ten nie pochodzi od woli ludzkiej, ale z nakazu i polecenia Bożego – i dlatego mocą obfitej łaski niebieskiej bez trudu będą doświadczali prawdy Boskiej Jego nauki: „Albowiem jarzmo moje słodkie jest, a brzemię moje lekkie” (Mt 11, 30). Dlatego też pokładając największą nadzieję w Ojcu światłości, od którego pochodzi „wszelki datek dobry i wszelki dar doskonały” (Jk 1, 17), Jego to bowiem, „który wzrost daje” (1 Kor 3, 7) jednego usilnie prosimy, aby łaskawie zechciał dać Nam siłę przekonania.

Jakkolwiek Bóg, sam jeden i przy pomocy własnej siły mógł stworzyć wszystko, co zostało stworzone siłami natury, to jednak wolał, powodowany łaskawym zamiarem, pomóc ludziom posługując się innymi ludźmi. I tylko za sprawą i pośrednictwem ludzi zwykł dawać: doskonałość należną w pierwszym rzędzie przyrodzie, a w porządku nadprzyrodzonym: świętość i zbawienie ludziom.

Jednak oczywiste jest, że nic nie może udzielać się pośród ludzi, jak tylko za pośrednictwem rzeczy zewnętrznych, które są spostrzegane zmysłowo. Z tego powodu Syn Boży przyjął ludzką naturę, „który będąc w postaci Bożej... wyniszczył samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobny ludziom” (Flp 2, 6–7); a co więcej, spędzając życie na ziemi, przekazał ludziom, rozmawiając z nimi, swoją naukę i swoje prawa.

Ponieważ Jego święta misja miała być trwała i wieczna, dlatego wybrał sobie niektórych uczniów swojej nauki i uczynił ich uczestnikami swojej władzy: gdy z nieba sprowadził na nich Ducha Prawdy, przykazał, ażeby przemierzali świat i to wszystko, czego sam nauczał i nakazał, wiernie przekazywali wszystkim narodom. To właśnie ogłosił, aby rodzaj ludzki przez Niego, przez wyznanie wiary oraz posłuszeństwo prawom mógł osiągnąć świętość na ziemi i szczęście wieczne w niebie.

Na takiej zasadzie i na takim fundamencie został założony Kościół. Jeżeli więc spojrzymy na ów cel ostateczny, o który zabiega Kościół i na spra¬wy bezpośrednio kształtujące świętość w duszach, to rzeczywiście jest on duchowy; jeśli spojrzymy na tych, z których on się składa i na same środki, za pomocą których nadprzyrodzone dary są doprowadzane do nas, jest on z konieczności postrzegalny jako zewnętrzny. Dar nauczania przyjęli Apostołowie poznając znaki dostępne dla wzroku i słuchu, i dar ten nie inaczej realizowali, jak słowem i czynem, które oddziaływały na zmysły. W ten sposób, jakkolwiek ich głos wchodził z zewnątrz do uszu, rodził w duszach wiarę: „Wiara więc ze słuchania, słuchanie zaś przez słowo Chrystusowe” (Rz 10, 17). Sama zaś wiara, czyli uznanie pierwszej i najwyższej prawdy jest wprawdzie poznawana przez się rozumem, lecz winna przejawiać się na zewnątrz w jawnym jej wyznawaniu. „Sercem bowiem wierzy się ku sprawiedliwości, ustami zaś wyznaje się ku zbawieniu” (Rz 10, 10). Podobnie nic nie jest bardziej wewnętrzne dla człowieka niż łaska niebieska, która rodzi świętość, lecz zewnętrzne są zwyczaje i szczególne narzędzia uczestniczenia w łasce; nazywamy je sakramentami, które są rozdzielane przez ludzi imiennie do tego powołanych, z zachowaniem pewnych obrzędów. Jezus Chrystus rozkazał Apostołom i wiecznym następcom Apostołów, by nauczali i kierowali poganami; rozkazał też poganom, by przyjęli ich naukę i podporządkowali się posłusznie ich władzy. Ten związek praw i obowiązków w rzeczpospolitej chrześcijańskiej nie tylko trwać, lecz nawet być zapoczątkowanym nie może bez komentatorów i wysłanników rzeczy zmysłowych. Z tych to powodów Kościół jest często nazywany przez święte pisma ciałem lub ciałem Chrystusowym: „Wy zaś jesteście ciałem Chrystusa” (1 Kor 12, 27). Dlatego, że jest ciałem, Kościół jest widzialny oczom, skoro zaś jest Chrystusowy, jest żywym ciałem, czynnym i żywotnym, ponieważ chroni je i utrzymuje Jezus Chrystus wszczepioną weń swoją mocą, przez to, że żywi połączone ze sobą pędy winne i sprawia, że rodzą owoc. Jak bowiem w zwierzętach zasada życia pozostaje niewidzialna i ukryta, lecz przejawia się w zmianie miejsca i ruchu członków, tak też w Kościele nadprzyrodzona zasada życia przez to, co się przez nią dokonuje, ukazuje się wyraźnie.

Z tego wynika, że w wielkim owym niebezpiecznym błędzie tkwią ci, którzy tworzą sobie Kościół na własną miarę i przedstawiają go jako ukryty i prawie niewidoczny; jest on dla nich jakby ludzką instytucją mającą pewne przepisy i zewnętrzne obrzędy, pomijając wieczny przepływ łaski Bożej i opuszczając te Boskie rzeczy, które dają na co dzień pełne wyrazu świadectwo życia zaczerpniętego od Boga. Ograniczenie Kościoła Jezusa Chrystusa tylko do jednego z tych wymiarów jest tak samo niedorzeczne, jak człowiek sprowadzony tylko do ciała lub tylko do duszy. Ścisłe złączenie tych dwóch porządków jest koniecznym wymogiem prawdziwego Kościoła tak samo, jak naturę ludzką tworzy najgłębsze połączenie duszy i ciała. Nie jest ten Kościół jakąś obumarłą postacią, lecz ciałem Chrystusa obdarzonym życiem nadprzyrodzonym. Tak jak Chrystus, Głowa i Wzór, jest niepełny, gdy upatruje się w Nim tylko ludzką czy widzialną naturę – jak to czynią focjanie i nestorianie – albo tylko niewidzialną naturę Boską, jak utrzymują monofizyci, ale jest jeden z dwóch i w dwóch naturach: tak widzialnej, jak i niewidzialnej – tak też Jego Ciało Mistyczne nie jest prawdziwym Kościołem bez tego, co sprawia, że jego widoczne części czerpią siłę i życie z nadprzyrodzonych darów i innych rzeczy, skąd pochodzi ich zasada i rozkwita ich natura. Skoro zaś Kościół jest dziełem tego rodzaju z Boskiego ustanowienia i woli, winien on bez jakiejkolwiek przerwy taki sam trwać po wieczne czasy; gdyby zaś nie trwał albo nie był ustanowiony wiecznotrwałe, to i sam cel, do którego dąży, byłby ograniczony przedziałem miejsca i czasu, co oczywiście sprzeczne jest z prawdą. Tak więc owo połączenie rzeczy widzialnych i niewidzialnych, jako stan naturalny i zaszczepiony w Kościele zrządzeniem Bożym musi istnieć tak długo, jak długo będzie istniał Kościół. Dlatego św. Jan Chryzostom pisze: „Nie stroń od Kościoła; nie ma bowiem nic mocniejszego niż Kościół. Kościół twą nadzieją, Kościół twym zbawieniem, Kościół twą ucieczką. Przewyższa on niebiosa i sięga poza ziemię. Nigdy nie starzeje się, lecz wciąż tchnie życiem. Dlatego Pismo św., dowodząc siły jego i stałości, nazywa go górą” (1). A oto słowa św. Augustyna: „Sądzą [poganie], że religia nazywana chrześcijańską będzie żyła do pewnego czasu w tym stuleciu, a potem zaniknie. Ona będzie trwała tak długo, jak długo będzie wschodzić i zachodzić słońce, czyli jak długo będzie toczył się ten czas, nie przestanie istnieć Kościół Boży czyli ciało Chrystusa na Ziemi” (2). Tak samo mówi on w innym miejscu: „Zachwieje się Kościół, gdy zachwieje się fundament, lecz jak zachwieje się Chrystus?... Jeśli Chrystus nie zachwieje się, to nie przechyli się on na wieki wieków. Gdzie są ci, którzy mówią, że Kościół zginął w świecie, skoro nie może się nawet przechylić?” (3).

Powyższego jakby fundamentów należy użyć, aby dążyć do prawdy. Jak wiadomo, Chrystus Pan ustanowił i ukształtował Kościół i dlatego kiedy rozważa się, jaka jest jego natura, trzeba pamiętać o tym, co Chrystus pragnął i czego rzeczywiście dokonał. Dla zachowania tej reguły najbardziej potrzebna jest Kościołowi jedność: przyczynia się ona ku powszechnemu pożytkowi i przyświeca także tej encyklice.

Zaiste jeden jest prawowity Kościół Jezusa Chrystusa: wynika to ze świadectwa wspaniałych i licznych świętych pism. Tak zgodne jest to pomiędzy wszystkimi, że zaprzeczyć temu nie odważy się żaden chrześcijanin. Rozpatrując i ustalając naturę jedności, wielu sprowadziły z drogi prawdy liczne błędy. Nie tylko bowiem samo pochodzenie Kościoła, lecz i cała struktura należy do rodzaju rzeczy dokonanych z wolnej woli, dlatego trzeba odwołać sąd o tym, co się stało i uznać za niewłaściwe badanie, z jakiego tytułu Kościół zachował jedność – lecz dlaczego Ten, który go założył, pragnął, by był on jeden.

Jeżeli już bierze się pod uwagę to, co się dokonało, to Jezus Chrystus nie taki Kościół zamierzył i ukształtował, który obejmowałby wiele podobnych wspólnot, lecz odrębnych i nieskrępowanych więzami, ale które tworzyłyby Kościół nie-rozdzielny w sobie i jeden w taki sposób, jak to wyznajemy w symbolu wiary: „Wierzę w jeden... Kościół”. „W każdym razie jedność zaliczana jest do natury Kościoła, który jest jeden, a który ci ludzie chcą rozerwać na liczne herezje. Twierdzimy, że zgodne ze swą istotą, swym założeniem, ze swym początkiem i z wyjątkowością swego znaczenia Kościół pierwotny i powszechny jest jedyny. Także niezrównana wspaniałość Kościoła jako zasada konstrukcji przewyższa dzięki jedności wszystko inne i nie ma nic takiego, co by było doń podobne lub równe” (4). Gdy Jezus Chrystus mówił o tej budowli mistycznej, to o Kościele nie wspominał inaczej niż o jednym, który nazwał swoim: „Zbuduję Kościół Mój”. Gdyby więc pomyśleć o innym Kościele oprócz tego, to skoro nie byłby założony przez Jezusa Chrystusa, nie mógłby on być prawdziwym Kościołem Chrystusowym. Co ukazuje się jeszcze bardziej, gdy zważy się zamierzenie Boskiego Sprawcy. Czego bowiem oczekiwał Chrystus Pan, gdy zakładał Kościół, czego pragnął? Jak wiadomo, misji owej i tego polecenia, aby było kontynuowane przekazywanie tego, co sam otrzymał od Ojca. Nakazał otwarcie, by było to czynione i spełnił to w rzeczy samej. „Jako Mnie posłał Ojciec i Ja was posyłam” (J 20, 21). „Jak Ty Mnie posłałeś na świat i Ja ich posłałem na świat” (J 17, 18). Zaiste urzędem Chrystusa jest uwolnienie od zguby do zbawienia tego, co zginęło, a więc nie jakieś narody czy miasta, lecz ludzi w ogóle, całego rodzaju ludzkiego – bez różnicy miejsca czy czasu; „zstąpił z nieba Syn człowieczy... żeby świat był zbawiony przez Niego” (J 3, 17). „Nie ma bowiem innego imienia pod niebem, danego ludziom, w którym byśmy mieli być zbawieni” (Dz 4, 12). Dlatego zrodzone przez Jezusa Chrystusa zbawienie, jak również wszystkie dobra, które stąd pochodzą, winien Kościół szeroko utwierdzać we wszystkich ludziach i propagować we wszystkich czasach. Dlatego z woli samego założyciela konieczne jest, aby [Kościół] był jeden we wszystkich krajach, po wieczne czasy. Również aby mógł być jeden, musiał wyrosnąć ponad ziemie i ukształtować rodzaj ludzki na sposób nowy i dotąd nie słyszany.

To samo o jednym Kościele, który obejmie ludzi ze wszystkich czasów i miejsc, widział i przepowiedział prorok Izajasz, gdy oglądając przyszłość, zobaczył rodzaj góry niezwykłej wysokości, która była obrazem Domu Pana, czyli Kościoła: „I będzie w ostateczne dni przygotowana góra domu Pańskiego na wierzchu” (Iz 2, 2). Tak więc góra ta jest jedna, położona na szczycie gór, jeden dom Pana, do którego napłyną kiedyś wszystkie narody szukające normy życia. „A popłyną do niej wszystkie narody... i rzekną: Chodźcie wstąpmy na górę Pańską i do domu Boga Jakubowego, a nauczy nas dróg swoich i będziemy chodzić ścieżkami Jego” (Iz 2, 2–3). O miejscu tym, gdy wspomniał o nim, tak rzekł św. Optat z Milewe: „Napisane jest u proroka Izajasza: z Syjonu wyjdzie światło i słowo Pana z Jeruzalem. Nie w tej górze Syjon upatruje więc Izajasz obronę, lecz w górze świętej, którą jest Kościół, który na całym globie rzymskim pod całym niebem wznosi głowę... Duchowym Syjonem jest więc Kościół, w którym przez Boga Ojca jest ustanowiony królem Chrystus, a Kościół ten jest na całym globie ziemskim, na którym jest jeden Kościół katolicki” (5). A tak pisze św. Augustyn: „Cóż jest tak widocznego jak góra? Są jednak i nieznane góry, ponieważ znajdują się w jednej części Ziemi... Ta zaś góra nie jest taka, ponieważ napełnia całe oblicze Ziemi i mówi o niej: przygotowana na szczycie gór” (6). Przybył do niej, który postanowił, że Kościół będzie Mistycznym Ciałem Syna Bożego i połączy się z Nim jakby głowa na podobieństwo ciała ludzkiego, które przyjął i tkwi w nim przez naturalne zespolenie naturalna głowa. Jak więc przybrał sobie jedno śmiertelne ciało, które ofiarował na ukrzyżowanie i śmierć, by zapłacić cenę za wyzwolenie człowieka, tak też posiada jedno Ciało Mistyczne, w którym i przez które czyni ludzi współuczestnikami zbawienia: „Jego (Chrystusa) ustanowił (Bóg) głową nad całym Kościołem, który jest ciałem Jego” (Ef 1, 22–23). Oddzielone nie mogą być członki od głowy i rozrzucone, lecz trwać złączone, tworząc jedno ciało. Mówi o tym św. Paweł: „wszystkie zaś członki ciała, choć ich jest wiele, są jednak jednym ciałem, tak samo i Chrystus” (1 Kor 12, 12). Dlatego owo Ciało Mistyczne jest, jak mówi, zwarte i zespolone. „Głową jest Chrystus, a z Niego całe ciało, złożone i złączone przez wszystkie spojenia wzajemnej usługi, według działalności stosownej do natury każdego członka” (Ef 4, 15–16). Jeżeli więc jakieś członki trwają oderwane od innych, to nie mogą być połączone zjedna głową. „Bóg jest jeden, Kościół jeden, jedna wiara, lud jeden – połączony związkiem zgody w trwałą jedność ciała. Jedności nie można pokrajać ani rozbić jednego ciała przez niezgodność spoiwa” (7). Aby jeszcze lepiej ukazać jedność Kościoła, przywołuje się podobieństwo ożywionego ciała, którego członki nie mogą żyć inaczej, jak tylko połączone z głową, czerpiąc z niej dla siebie życiodajną siłę, w oderwaniu zaś muszą obumierać. „Nie może [Kościół]... z poszarpanym wnętrzem być rozdarty na kawałki. Cokolwiek od karmiącego rdzenia się oddzieli, nie będzie mogło tak oderwane żyć ani oddychać” (8). Cóż jest podobnego w umarłym ciele z tym, które żyje? „Nikt bowiem nigdy nie miał w nienawiści ciała swego, ale żywi i pielęgnuje je, jak i Chrystus Kościół; gdyż jesteśmy członkami ciała Jego, z ciała Jego i z kości Jego” (Ef 5, 29–30). Gdyby Chrystusowi przyporządkować inną podobną głowę, innego Chrystusa, byłoby to przyjmowaniem innego Kościoła oprócz tego, który jest jego ciałem. „Baczcie czego się strzec, czego przestrzegać, czego się obawiać. Zdarza się, że w jednym ludzkim ciele, a nawet z tego ciała zostaje odcięty jakiś członek, jak ręka, palec czy noga, lecz czy dusza przechodzi do tego, co odcięte? Gdy tkwił w ciele, miał w sobie życie, po odcięciu stracił je. Tak jest i z chrześcijańskim katolikiem; gdy trwa w ciele – żyje, odcięty zaś staje się heretykiem; duch bowiem nie idzie za odciętą częścią ciała” (9). Kościół Chrystusa jest więc jedyny i wieczny; ci, którzy chodzą osobno, odstępują od woli i przykazania Chrystusa Pana, porzuciwszy zaś drogę zbawienia, idą na zgubę. „Kto bowiem oddzielony od Kościoła łączy się z cudzołożnicą, jest odsunięty od obietnic Kościoła i nie dojdzie do nagrody Chrystusa ten, kto porzucił Kościół Chrystusa... Kto nie utrzymuje tej jedności, nie zachowuje prawa Bożego, nie zachowuje wiary Ojca i Syna, nie dąży do życia i zbawienia” (10).

I dlatego Ów, który jedyny założył [Kościół], założył go jako jeden, a więc taki, że ci, którzy znajdują się w nim, będą złączeni najściślejszymi więzami zupełnie tak, by utworzyli jeden naród, jedno królestwo, jedno ciało: „Jedno ciało i jeden duch, jak jesteście wezwani w jednej nadziei wezwania waszego” (Ef 4, 4). Wolę swą w tej sprawie Jezus Chrystus uświęcił na krótko przed zbliżającą się śmiercią i uroczyście konsekrował, tak do Ojca zwróciwszy się: „A nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy przez słowo ich uwierzą we Mnie... aby i oni w Nas jedno byli... aby osiągnęli doskonałą jedność” (J 17, 20–23). Od swych naśladowców zażądał tak doskonałej i tak głębokiej jedności, że mieli jakby odzwierciedlać Jego zjednoczenie z Ojcem: „Proszę... by wszyscy byli jedno, jak Ty Ojcze we Mnie, a Ja w Tobie” (J 17, 21). Koniecznym fundamentem tak wielkiej i tak absolutnej zgodności między ludźmi jest zbieżność i zjednoczenie umysłów; z tego natchnienia rodzi się naturalnie podobieństwo woli i działań. Dlatego też dzięki swojemu Boskiemu postanowieniu, jedność wiary w Kościele swoim nakazał, ta zaś cnota jest pierwszą rzeczą w owych więzach, które człowieka wiążą z Bogiem, i stąd przybraliśmy nazwę wiernych. „Jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest” (Ef 4, 5). Tak więc, jak jeden jest Pan i jeden chrzest, tak też potrzebna jest jedna wiara wszystkich chrześcijan, gdziekolwiek by byli. Stąd też św. Paweł Apostoł nie tylko prosi chrześcijan, by wszyscy żywili te same przekonania i unikali spornych poglądów, lecz usilnie domaga się i zaklina: „Was zaś proszę, bracia, przez imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, żebyście wszyscy to samo mówili i żeby nie było między wami rozdwojenia, ale bądźcie doskonale zgodni w tej samej myśli i w tym samym zdaniu” (1 Kor 1, 10). Miejsca te prawie w ogóle nie wymagają objaśnienia, dosyć mówią bowiem same za siebie. Zaiste więc ci, którzy uznają się za chrześcijan, winni mieć jedną wiarę, jak się powszechnie przyjmuje. Jest rzeczą najwyższej wagi i konieczności, aby zrozumieć to, w czym wielu popada w błąd – a mianowicie w tym, jakie są rodzaje i forma jedności. Co sami zaznaczyliśmy wyżej odnośnie podobnego przypadku, nie jest to sprawa opinii i domniemania, lecz wiedza w rzeczy samej pochodząca z osądzenia zaistniałego faktu, to jest zbadania i stwierdzenia, jaką jedność w wierze przykazał Jezus Chrystus.

Nauka niebieska Jezusa Chrystusa, jakkolwiek w wielkiej części przypieczętowana pismami z Boskiego natchnienia, nie mogła sama przekonać umysłów, powierzona tylko ludzkiemu geniuszowi. Było bowiem nietrudno o powstanie zmiennych i różniących się między sobą interpretacji i to nie tylko ze względu na siłę i tajemnice nauki, lecz także z powodu różnorodności charakterów i zamęt wywoływany w dążeniach tych, którzy pragną iść w przeciwnych kierunkach. Z różnicy interpretacji rodzą się z konieczności niezgodności w poglądach; stąd pochodzą kontrowersje, spory, niezgodności, które wystąpiły w Kościele w okresie bliskim jego początków. O heretykach tak pisze św. Ireneusz: „Wprawdzie wyznają Pisma, lecz zmieniają ich sens” (11). Natomiast św. Augustyn dodaje: „Herezje bowiem zrodziły się i pewne dogmaty wciągające umysły w przewrotność i spychające je w przepaść – tylko dlatego, że dobre pisma nie są dobrze rozumiane” (12). W celu więc połączenia umysłów, bronienia i osiągnięcia zgodności poglądów, tak aby ukazane zostały Boskie pisma, była potrzeba jeszcze jakaś inna zasada. Tego domagała się Boska mądrość: albowiem nie mógłby Bóg pragnąć jednej wiary, gdyby nie przewidział był jakiejś właściwej racji zachowania jedności, co też i szczególnie święte pisma zauważają, jak o tym wkrótce będziemy mówili. Zaiste nieskończona Boża potęga nie jest niczym związana czy ograniczona i wszystko jej całkowicie podlega jakby narzędzie. O tej zewnętrznej zasadzie trzeba sądzić, że wszystko, co leżało w Jego mocy, Chrystus zamierzył. Dlatego trzeba tutaj przywołać na myśl początki chrześcijaństwa. Przypominamy sobie, że jest ono potwierdzone Boskimi pismami i powszechnie znane. Jezus Chrystus dowodzi mocą swych cudów swojej boskości i Boskiego posłannictwa: poucza, aby tłumy słuchały jego słowa o rzeczach niebieskich i w ogóle domaga się, aby okazywano wiarę w Jego nauczanie, tudzież mówiąc o nagrodach, innym razem o wiecznych karach: „Jeżeli nie czynię dzieła Ojca Mego, nie wierzcie Mi” (J 10, 37). „Gdybym był między nimi nie dokonał czynów, których nikt inny nie dokonał, grzechu by nie mieli” (J 15, 24). „Ale jeśli czynię [dzieła], chociażbyście Mnie wierzyć nie chcieli, uczynkom wierzcie” (J 10, 38). O czymkolwiek poucza, przykazuje to całym swoim autorytetem, domagając się zgody rozumu bez żadnego wyjątku, niczego nie odrzucając. Powinnością tych, co słuchali Jezusa, było nie tylko przyjęcie w całości Jego nauki, lecz uznanie umysłem poszczególnych rzeczy, które On przekazał, jeśli chcieli osiągnąć zbawienie, jest bowiem niedorzecznością, aby nie okazywać Bogu wiary nawet w jednej rzeczy.

Niebawem, przed wstąpieniem do nieba, mocą, którą został przez Ojca posłany, posłał Apostołów, którym polecił rozszerzać i rozpowszechniać swoją naukę: „Dana Mi jest wszelka władza na niebie i na ziemi. Idąc tedy nauczajcie wszystkie narody... Nauczając je zachowywać wszystko, cokolwiek wam przykazałem” (Mt 28, 18–20). Zbawieni zostaną ci, którzy usłuchają Apostołów, natomiast ci, którzy nie usłuchają, zginą: „Kto uwierzy i ochrzci się, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16, 16). Ponieważ najbardziej odpowiada to Bożej woli, aby taki wspaniały i wielki dar nie podlegał nikomu i aby zapewnił wszystko to, czego wymaga jego sprawowanie – Jezus Chrystus przyrzekł zesłać swoim uczniom Ducha Prawdy, który z nimi i w nich pozostanie na zawsze: „a jeśli odejdę, poślę Go do was [Pocieszyciela]... Lecz gdy przyjdzie ów Duch Prawdy, nauczy was wszelkiej prawdy” (J 16, 7. 13). „A Ja prosić będę Ojca i innego Pocieszyciela da wam, aby mieszkał z wami na wieki. Ducha Prawdy...” (J 14, 16–17). „On o Mnie świadectwo dawać będzie; i wy świadectwo dawać będziecie” (J 15, 26–27). Tę naukę Apostołów poleca pobożnie przyjąć i święcie zachować: „Kto was słucha, Mnie słucha; a kto wami gardzi, Mną gardzi” (Łk 10, 16). Dlatego to zostali posłani przez Jezusa Chrystusa Apostołowie, nie inaczej niż On sam posłany był przez Ojca: „Jako Mnie posłał Ojciec, i Ja was posyłam” (J 20, 21). W ten sposób, jak to zostało więc powiedziane, tak jak Apostołowie i uczniowie mieli słuchać Chrystusa, powinni Apostołom okazywać wiarę ci, których oni nauczali z Boskiego nakazu. A zatem nie godziło się wyłączyć ani jednego przykazania z nauki Apostołów, jak i odrzucić czegokolwiek z nauki samego Chrystusa. Zaiste głos Apostołów, gdy spłynął na nich Duch Święty, zabrzmiał z wielką siłą. Jakiegokolwiek cudu dokonali, zaświadczali, że są posłani przez Jezusa. „Przez którego (Jezusa Chrystusa) otrzymaliśmy łaskę i apostolstwo dla nakłaniania ku posłuszeństwu wiary wszystkie narody dla imienia Jego” (Rz 1, 5). Ich Boskie posłannictwo Bóg jawnym uczynił za sprawą cudów: „Oni zaś wyszedłszy przepowiadali wszędzie; a Pan dopomagał i potwierdzał słowa przez cuda w ślad idące” (Mk 16, 20). Jakąż to mową? Otóż tą, która to wszystko zawierałaby, czego oni nauczaliby na mocy tego magisterium; zaświadczają oni szeroko i otwarcie, że nie można nie mówić o tym, co widzieli i co słyszeli.

Ale jak już o tym mówiliśmy w innym miejscu, urząd ten nie byłby apostolskim, gdyby mógł przestać istnieć wraz z osobami Apostołów lub zniknął z czasem, skoro był publicznie i dla zbawienia rodzaju ludzkiego ustanowiony. Jezus Chrystus nakazał bowiem Apostołom, aby przepowiadali Ewangelię wszelkiemu stworzeniu i nieśli imię jego przed narodami i królami i by byli Jego świadkami aż do skończenia świata. Również przyrzekł im, że przy sprawowaniu tego urzędu będzie obecny i to nie przez kilka lat czy wieków, ale na zawsze, aż do dokonania pełni czasów. Dlatego pisze św. Hieronim: „Przyobiecał, że będzie ze swoimi uczniami aż do skończenia świata i oznajmił im, że będą oni zawsze zwyciężać i nigdy nie opuści wierzących” (13). Czy więc ta zapowiedź mogła dotyczyć tylko Apostołów, podległych śmierci ze względu na ludzką naturę? Dlatego też przewidziane zostało Boskim zrządzeniem, aby władza nauczania ustanowiona przez Jezusa Chrystusa nie była ograniczona czasem życia Apostołów, lecz trwała wiecznie. Była ona – jak widzimy – rozpowszechniana i przekazywana jakby z ręki do ręki. Konsekrowali więc Apostołowie biskupów, którzy po nich nastąpili w posłudze słowa i w szczególności ich wyznaczyli. Jednak nie tylko to; polecili swoim następcom, aby wybrali oni mężów odpowiednich, którzy wyposażeni w tę samą władzę spełnialiby obowiązek nauczania i urzędu: „Ty więc, synu mój, wzmacniaj się w łasce, która jest w Chrystusie Jezusie i co słyszałeś ode mnie przez wielu świadków, to przekazuj wiernym ludziom, którzy będą zdolni i innych nauczać” (2 Tm 2, 1–2). Z tego powodu, tak jak Chrystus przez Boga, a Apostołowie przez Chrystusa, tak i biskupi i wszyscy, którzy byli następcami Apostołów, zostali posłani przez Apostołów. „Apostołowie dla nas zostali ustanowieni przez Pana Jezusa Chrystusa głosicielami Ewangelii, Jezus Chrystus został posłany przez Boga... w różnych regionach i miastach głosząc więc słowo, zbadawszy ich zdolności ustanawiali biskupów i diakonów dla tych, którzy mieli uwierzyć... Ustanawiali ich, a następnie udzielili im władzy, by po ich śmierci ich posługiwanie przejęli inni doświadczeni mężowie” (14). Jest więc rzeczą konieczną, aby trwał stale i niezmiennie dar nauczania wszystkiego, czego Chrystus nauczał, a z drugiej zaś – aby istniał stały i niezmienny obowiązek przyjmowania i wyznawania całej ich nauki. Św. Cyprian ujmuje to dobitnie w następujących słowach: „Gdy Pan nasz Jezus Chrystus w Ewangelii zaświadczył, że Jego nieprzyjaciółmi są ci, którzy nie są z Nim, to nie wskazał na jakiś rodzaj heretyków, lecz mówił wprost, że wszyscy, którzy nie są z Nim i nie gromadzą z Nim trzody, rozpraszają ją – są Jego przeciwnikami: a kto nie gromadzi ze Mną, rozprasza” (15).

„Tymi przykazaniami ustanowiony Kościół, świadom swego obowiązku, nie dążył do niczego z większym staraniem i pilnością, jak do zachowania nienaruszonej wiary we wszystkich częściach. Oddalał więc od siebie zdradę blisko i daleko tych, którzy w jakimkolwiek rozdziale Jego nauki nie byli jednego z Nim przekonania. Arianie, montaniści, nowacjanie, kwartadekumani, eutychianie nie porzucili całej nauki katolickiej, lecz tylko pewną jej część, zostali jednak, jak wiadomo, ogłoszeni heretykami i usunięci z łona Kościoła. Takim samym sądem zostali potępieni pozostali twórcy przewrotnych dogmatów, którzy przyszli w różnych późniejszych czasach. Nie może być nic bardziej niebezpiecznego od tych heretyków, którzy prawidłowo wszystko przedstawiając, jednym słowem, jakby kroplą jadu, zatruwają czystą i prostą wiarę Pańskiej, a stąd i apostolskiej tradycji” (16). Taki był zawsze zwyczaj Kościoła i taki sąd za zgodą świętych Ojców, zgodnie z którym wydalano ze społeczności katolickiej i nie dopuszczano do Kościoła kogokolwiek, kto odstąpił nawet w najmniejszym stopniu od nauki podawanej w autentycznym nauczaniu. Szkoły Epifaniusza, Augustyna, Teodoreta były w swoim czasie bardzo liczne. Jak zaznacza św. Augustyn, mogą też powstawać inne ich rodzaje i jeśli ktoś uzna nawet jedną z nich, tym samym odrywa się od jedności Kościoła: „Nie każdy, kto w nie (tj. wymienione herezje) nie wierzy, może się już uważać lub nazywać się chrześcijaninem katolikiem. Mogą bowiem istnieć lub powstać i inne herezje, nie wymienione w tym naszym dziele i gdyby ktoś którąkolwiek z nich przyjmował, nie będzie chrześcijańskim katolikiem” (17).

Ową troską o ochronę jedności, ustanowioną Boskim porządkiem, o której mówiliśmy, bardzo płonął św. Paweł w liście do Efezjan, w którym przede wszystkim zachęca, by z największym staraniem zachowali jedność ducha: „Starajcie się troskliwie o zachowanie jedności ducha w spójni pokoju” (Ef 4, 3). Ponieważ bez zgodności umysłów w wierze nie mogli być pod każdym względem zgodni w miłości duszy, chciałby on, aby u wszystkich była jedna wiara: „Jeden Pan, jedna wiara” i to tak doskonale jedna, by powstrzymywała wszystkich od niezgody błądzenia: „abyśmy już nie byli dziatkami chwiejącymi się i nie byli unoszeni od każdego podmuchu nauki przez złość ludzką, przez podstęp, wiodący do błędu” (Ef 4, 14). Uczy on, że trzeba to zachowywać nie tylko do czasu, lecz „aż wszyscy zejdziemy się w jedności wiary... na miarę wieku pełności Chrystusowej” (Ef 4, 13). Na czym jednak Jezus Chrystus oparł zasadę tej jedności i podstawę jej zachowania? W tym mianowicie, że „dał jednych wprawdzie jako Apostołów... a innych jako pasterzy i nauczycieli, dla przyozdobienia świętych do dzieła posługiwania, do budowania ciała Chrystusowego” (Ef 4, 11–12). Dlatego już od dawien dawna Doktorzy i Ojcowie starali się przestrzegać tej reguły i bronić jej jednym głosem. Orygenes: „Ilekroć (heretycy) pokazują pisma kanoniczne, które uznaje i wierzy w nie każdy chrześcijanin, to wydają się mówić: oto w szkołach jest słowo prawdy. My nie powinniśmy jednak wierzyć im i nie odchodzić od pierwszej i kościelnej tradycji ani wierzyć inaczej, niż to przekazały nam przez sukcesję Kościoły Boże” (18). Św. Ireneusz: „Prawdziwą nauką Apostołów jest uznanie... według sukcesji biskupów... tego, co dochodzi aż do nas dzięki czujności jako najpełniejsze wskazanie bez modyfikowania pism” (19). Tertulian: „Wiadomo również, że wszelka nauka tchnąca jedną wiarą z owymi macierzystymi apostolskimi i rdzennymi Kościołami, wtórująca prawdzie, zachowuje bez wątpienia to, co Kościoły otrzymały od Apostołów, Apostołowie od Chrystusa, a Chrystus od Boga... Mamy to wspólne z Kościołami apostolskimi, że nikt nie ma innej nauki i to jest świadectwo prawdy” (20). Św. Hilary: „[Chrystus nauczający z łodzi] zaznacza, że ci, którzy znajdują się poza Kościołem, nie mogą osiągnąć żadnego rozumienia Boskiej mowy. Okręt Kościoła zawiera bowiem skarbnicę, w której jest umieszczone i przepowiadane słowo życia i ci, którzy są na zewnątrz, przylegają doń jak piasek, jałowi i bezużyteczni, nie mogąc go zrozumieć” (21). Św. Rufin wyraża uznanie dla św. Grzegorza z Nazjanzu i św. Bazylego, że „zajmowali się tylko księgami pism Boskich, a do ich zrozumienia dochodzili nie z własnego przypuszczenia, lecz z pism i autorytetu starszych, o których było wiadomo, że i sami otrzymali regułę rozumienia z sukcesji apostolskiej” (22).

Dlatego na podstawie tego, co zostało powiedziane, okazuje się, że Jezus Chrystus ustanowił w Kościele żywą, autentyczną, a tym samym wieczną władzę nauczania, którą swoją władzą utwierdził, podbudował Duchem Prawdy, potwierdził cudami i mocno nakazał, aby były przyjęte jako Jego własnej, zasady tej nauki. – Ile razy więc mocą tego urzędu stwierdza się, że nauce przekazanej w sposób Boski dotyczącej tego lub innego zakresu każdy winien bez wahania uwierzyć, że jest prawdą; jeżeli miały być one fałszywe – co jest jawnie niedorzeczne – to wynikałoby chyba, że sprawcą błędu w człowieku jest Bóg: „Panie, jeśli to błąd, przez Ciebie zostaliśmy zwiedzeni” (23). Dlatego oddaliwszy wszelki powód dla powątpiewania, czyż godzi się komukolwiek odrzucać jakąkolwiek z tych prawd nie popadając tym samym w herezję? Czyż ktoś, kto jest odłączony od Kościoła, nie odrzuca całej nauki chrześcijańskiej? Taka jest bowiem natura wiary i nic nie jest tak niedorzeczne, jak przyjmowanie z wiarą jednego, a odrzucanie czegoś innego. Wiara bowiem jest cnotą nadprzyrodzoną, jak wyznaje Kościół, dzięki której, przy pomocy i natchnieniu łaski Bożej, wierzymy, że prawdziwe jest to, co On objawił, nie z powodu wewnętrznej prawdy rzeczy dostrzeganej światłem przyrodzonego rozumu, lecz ze względu na autorytet samego objawiającego Boga, który ani nie może się mylić, ani wprowadzać w błąd” (24). Jeżeli zatem coś byłoby wyraźne przekazane przez Boga, a jednak nie zostałoby przyjęte z wiarą, to w ogóle w nic nie wierzyłoby się Boską wiarą. To jednak, co sądzi św. Jakub Apostoł o przestępstwie w dziedzinie obyczajów, tak samo trzeba osądzić o błędzie przekonania w porządku wiary: „Ktokolwiek... w jednym by upadł, stał się winnym wszystkiego” (Jk 2, 10). – Tym bardziej w przypadku błędnych przekonań. Wszelkie naruszenie prawa uwłacza temu, kto zgrzeszył z powodu pogardy dla majestatu Boga, Twórcy praw, jedynie wówczas, gdy weźmie się pod uwagę jego wolę. Przeciwnie, ten, kto nie zgadza się nawet w jednym rozdziale z otrzymanymi Boskimi prawdami, rzeczywiście pozbawia wiarę podstaw, gdyż Bogu odmawia czci jako prawdzie najwyższej i właściwemu motywowi wiary: „W wielu rzeczach ze mną, w niektórych nie ze mną, ale nawet w tych niewielu, w których nie są ze mną, nie pomoże im ta wielość, w której są ze mną” (25). I rzeczywiści, ponieważ ci, którzy przyjmują z nauki chrześcijańskiej tylko to, co się im podoba, kierują się własnym sądem, a nie wiarą; oni to najmniej składają „wszelki rozum pod posłuszeństwo Chrystusowe” (2 Kor 10, 5) i bardziej sobie niż Bogu są podporządkowani: „którzy wierzycie Ewangelii w tym, co chcecie, a w to, co chcecie, nie wierzycie – wierzycie chyba bardziej sobie niż Ewangelii” (26).

Ojcowie na Soborze Watykańskim nie zatwierdzili niczego nowego, ale postępowali za wskazaniami Boskiego ustanowienia, dawnego i stałego nauczania Kościoła, i samą naturą wiary, gdy stwierdzili: „Wiara Boska i katolicka nakazuje we wszystko wierzyć, co zawarte zostało w słowie Bożym pisanym albo przekazanym, a przez Kościół jest podawane w uroczystej definicji lub zwykłym i powszechnym nauczaniu, jako Boże Objawienie” (27). Jeżeli więc okazałoby się, że tylko w Kościele Bóg pragnie jedności wiary oraz to, że jest ona taka, jakiej On rozkazał bronić, wolno nam, niezależnie od liczby tych, którzy niejedną duszę nakłonili, by zatkała uszy na głos prawdy, przywołać te słowa św. Augustyna: „Kiedy dostrzegamy takie Boże wspomożenie, taki skutek i owoc, będziemy wątpić, że tworzymy w Kościele to, co aż do wyznania rodzaju ludzkiego przez Stolicę Apostolską dzięki sukcesji Apostołów, mimo daremnej wrzawy heretyków potępionych częściowo sądami samego ludu, częściowo powagą soborów, częściowo zaś potęgą cudów, osiągnęło szczyt autorytetu? Jeżeli nie chcielibyśmy mu przyznać pierwszeństwa, zaiste byłoby to wyrazem najwyższej bezbożności lub niepohamowanej arogancji... I jeśli jakakolwiek dyscyplina, choćby była bezwartościowa i łatwa, wymaga dla poznania jej doktora lub magistra, to czyż może być bardziej zuchwała pycha niż to, że ksiąg Boskich sakramentów nie chce się poznać od swych interpretatorów, a nie znając ich, chce się je potępiać?” (28).

A więc to jest bez żadnej wątpliwości obowiązkiem Kościoła, aby bronić nauki chrześcijańskiej oraz głosić ją w nienaruszonym i nieskażonym stanie. Ale jednak nie jest to wszystko, ponieważ w obowiązku tym nie zawiera się też całkiem przyczyna, dla której Kościół został ustanowiony. Ponieważ tak Jezus Chrystus ofiarował się, że czego uczył i przekazywał wszystko to spełnił, jak również nakazał, aby Kościół dążył w prawdzie nauki do tego, co prowadziłoby wszystkich ludzi do świętości i zbawienia. – Doprawdy tak olbrzymie i wspaniałe zadanie nie może być osiągnięte samą wiarą; potrzeba tu jeszcze kultu Bożego, prawdziwego i pobożnego, przede wszystkim zawiera się to w Boskiej ofierze i uczestnictwie w sakramentach, a także przez świętość praw i dyscypliny. To wszystko więc powinno znajdować się w Kościele, gdyż spełnia on wiecznie obowiązki Zbawiciela; sam zapewnia dla śmiertelnego rodzaju ludzkiego ze wszech miar doskonałą religię, w którą sam Zbawiciel chciał się jakby wcielić, sam też dostarcza środków zbawienia w porządku swojej opatrzności.

Albowiem jak niebieska nauka nigdy nie była pozostawiona sądowi i rozeznaniu osób prywatnych, lecz przekazana na początku przez Jezusa, następnie zaś, jak już powiedziano, powierzona specjalnie magisterium Kościoła – tak też niektórym wybranym z ludu chrześcijańskiego dana jest w Boski sposób władza sprawowania i udzielania Boskich tajemnic wraz z władzą rządzenia i kierowania. Tylko bowiem do Apostołów i ich prawowitych następców odnoszą się następujące słowa Jezusa Chrystusa: „Idąc na cały świat opowiadajcie Ewangelię... chrzcząc ich... To czyńcie na Moją pamiątkę... Którym grzechy odpuścicie, są im odpuszczone”. Dlatego tylko Apostołom i ich prawomocnym następcom polecił, aby pasterzowali Apostołowie, to znaczy aby swoją władzą rządzili całością chrześcijan, którzy w ten sposób mieliby im podlegać i okazywać posłuszeństwo. Te wszystkie obowiązki urzędu apostolskiego zostały podsumowane w zdaniu św. Pawła: „Niech o nas człowiek tak myśli jak o sługach Chrystusowych i szafarzach tajemnic Bożych” (1 Kor 4, 1).

Dlatego też wszystkich śmiertelnych wezwał Jezus Chrystus, tylu ilu ich było i ilu będzie, aby poszli za Nim – i to nie tylko osobno i pojedynczo, lecz także stowarzyszeni i połączeni wzajemnie duchowo i materialnie – jako Przewodnikiem i Zbawicielem, aby z wielkiej różnorodności powstał lud zorganizowany prawem, zjednoczony jednością wiary, celu i środków do osiągnięcia tego celu – podporządkowany jednej i tej samej władzy. Tym samym wszystkie zasady natury, które dobrowolnie rodzą wśród ludzi życie społeczne, aby osiągnęli odpowiedni stan doskonałości natury, umieścił w Kościele, aby ci, którzy pragną być Synami Bożymi, mogli osiągnąć i zachować dla zbawienia doskonałość na miarę swej godności. Jak już zostało powiedziane, Kościół jest przewodnikiem ludzi do nieba i jest to urząd wyznaczony jemu przez Boga, aby w tym, co dotyczy religii, doglądał tego i decydował i sprawami chrześcijaństwa zarządzał swobodnie i biegle według swego sądu. Dlatego ci, którzy zarzucają mu, że chce się mieszać do spraw państwowych albo uzurpować sobie kompetencje władzy albo nie rozumieją właściwie Kościoła, albo go niegodziwie pomawiają. Zaiste Bóg ustanowił Kościół jako społeczność daleko wznioślejszą od innych, tak jak rzeczy nieśmiertelne cenniejsze są od przygodnych, zaś łaska Boska przewyższa naturę, dlatego Kościół jest społecznością, która ma Boskie pochodzenie i jest nadprzyrodzona ze względu na cel i środki do tego celu prowadzące, a to, co jest właściwe ludziom, jest ludzką społecznością. I dlatego w świętych pismach wszędzie widzimy słowa nazywające go mianem społeczności doskonałej. Nazwany jest on „Domem Bożym”, „Miastem położonym na górze”, do którego koniecznie mają przyjść wszystkie narody – a także „Owczarnią”, której przewodzi jeden Pasterz i w której mają się znaleźć wszystkie owce Chrystusa, bo jest to „Królestwo, które ustanowił Bóg” i które „będzie trwało na wieki” oraz „Ciało Mistyczne Chrystusa”, takie, które jest żywe i odpowiednio ukształtowane, złożone z wielu członków, które nie wszystkie pełnią tę samą funkcję, lecz trwają połączone między sobą dzięki głowie kierującej i przewodzącej. Nie można żadną ludzką myślą wyrazić tego, aby istniało prawdziwe i doskonałe społeczeństwo ludzi bez jakiejś zwierzchnej władzy. Powinien więc był i Jezus Chrystus ją ustanowić, czego też i dokonał, ustanawiając najwyższą władzę Kościoła, której podlega i poddana jest wszelka wielość chrześcijan. Z tej to przyczyny tak jak dla jedności Kościoła, który jest zgromadzeniem wiernych, koniecznie jest wymagana jedność wiary, zarówno dla samej jedności, jak i dla tej społeczności ustanowionej w Boski sposób, jest więc wymagana Boskim prawem jedność zarządzania, która doprowadza do skutku i dopełnia jedność wspólnoty: „jedność Kościoła opiera się na dwóch rzeczach: a mianowicie na związku członków Kościoła między sobą, czyli na porozumiewaniu się, oraz na przyporządkowaniu wszystkich członków Kościoła do jednej głowy” (29). – Wynika stąd, że ludzie są odłączeni od jedności Kościoła nie mniej przez schizmę niż przez herezję: „Między herezją i schizmą taką się dostrzega różnicę, że herezja miałaby przewrotny dogmat, a schizma zaś jest oddzieleniem się od Kościoła z powodu niezgody biskupów” (30). To samo zgadza się tutaj ze zdaniem św. Jana Chryzostoma: „Stwierdzam i wyznaję, że dzielenie Kościoła jest złem nie mniejszym, niż popadanie w herezję” (31). Dlatego też, jak żadna herezja nie może być rzeczą godną, tak samo też żadna schizma nie może być uważana za rzecz zgodną z prawem: „Nie jest nic większym świętokradztwem jak schizma... do rozbijania jedności nie ma żadnej słusznej konieczności” (32).

Czym w rzeczywistości i jakiego rodzaju jest ta najwyższa władza, której powinni okazywać posłuszeństwo wszyscy chrześcijanie, to będzie można stwierdzić nie inaczej, niż po ukazaniu i poznaniu woli Chrystusa. Prawdziwie na wieki jest królem Chrystus, tak więc niewidzialny, kieruje z nieba i ochrania swoje królestwo, ale ponieważ jednak pragnął, aby władza ta była widzialna, musiał mianować tego, kto sprawowałby władzę na ziemi zamiast Niego, gdy powrócił do nieba: „Gdyby zaś ktoś powiedział, że Chrystus jest jedną głową i jednym pasterzem i że jest on jedynym oblubieńcem Kościoła, nie byłaby to pełna odpowiedź. Jest bowiem rzeczą wiadomą, że sakramentów kościelnych dokonuje sam Chrystus, On bowiem jest Tym, który chrzci, Tym, który odpuszcza grzechy, On jest prawdziwym kapłanem, który się ofiarował na ołtarzu krzyża i którego mocą Jego Ciało jest codziennie konsekrowane na ołtarzu, a ponieważ fizycznie nie miał być obecny ze wszystkimi wiernymi, wybrał pomocników, przez których udziela wiernym wymienionych sakramentów, jak to powiedziano wyżej (cap. 74). Z tego też względu, ponieważ miał odjąć od Kościoła swoją cielesną obecność, trzeba było, by powierzył komuś sprawowanie zamiast Niego pieczy nad całym Kościołem. Dlatego powiedział do św. Piotra przed wniebowstąpieniem: Paś owce moje” (33). Jezus Chrystus mianował więc św. Piotra najwyższym rządcą Kościoła i tak to ustanowił, by urząd ten ustanowiony wieczyście dla wspólnego zbawienia przechodził jako dziedzictwo na następców w tym, w czym sam św. Piotr był uobecnioną najwyższą władzą. Przecież tak wielkiej obietnicy jak błogosławionemu Piotrowi nie dał poza tym nikomu: „Ty jesteś opoka i na tej opoce zbuduję Kościół mój” (Mt 16, 18). – „Pan powiedział to do Piotra, do niego jednego i dlatego na nim jednym oparł jedność” (34). – „Bez jakiejkolwiek uprzedniej mowy... wymienia po imieniu tak jego ojca, jak i jego samego (błogosławiony jesteś Szymonie bar łona) i dalej nie chce go nazywać Szymonem, już wtedy zastrzega go sobie jako swego dla swej władzy i lubi wywodzić to imię Piotr od petra czyli «skała», bo na niej miał zbudować swój Kościół” (35). Z zapowiedzi tej jasno widać, że z woli i nakazu Boga Kościół opiera się na błogosławionym Piotrze jak dom na fundamentach. Właściwością fundamentu i siłą jest utrzymywanie budynku przez zespojenie różnych członków, a także zabezpieczenie całości i zwartości dzieła; usunięcie go powoduje zawalenie się całej budowli. Rzeczą św. Piotra jest więc utrzymanie Kościoła i jego obrona przez nierozerwalną i mocną więź.

Kto mógłby wypełnić tak wielki obowiązek bez władzy rozkazywania, zakazywania, rozsądzania, co określa się jako jurysdykcję! Państwa i rzeczpospolite stoją tylko władzą jurysdykcji. Pierwszeństwo zaszczytu oraz niewielka władza napominania i doradzania, którą nazywają kierowaniem, nie wystarczy nikomu, by służyć takiemu społeczeństwu dla jedności i siły. Władzę, o której mówimy, wyjaśniają i potwierdzają te słowa: „A bramy piekła nie opanują jej”. „Jakiejż to «jej»? Czy chodzi tu o skałę, na której Chrystus zbuduje Kościół, czy też o Kościół? Stwierdzenie to jest niejasne. A może chodzi tu o tę samą rzecz: skałę i Kościół. Uważam, że taka jest prawda, gdyż bramy piekielne nie opanują ani skały, na której Chrystus buduje Kościół, ani też Kościoła” (36). To Boskie stwierdzenie ma następujący sens: jakąkolwiek siłę mieliby wrogowie widzialni i niewidzialni i jakąkolwiek sztukę by zastosowali, nigdy się nie zdarzy, by Kościół wsparty na św. Piotrze upadł lub w jakikolwiek sposób zaginął. „Kościół natomiast jako budowla Chrystusa, który mądrze zbudował dom swój na skale, jest niedostępny dla bram piekła, które opanowują wprawdzie jakiegokolwiek człowieka, który byłby poza skałą i Kościołem, lecz są bezsilne wobec niego” (37). Bóg więc tak powierzył swój Kościół św. Piotrowi, by zachował go na wieki w bezpieczeństwie jako niezwyciężony obrońca. Wyposażył go więc w należną władzę, ponieważ dla skutecznej obrony społeczności ludzi, konieczne jest prawo pełnej władzy w tym, który ma bronić. Jezus dodał więc: „I tobie dam klucze królestwa niebieskiego”. Wyraźnie mówi dalej o Kościele, który nieco wcześniej nazwał swoim i powiedział, że pragnie, by był on na św. Piotrze jak na fundamencie ustawiony. Kościół jest określany nie tylko jako dom, lecz także jako królestwo, zresztą wszystkim wiadomo, że zwykłą oznaką pełnej władzy są klucze. Dlatego, gdy Jezus obiecuje dać św. Piotrowi klucze królestwa niebieskiego, to obiecuje nadanie mu władzy i prawa w Kościele. „Syn polecił mu (św. Piotrowi), by rozpowszechniał na całym świecie poznanie i Ojca i siebie samego i śmiertelnemu człowiekowi dał wszelką władzę na niebie, gdy przekazał mu klucze, rozszerzył Kościół na cały świat i pokazał, że silniejszy jest od niebios” (38). Podkreślają to dalsze słowa: „Cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane i w niebie, a cokolwiek rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane i w niebiosach” (Mt 16, 19). Słowa te o związywaniu i rozwiązywaniu oznaczają władzę ustanawiania praw, a także rozsądzania spraw i karania. Władza ta ma mieć tak wielką moc i zakres, że jakiekolwiek jej dekrety będą decyzjami Boga. Jest to więc najwyższa i samodzielna władza, która nie ma wyższej od siebie na ziemi i obejmuje wszystko: cały Kościół i to, co zostało powierzone Kościołowi.

Obietnica została spełniona, gdy Chrystus Pan po swoim zmartwychwstaniu trzykrotnie zapytał św. Piotra, czy miłuje Go bardziej niż inni, i polecił mu: „Paś baranki moje... paś owce moje” (J 21, 16. 17). Oczywiście powierza mu jako pasterzowi wszystkie, ile ich tylko będzie w Je...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leborskikf.pev.pl
  •