Leon Donna - Komisarz Brunetti 04 - Śmierć i sąd(1), L

 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
DONNA LEON
ŚMIERĆ I SĄD
(Przełożyła: Julita Wroniak)
NOIR SUR BLANC
1999
Toni Sepedzie
i Craigowi Manleyowi
Questo e i fin di chi fa mal;
E de’ perfidi la morte
Alla vita e sempre ugual.
Taki koniec łotrów spotyka;
Nikczemna śmierć złoczyńcy
Zawsze z jego żywota wynika.
libretto opery
Don Giovanni
Mozarta
Rozdział 1
W ostatni wtorek września, ponad miesiąc wcześniej niż można było oczekiwać, w
górach oddzielających północne Włochy od Austrii spadł śnieg. Ciężkie chmury nadciągnęły
nie wiadomo skąd i bez żadnego ostrzeżenia; śnieżyca rozpętała się nagle. Wystarczyło pół
godziny, aby drogi wiodące do przełęczy nad Tarvisio stały się śliskie i śmiertelnie
niebezpieczne. Od miesiąca nie padał deszcz, toteż pierwszy śnieg pokrył nawierzchnię
lśniącą od oleju i smarów.
Połączenie to okazało się katastrofalne dla szesnastokołowego tira z rumuńskimi
tablicami rejestracyjnymi, według listy przewozowej transportującego dziewięćdziesiąt
metrów sześciennych sosnowych desek. Tuż na północ od Tarvsio, na zakręcie przy wjeździe
na autostradę prowadzącą w cieplejsze, bezpieczniejsze rejony Włoch, kierowca zahamował
zbyt gwałtownie i stracił panowanie nad ogromnym pojazdem. Ciężarówka zjechała z szosy z
prędkością pięćdziesięciu kilometrów na godzinę, żłobiąc głębokie koleiny w nie
zamarzniętej jeszcze glebie, obijając się o drzewa i kładąc pokotem te, które znalazły się na
jej drodze. Dotarła na samo dno wąwozu, gdzie roztrzaskała się o skałę u podstawy potężnej
góry. Towary z rozbitej skrzyni rozsypały się wokół szerokim łukiem.
Pierwsi na miejscu wypadku byli kierowcy innych tirów, którzy zatrzymali się
natychmiast, aby pomóc jednemu ze swoich. Rzucili się do szoferki, ale dla kierowcy nie było
już ratunku: z czaszką wgnieciona przez konar wisiał bezwładnie na zapiętym pasie, do
połowy wychylony przez otwór po drzwiach wyrwanych z zawiasów przez ten sam konar.
kiedy ciężarówka zahaczyła o niego w swoim szaleńczym pędzie w dół zbocza. Mężczyzna
wiozący transport świń do włoskiej rzeźni wspiął się na pogruchotaną maskę tira, żeby
sprawdzić, w jakim stanie jest drugi kierowca. Fotel pasażera był pusty, co oznaczało, że
drugi kierowca wypadł w chwili zderzenia.
Czterech mężczyzn, ślizgając się, rozeszło się po zboczu, żeby zbadać teren; piąty
wrócił na górę, aby ustawić na szosie światła ostrzegawcze i zawiadomić przez krótkofalówkę
polizia stradale
. Śnieg pasał gęsto, więc dopiero po dłuższym czasie ktoś zauważył skręcone
ciało leżące bliżej tira niż drogi. Dwóch mężczyzn puściło się biegiem, mając nadzieję, że
przynajmniej jeden kierowca przeżył katastrofę.
Potykając się w pośpiechu, czasem nawet osuwając na kolana, z trudem pokonywali tę
samą zaśnieżona trasę, którą ogromny pojazd przebył z taką łatwością. Pierwszy z mężczyzn
uklęknął przy nieruchomej postaci i zaczął strzepywać cienką warstwę bieli; chciał się
przekonać, czy leżący wciąż oddycha. Nagle jego palce zaplątały się w długie włosy, a kiedy
odgarnął śnieg z twarzy, ujrzał drobne, niewątpliwie kobiece rysy.
Wtem usłyszał za sobą wołanie. Odwrócił się szybko i przez padający śnieg dojrzał
sylwetkę kolegi, który właśnie schylał się nad czymś, co leżało kilka metrów na lewo od
kolein pozostawionych przez pędzącego tira.
- Co tam masz? - zawołał, przykładając palce do szyi dziwnie skręconej postaci.
- To kobieta! - odkrzyknął tamten.
I akurat kiedy pierwszy kierowca zdał sobie sprawę, że nie wyczuwa pod palcami
tętna, tamten znów zawołał:
- Nie żyje!
Mężczyzna, który pierwszy znalazł się przy rozbitej skrzyni tira, powiedział później,
że kiedy je ujrzał, przyszło mu do głowy, że ciężarówka wiozła manekiny, wiecie, takie
plastikowe figury, które ubiera się w ciuchy i stawia w sklepowych witrynach. Widział ich
przynajmniej sześć; leżały rozsypane na zaśnieżonym zboczu za wyłamanymi tylnymi
drzwiami pojazdu. Jedna dostała się jakoś pomiędzy deski stanowiące jego ładunek; leżała
przy samych drzwiach, z nogami przygwożdżonymi do dna skrzyni przez stos
popaczkowanych desek, związanych tak solidnie, że nawet wstrząs wywołany zderzeniem tira
ze skałą nie zdołał zerwać sznurów. Ale dlaczego wszystkie manekiny mają na sobie palta? -
przemknęło mężczyźnie przez myśl. I skąd te czerwone plamy na śniegu?
Rozdział 2
Upłynęło ponad pół godziny od wezwania, zanim
polizia stradale
przybyła na miejsce
wypadku, gdzie musiała się zaraz zająć rozstawianiem świateł i rozładowywaniem dwóch
kilometrowych korków, ponieważ nadjeżdżający z obu stron kierowcy, którzy i tak jechali
ostrożnie z powodu złych warunków atmosferycznych, teraz zwalniali jeszcze bardziej, aby
popatrzeć przez szeroką wyrwę w metalowej balustradzie na leżący w dole wrak ciężarówki.
Ofiar nie widzieli.
Kiedy tylko pierwszy funkcjonariusz, który nie mógł zrozumieć, co wykrzykują do
niego kierowcy, zszedł na dół i zobaczył leżące za tirem poskręcane ciała, natychmiast wrócił
na górę i połączył się przez radio z komendą w Tarvisio. Minęło zaledwie parę chwil, a zator
na szosie powiększył się o kolejne dwa samochody, z których wysiadło sześciu odzianych na
czarno
carabinieri
. Pozostawiwszy wozy na poboczu, zbiegli do ciężarówki. Kiedy
zorientowali się, że kobieta z nogami przygwożdżonymi przez deski wciąż żyje, wszelkie
myśli o rozładowaniu korka na szosie wyleciały im z głowy.
Zamieszanie, które nastąpiło, byłoby komiczne, gdyby okoliczności nie były tak
groteskowe. Stosy desek przygniatające nogi kobiety mierzyły co najmniej dwa metry
wysokości; mógłby je z łatwością usunąć dźwig, ale nie było jak sprowadzić dźwigu w dół
zbocza. Mogliby je też pozrzucać ludzie, ale aby to zrobić, musieliby się na nie wdrapać, tym
samym zwiększając nacisk na ciało kobiety.
Monelli, najmłodszy funkcjonariusz, klęczał przy tylnych drzwiach ciężarówki,
dygocząc z zimna, które stawało się coraz bardziej dotkliwe w miarę nadciągania alpejskiej
nocy. Jego regulaminowa puchowa kurtka do połowy okrywała przygwożdżoną do dna tira
kobietę. Dolna część ciała była niewidoczna, zdawała się przechodzić w solidny stos desek,
zupełnie jak na fantazyjnym obrazie Magritte’a.
Funkcjonariusz widział, że kobieta jest młoda i ma blond włosy; widział też, że z
każdą minutą staje się coraz bledsza. Leżała na boku, z policzkiem przyciśniętym do
blaszanej powierzchni. Oczy miała zamknięte, ale chyba jeszcze oddychała.
Nagle usłyszał głośny łoskot i coś ciężkiego uderzyło w dno skrzyni. To pozostałych
pięciu karabinierów zmagało się z deskami. Wspinali się niczym mrówki na stos równo
powiązanych paczek, szamotali z nimi, usiłując je poluzować, potem spychali w dół.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leborskikf.pev.pl
  •