Lee Wilkinson - Duma i pieniÄ…dze, L
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lee Wilkinson
Duma i pieniądze
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Ciepłe czerwcowe powietrze napływało przez
otwarte okna. W pobliskim parku rado´nie ujadały
psy, a w tle słycha´ było wszechobecny pomruk
wielkiego Londynu.
Virginia, patrza˛c z wysoko´ci drugiego pi˛tra,
widziała czerwona˛ piłk˛, ulatuja˛ca˛ nad drzewa.
U´miechn˛ła si˛, po czym wr´ ciła do nudnej czyn-
no´ci katalogowania. W chwil˛ p´ ´niej zadzwonił
wewn
˛
trzny telefon.
– Tak, słucham?
Głos Helen zabrzmiał jak zwykle oficjalnie.
– Panno Ashley, przyszedł pan, kt´ ry pyta, czy
posiadamy obrazy Brada albo Mii Adams´ w. Poin-
formowałam go, ˙e w tej chwili nie mamy, lecz
chciałby wiedzie´, czy jest szansa, ˙e pojawia˛ si˛
w najbli˙szym czasie.
W cia˛gu ostatnich lat dzieła Adams´ w wyra´nie
zdobywały popularno´´ i Virginia, chca˛c nie chca˛c,
zacz˛ła oswaja´ si˛ z my´la˛,˙e jej rodzice sa˛ uzna-
nymi artystami – przynajmniej w ´rodowisku, kt´ re
zna si˛ na sztuce.
– Zaraz schodz˛ – rzuciła.
6
LEE WILKINSON
Helen Hutchings, przystojna czterdziestoletnia
wdowa, sprzedawała w Charles Raynor Gallery
wsp´łczesna˛, przyzwoita˛ sztuk˛ dla turyst´ w. Vir-
ginia obsługiwała bardziej wyrafinowanych klien-
t´ w, poszukuja˛cych rzadkich okaz´ w.
Zanim wyszła z gabinetu, odruchowo sprawdziła,
czy z gładkiego koka orzechowych włos´ w nie
wymkn˛ło si˛ niesforne pasemko. Poprawiła na no-
sie okulary w metalowych oprawkach, w kt´ rych
wygla˛dała na wi˛cej ni˙ swoje dwadzie´cia cztery
lata. To, razem z garniturem z jedwabiu – eleganc-
kim, lecz skrojonym na modł˛ korporacyjna˛ – czyni-
ło z niej atrakcyjna
˛
kobiet
˛
interesu.
Salon wystawienniczy miał kształt owalu, kt´ ry
wie´ czyła galeria, zabudowana szklanym dachem.
Tego dnia blask sło´ ca był tak jaskrawy, ˙e luksfery
osłoni˛to mlecznymi ˙aluzjami.
Virginia zerkn˛ławd´ł przez kute por˛cze scho-
d´ w. Po galerii kr
˛
ciło si
˛
kilkoro ludzi, gł´ wnie
turyst´ w, jak oceniła. Lecz jej wzrok przycia
˛
gn
˛
ła
inna posta´. W najdalszym kra´ cu, przy wej´ciu,
dostrzegła wysoka˛ sylwetk˛ dobrze zbudowanego
ciemnowłosego m˛˙czyzny.
Stał, niedbale oparty o lad˛ recepcji, w klasycznej
pozycji wyczekiwania, lecz z całej jego postawy
przebijała´le skrywana niecierpliwo´´.
Ju˙ tylko kilka krok´ w dzieliło Virgini
˛
od dołu
schod´ w, na kt´ re wst˛pu bronił złoty, pleciony
sznur z wywieszka˛ ,,przej´cie słu˙bowe’’.
DUMA I PIENIA˛DZE
7
Bo˙e, to chyba Ryan...
Tak, nie mogła si˛ myli´! Szczupła twarz o wyra-
zistych rysach, szlachetnie osadzona głowa; posta´
silna, ruchy pełne tygrysiej gracji. Nie musiała wi-
dzie´ jego oczu, aby wiedzie´,˙e maja˛ niezwykły,
granatowofiołkowy odcie´ .
Oddech uwia˛zł jej w gardle. Kurczowo zacisn˛ła
palce na por˛czy.
Bała si˛ tego człowieka. Przez niego uciekła
z Nowego Jorku i ukryła si˛ w Londynie pod zmie-
nionym nazwiskiem. Musiało mina˛´ p´łroku, zanim
przestałal˛ka´ si˛,˙e znowu go spotka. I teraz,
kiedy wydawało si
˛
,˙e wreszcie odzyskała spok´ j,
a przeszło´´ pozostawiła bezpowrotnie za soba˛, Ry-
an Falconer zn´ w zjawia si˛ w polu jej widzenia!
Serce ruszyło galopem, a gwałtowna dawka ad-
renaliny dała wreszcie po˙a˛dany impuls. Virginia
zawr´ ciła, salwuja˛c si˛ ucieczka˛ do swojego pokoju.
Tam bezsilnie opadła na krzesło, gora
˛
czkowo za-
stanawiaja
˛
c si
˛
, czy Ryan ja
˛
rozpoznał. Bo je´li tak...
Nie nale˙ał do m˛˙czyzn, kt´ rzy łatwo rezygnuja˛
ze zdobyczy, zwłaszcza je´li ucierpiała ich ambicja.
Przecie˙ odeszła od niego, mimo ˙e tak wiele ich
ła˛czyło. Nie mogła znie´´ jego perfidii i jednocze´-
nie bała si˛ wysta˛pi´ otwarcie z obawy o rodzinne
reperkusje. Dlatego uciekła bez słowa.
Tego z pewno´cia
˛
jej nie wybaczył.
Kiedy uspokoiła oddech, si˛gn˛ła po telefon z na-
dzieja˛,˙e Charles ju˙ wr´ cił ze spotkania i b˛dzie
8
LEE WILKINSON
m´ gł ja˛ zasta˛pi´. Omal nie rozpłakała si˛ z rado´ci,
słysza˛c jego głos.
– Tak... co si˛ stało?
– Przepraszam, ˙e ci przeszkadzam, ale czy
m´ głby´ zej´´ do recepcji i przeja˛´ klienta? Wy-
gla
˛
da na kogo´, kto ma pienia
˛
dze i wie, czego
chce.
– A czego chce?
– Pyta o obrazy Adams´ w.
Wgłosie Charlesa zabrzmiało zdziwienie.
– Czemu w takim razie si˛ nim nie zajmiesz?
– Bo... to jest kto´, kogo kiedy´ znałam i wolała-
bym wi
˛
cej nie mie´ z nim do czynienia.
Cho´ postarała si˛ o swobodny ton, musiał wy-
czu´ ukryte napi˛cie w jej głosie.
– Rozumiem – powiedział spokojnie. – Zaraz si˛
nim zajm˛.
Szarozielone oczy dziewczyny pociemniałyznie-
pokoju. Czemu, na Boga, ze wszystkich galerii
wielkiej metropolii Ryan wybrał wła´nie t
˛
?
Przyjechała do Londynu prawie trzy lata temu.
Melduja˛c si˛,u˙ywała imienia jako nazwiska, aby
jeszcze lepiej si˛ ukry´. Nikomu nie m´ wiła, doka˛d
jedzie i gdzie mieszka, nawet rodzicom.
Z pocza˛tku zatrzymała si˛ w tanim hotelu na ty-
łach Bayswater Road, ale oszcz
˛
dno´ci szybko si
˛
sko´ czyły. Bo˙e Narodzenie zbli˙ało si
˛
wielkimi
krokami i stwierdziła, ˙e musi pilnie poszuka´ pra-
cy. Agencja po´rednictwa skierowałaj˛ do Raynor
[ Pobierz całość w formacie PDF ]