Leczenie metodą GERSONa, podarunki

 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Physiological Chemistry and Physics 10 (1978), str. 449-464

 

 

LECZENIE   ZAAWANSOWANYCH   PRZYPADKÓW

RAKA TERAPIĄ DIETETYCZNĄ: PODSUMOWANIE

30 LAT DOŚWIADCZEŃ KLINICZNYCH*

 

DR MED. MAX GERSON

Gerson Institute, Box 535, Imperial Beach, California 92032

[obecny adres: Box 430, Bonita, CA 91908, tel. 001-619-585 7600]

 

Streszczenie:   Trzydzieści  lat  doświadczeń  klinicznych doprowadziło do udanej terapii zaawansowanych  przypadków  raka. Terapia ta oparta jest na założeniu, iż (1) chory na raka ma obniżoną odporność i uogólnione uszkodzenie tkanek, szczególnie  wątroby,  oraz (2) gdy  niszczona jest tkanka nowotworowa, wówczas  toksyczne  produkty  degradacji trafiają do krwi, co prowadzi do śpiączki  i  śmierci w wyniku niewydolności wątroby. Terapia składa się z diety  bogatopotasowej,  ubogiej  w  sód,  nie zawierającej tłuszczów ani olejów,  i z minimalną ilością białek zwierzęcych. Soki z surowych owoców i  warzyw oraz z surowej wątroby dostarczają enzymów oksydacyjnych, które ułatwiają  przywrócenie  właściwego  funkcjonowania  wątroby. Stosuje się uzupełnianie  preparatami  jodu  i  niacyny.  Wlewy  doodbytnicze  z kawy powodują   poszerzenie   przewodów   żółciowych,   co  ułatwia  wydalanie toksycznych  produktów rozpadu tkanki nowotworowej przez wątrobę, a także dializę  toksycznych  produktów  ze  krwi przez ścianę okrężnicy. Terapia musi  być  stosowana  w integralnej całości. Elementy terapii stosowane w izolacji  nie  dadzą  pomyślnych  wyników.  Terapią  tą  wyleczono  wiele zaawansowanych przypadków raka.

 

Szanowni Państwo!

   Przyjechałem  tu  na  wakacje,  nie  z  wykładem. Nie przywiozłem żadnych materiałów.  Zrobiłem  więc  trochę  notatek  z pamięci, ponieważ poproszono mnie,  by  najpierw  opowiedzieć  Państwu,  jak to się stało, że zająłem się leczeniem raka. Jest to zabawna historia.

   Gdy byłem lekarzem chorób wewnętrznych w Bielefeld w Niemczech w 1928 r., pewnego  dnia wezwano mnie do chorej pacjentki. Spytałem, co jej dolega, ale przez  telefon  nie  chciała mi powiedzieć. Więc pojechałem tam, trochę poza miasto.  Spytałem  ją  "Co  Pani  dolega?" Opowiedziała, że była operowana w pobliskiej   dużej  klinice  i  stwierdzono  raka  w  przewodzie  żółciowym. Zobaczyłem  bliznę  pooperacyjną. Była w wysokiej gorączce, miała żółtaczkę.

Powiedziałem  jej  "Przykro  mi, nic nie mogę zrobić dla Pani. Nie wiem, jak leczyć raka. Nie widziałem pomyślnych wyników, zwłaszcza w tak zaawansowanym przypadku,  gdy  nie  ma  już  możliwości operacji". Na to ona odparła "Nie, panie  doktorze,  poprosiłam  pana,  bo  widziałam wyniki pańskiego leczenia gruźlicy  i zapalenia stawów w różnych przypadkach.

________________

*Nota  od  wydawcy.  Jest to zapis wykładu wygłoszonego przez dra Gersona w

Escondido,  California,  w  1956  r.  Dr  Gerson  zmarł  w  1959 r. Bardziej kompletną  informację  o  tej  terapii można znaleźć w jego książce A Cancer Therapy:  Results  of  50  Cases, by Max Gerson, 3rd edition, 1977, Totality Books,  Del Mar, CA, lub od jego córki Mrs. Charlotte Gerson Straus w Gerson Institute, Box 535, Imperial Beach, CA 92032 [obecny adres: Box 430, Bonita, CA  91908,  tel.  001-619-585  7600].  Perspektywy społeczno-ekonomiczne i polityczne  są  omówione w książce Has Dr. Max Gerson a True Cancer Cure? by S. J. Haught, 1976, Major Books, 21335, Roscoe Blvd., Canoga Park, CA 91304.

 

Proszę, oto blok listowy i  zapisze  pan leczenie. Na tamtym stole leży książka, a z tej książki, pan będzie  taki  dobry  i  przeczyta  mi na głos rozdział pod tytułem „Leczenie raka”.

   Była  to gruba książka, około 1200 stron, o medycynie ludowej, a w środku był  ten  rozdział.  Zacząłem  czytać. Książka była zredagowana przez trzech nauczycieli  i  jednego  lekarza.  Nikt z nich nie praktykował medycyny. Tak więc  opracowali  tę  książkę.  Przeczytałem  ten rozdział. Było w nim coś o Hipokratesie,  który  dawał  takim  pacjentom  specjalną zupę. Muszę Państwu powiedzieć,  tę  zupę  stosujemy  obecnie!  Zupę  z  tej książki, z praktyki Hipokratesa  - 550 lat przed Chrystusem! Był on największym lekarzem tamtych czasów,  sądzę  nawet,  że  największym  lekarzem wszystkich czasów. Miał on ideę,  że  pacjent  musi  zostać  odtruty za pomocą tej zupy i lewatyw i tak dalej.

   Czytałem  i czytałem, lecz wreszcie powiedziałem tej pani "Proszę Pani, z powodu mojej terapii przeciwgruźliczej lekarze są nastawieni przeciwko mnie. Dlatego  nie  chciałbym  Pani  leczyć".  Ponownie  zaczęła nalegać "Dam Panu oświadczenie  na  piśmie,  że  Pan  nie  jest  odpowiedzialny  za wynik tego leczenia i że to ja nalegałam, by je przeprowadzić". Tak więc z tym pisemnym oświadczeniem, pomyślałem, w porządku, spróbujmy.

   Zapisałem  leczenie. Było prawie takie samo, jakie stosowałem u pacjentów z  gruźlicą [1-7],  które  opracowałem i stosowałem w klinice uniwersyteckiej w Monachium  z  prof. Sauerbruchem. Po okresie pracy w klinice terapia nabrała kształtu   definitywnego,   a   jej   skuteczność  została  potwierdzona [8,9].

Pomyślałem,  iż  może  będzie  skuteczna także w przypadku raka. W książkach naukowych  zawsze  pisało,  że  zarówno  rak,  jak  i  gruźlica są chorobami zwyrodnieniowymi,  gdzie  organizm  musi  zostać  odtruty.  Ale  to ostatnie stwierdzenie znajdowało się wyłącznie u Hipokratesa.

   Spróbowałem - i pacjentka została wyleczona! Sześć miesięcy później była

na  nogach  i  w  najlepszym  stanie.  Następnie  przysłała  mi  dwa  dalsze przypadki.  Ktoś  z  jej  rodziny  miał raka żołądka, gdzie podczas operacji stwierdzono  przerzuty do węzłów chłonnych okołożołądkowych - też wyleczony!

Trzecim  przypadkiem  był  również  rak  żołądka. Został tak samo wyleczony. Spróbowano leczenia w trzech przypadkach i wszystkie trzy zostały wyleczone!

   Muszę  Państwu  powiedzieć,  że do dnia dzisiejszego nie wiem, jak to się stało,  jak  mi  się to przytrafiło, jakim sposobem zostało to osiągnięte. W owym czasie zawsze mówiłem, że nie wiem, dlaczego zostały one wyleczone. Nie wiedziałem  wystarczająco  na  temat  raka i wejść w to, zająć się tym, było takim  trudnym  problemem.  Ale  gdy raz weszło mi to do głowy i w ręce i do serca, nie mogłem już oderwać się od tego problemu.

   W jakiś czas później trafiłem do Wiednia. Opuściłem Niemcy z powodu zmian politycznych  w czasach Hitlera. W Wiedniu spróbowałem tej terapii w sześciu przypadkach  i  we  wszystkich  sześciu przypadkach  żadnych wyników - same niepowodzenia!  To  był szok. Sanatorium, gdzie leczyłem mych pacjentów, nie było  zbyt  dobrze  zorganizowane  w  zakresie  terapii  dietą. Leczono inne choroby  innymi  metodami i nie przywiązywano dużo uwagi do diety. Temu więc przypisywałem niepowodzenia.

   Potem  przyjechałem  do  Paryża.  W  Paryżu  leczyłem siedem przypadków i miałem  trzy pozytywne wyniki. Jednym z tych przypadków był starszy 70-letni mężczyzna.  Miał  on raka jelita ślepego, gdzie zaczyna się okrężnica. Innym przypadkiem  była  pani z Armenii. Był to bardzo ciekawy przypadek. Musiałem działać  wbrew  całej  rodzinie. W tej rodzinie było wielu lekarzy, i miałem mnóstwo  kłopotów.  Tym  niemniej w tym przypadku powiodło mi się. Miała ona odrastającego  raka  sutka.  Za  każdym razem rodzina nalegała, że pacjentka "tak bardzo podupadła". Ważyła tylko 78 funtów [ok. 35,4 kg]. Została z niej skóra  i  kości i chcieli, bym podawał jej żółtka. Dałem jej trochę żółtka - rak  odrósł.  Potem  nalegali, bym podawał jej mięso - surowe siekane mięso. Dałem  jej  to  i rak odrósł. Za trzecim razem chcieli, bym jej dawał trochę oleju.  Dałem  jej  tego oleju i rak odrósł po raz trzeci. Tym niemniej trzy razy  byłem  w  stanie  eliminować  i  leczyć  tego raka. A wciąż nie miałem pojęcia,  czym  jest rak. Gdyby ktoś mnie zapytał na temat teorii, po prostu co ja właściwie robię, musiałbym odpowiedzieć "Doprawdy sam nie wiem".

   W  jakiś  czas  potem  przyjechałem  do  USA.  Problem  raka i wyleczenie pierwszych trzech  przypadków  bez  przerwy  siedziały  mi  w głowie. Wciąż myślałem  "To  musi  być  możliwe, byłoby zbrodnią tego nie robić". Lecz nie było  to  takie  proste. Gdy tu przyjechałem, nie miałem kliniki. Nie miałem nawet  prawa  wykonywania  zawodu  lekarza.  Gdy zdałem  egzaminy  i mogłem przyjmować  pacjentów,  musiałem leczyć ich w domach i była to praca trudna. Pacjenci  nie  chcieli  stosować  się  do  diety,  przeprowadzać jej w domu. Przyzwyczajeni  byli  oszczędzać  na  czasie  przygotowania  posiłków  i nie wysilać  się  nad robieniem wszystkich soków koniecznych do terapii, tak jak została opracowana.

   Leczenie  gruźlicy  polegało  na  diecie  bezsolnej,  głównie  owocowo  - warzywnej, jarzyny gotowane bez dodatku wody, parowane we własnych sokach, w ciężkim garnku, nie z aluminium. Pokrywa musi być ciężka i dobrze dopasowana tak,  by  para  nie  uciekała. Dalej, większość potraw musi być zjadanych na surowo,  drobno utartych. Chorzy mają pić sok pomarańczowy, sok grejpfrutowy oraz  sok  jabłkowy i marchwiowy. Soki te muszą być sporządzone w specjalnym urządzeniu - rozcieracz [grinder] i osobna prasa - ponieważ stwierdziłem, że w  sokowirówkach  [centrifugal juicers] lub maszynkach do soków [liquefiers] nie mogłem otrzymać soku takiego rodzaju, który by leczył pacjentów.

   Najpierw  myślałem,  że  maszynki  do  soków [liquefiers] byłyby idealne. Surowiec  zachowywał  się  w  całości.  nic  nie  było  tracone.  Ale to nie działało.  Potem  dowiedziałem się dzięki pewnemu fizykowi, że w maszynce do soków  [liquefier],  w  środku, jest dodatni ładunek elektryczny, a w cieczy jest  ładunek ujemny. Ten ładunek elektryczny niszczy enzymy oksydacyjne. To samo  zachodzi  też  w  przypadku  sokowirówki [centrifugal juicer] i innych aparatów.  Dlatego  sok  musi  być przygotowany w rozcieraczu [grinder, syn. młynek,  rozdrabniacz] i osobnej prasie - o ile możności wykonanych ze stali nierdzewnej.

   Pacjenci muszą wypijać mnóstwo tych soków. Muszą zjadać zupę Hipokratesa. Nie   mogę  wchodzić  we  wszystkie  szczegóły.  Nie wystarczyłoby  jednego wieczoru.  Ale  bardzo ważne dla odtrucia są lewatywy. Czułem, że odtrucie w postaci  sugerowanej  przez  Hipokratesa, w tej książce, było najważniejszym elementem.

   Wreszcie   miałem   klinikę.   Pacjenci   zobaczyli,  że  także bardziej zaawansowane  przypadki, a  nawet  niektóre terminalne, bardzo zaawansowane przypadki, mogły  zostać  uratowane. Trafiało do mnie coraz więcej i więcej przypadków terminalnych, zostałem wmuszony w tę sytuację. Z drugiej strony, miałem nóż Amerykańskiego  Towarzystwa  Medycznego na gardle i na plecach. Miałem  tylko  terminalne  przypadki.  Gdybym ich nie uratował, moja klinika stałaby  się umieralnią. Niektóre przypadki były przynoszone na noszach. Nie mogli  chodzić.  Nie  mogli  już  jeść. Było bardzo, bardzo trudno. Tak więc naprawdę  musiałem  opracować  terapię,  która  pomagałaby  w  tych  dalece zaawansowanych przypadkach [10, 11]. Powtarzam, zostałem do tego zmuszony.

   O  potrzebie  tego,  na  czym należy położyć główny nacisk: czytając całą literaturę,  zobaczyłem, że wszyscy naukowcy leczą objawy. Pomyślałem, że są one tylko objawami. Za nimi musi być coś zasadniczego. Niemożliwe, żeby były objawy  w mózgu, inne w płucach, w kościach, w jamie brzusznej i w wątrobie. Musi być coś podstawowego, inaczej jest niemożliwe.

   Już  dzięki  mojej  pracy  nad  leczeniem  gruźlicy  nauczyłem  się, że w gruźlicy  i  w  innych  chorobach zwyrodnieniowych nie wolno leczyć objawów. Organizm  -  cały  organizm - musi być leczony. Łatwo powiedzieć, ale jak to zrobić?  Stopniowo  doszedłem  do  wniosku, że najważniejszą częścią naszego organizmu  jest  przewód  pokarmowy. By wszystko, co zjadamy, było właściwie trawione,  i  by  inne  narządy  przewodu  pokarmowego działały prawidłowo i pomagały  w  trawieniu  do  produktów  końcowych  -  a  jednocześnie usuwały wszystkie  produkty  odpadowe - wszystkie toksyny i trucizny które muszą być usuwane,  tak,  by  nic  nie  gromadziło  się w naszym ustroju, to właśnie - pomyślałem  sobie  - jest rzeczą najważniejszą w leczeniu gruźlicy. Tak samo musi  być  we  wszystkich  innych  chorobach  zwyrodnieniowych.  I  do  dnia dzisiejszego   jestem  wciąż  przekonany,  że  rak  nie  wymaga  "swoistego" leczenia.

   Rak   jest   tak   zwaną  chorobą  zwyrodnieniową,  a  wszystkie  choroby zwyrodnieniowe  muszą  być  leczone  tak,  by  najpierw cały organizm został odtruty.  Wracając do mej pracy nad leczeniem gruźlicy, zobaczyłem, że ważną rolę odgrywa wątroba. Usuwa ona toksyny z organizmu, tak je przekształca, by mogły wejść do przewodów żółciowych, i w ten sposób zostać usunięte z żółcią -  to  nie  jest  łatwe  zadanie.  Ponadto wątroba pomaga w wytwarzaniu soku żołądkowego  za pomocą układu nerwów trzewnych. Wątroba pomaga w wytwarzaniu przez  trzustkę trypsyny, pepsyny, lipazy, enzymów trawiennych - wszystko to jest regulowane za pomocą układu nerwów trzewnych. Wątroba ma o wiele, wiele więcej  bardzo  ważnych  funkcji.  Jedną  z  nich  jest  reaktywacja enzymów oksydacyjnych,  co odkrył Rudolf Schoenheimer. Jego praca szła po tej linii.

Zaprowadziłoby  nas  za  daleko,  gdybym  wchodził teraz w szczegóły. Bardzo ważne  jest  zapamiętać, że enzymy utleniające u chorych na raka mają bardzo niską aktywność.

   Teraz  spróbujmy nakreślić teorię. Przez te lata uświadomiłem sobie, że w raku  są  dwie  komponenty o szczególnej ważności. Jedną jest cały organizm, komponenta  ogólna.  Drugą  jest  komponenta miejscowa, objaw. Leczenie musi dotyczyć  komponenty  ogólnej.  Gdy  będziemy  w  stanie  doprowadzić  ją do równowagi, komponenta miejscowa zniknie.

   Co  jest  tą  komponentą  ogólną i dlaczego leczenie ma doprowadzić ją do równowagi?  Chciałbym  poświęcić  dzisiejszy  wieczór  głównie  tej kwestii.

Komponentą ogólną jest przewód pokarmowy i wątroba. W raku przewód pokarmowy jest  bardzo  zatruty.  Jak można sobie z tym poradzić? Odtrucie jest łatwym słowem,  lecz  jest  bardzo  trudne do wykonania u chorych na raka. W takich przypadkach,  jeśli  są  dalece  zaawansowane, nie mogą oni prawie jeść. Nie mają soku żołądkowego, nie działa wątroba, trzustka, nic nie jest czynne.

   Z  czego  rozpoczniemy?  Najważniejszym, pierwszym krokiem jest odtrucie. Więc  zajmijmy  się tym. Na początku dawaliśmy różne lewatywy. Stwierdziłem, że  najlepszą  lewatywą  jest wlew z kawy, zastosowany po raz pierwszy przez prof.  O. A. Meyera w Getyndze. Wpadł on na ten pomysł, gdy wspólnie z prof. Heubnerem  podawał  roztwór  kofeiny  doodbytniczo  zwierzętom. Zauważył, że przewody  żółciowe  były  otwarte  i mogło wypływać więcej żółci. Czułem, że jest  to  bardzo ważne i opracowałem wlewy z kawy. Dajemy trzy czubate łyżki stołowe  mielonej  kawy  na  kwartę  [ok.  1 l], gotujemy przez trzy minuty, zmiejszamy  ogień  i  zaparzamy  nie  dopuszczając do wrzenia przez 10 do 20 minut, po czym stosujemy w temperaturze ciała.

   Pacjenci  zgłaszali,  że  to  im  pomaga.  Ból  ustępował,  mimo  iż  dla przeprowadzenia odtrucia musieliśmy odstawiać wszystkie środki przeciwbólowe i  uspokajające.  Uświadomiłem  sobie,  że  niemożliwe  jest z jednej strony odtruwanie  organizmu,  a z drugiej strony podawanie leków i trucizn, takich jak   leki  przeciwbólowe  i  uspokajające  -  petydyna,  kodeina,  morfina, skopolamina  itd. Tak więc musieliśmy odstawiać te leki, co znów było bardzo trudnym  problemem.  Pewien  pacjent  powiedział  mi,  że dostaje jeden gram kodeiny  co  dwie  godziny  oraz  morfinę  w  zastrzykach . . . jak można to odstawić? Powiedziałem mu, że najlepszym środkiem przeciwbólowym jest wlew z kawy.  Po upływie bardzo krótkiego czasu musiał się z tym zgodzić. Niektórzy z  pacjentów,  którzy mieli bardzo ciężkie bóle, nie dostawali wlewów raz na cztery  godziny,  jak  przepisywałem,  lecz raz na dwie godziny. Lecz więcej żadnych środków przeciwbólowych.

   Po  zaledwie  paru  dniach  ból  był  bardzo mały, prawie żaden. Mogę dać przykład. Nie tak dawno trafiła do mnie pewna pani. Miała raka szyjki macicy i  dwie  duże  masy  guza  wokół  macicy. Szyjka była wielką martwiczą niszą wrzodową,  z której sączyła się krew i ropa, tak iż biedna chora nie mogła w ogóle   siedzieć.  Stan  był  nieoperacyjny.  Była  naświetlana  promieniami rentgenowskimi  i  wszystko, co jadła, wymiotowała z powrotem. Nie mogła się położyć.  Nie  mogła  siedzieć.  Chodziła  w  kółko  w  dzień  i w nocy. Gdy przyjechała  do  mojej  kliniki, dyrektor powiedział mi "Panie doktorze, nie możemy  jej  tu trzymać. Te jęki i chodzenie w dzień i w nocy uniemożliwiają sen   innym  pacjentom."  Po  czterech  dniach  była  w  stanie  zasnąć  bez jakichkolwiek  środków  uspokajających,  co  jednak  nie dawało wiele. Efekt przeciwbólowy trwał przez około pół godziny. Po 8 - 10 dniach poprosiła mnie tylko  o  jedną  rzecz: aby pozwolić jej opuścić nocną lewatywę o godz. 3.00 czy  4.00  nad  ranem.  Pacjenci, u których wchłaniają się duże masy guza są budzeni  każdej  nocy  przez  budzik,  gdyż w przeciwnym razie zatruliby się wchłaniając  te  masy.  Gdybym  zrobił  im  tylko  jedną albo dwie albo trzy lewatywy,  umarliby  z  zatrucia.  Jako  lekarz  nie mam prawa powodować, by organizm absorbował wszystką masę nowotworu, a następnie był niedostatecznie odtruwany. Dwoma lub trzema wlewami pacjenci nie są wystarczająco odtruwani. Wchodzą  w  coma  hepaticum  (śpiączkę wątrobową). Sekcje zwłok wykazały, że wątroba  jest  zatruta. Nauczyłem się z tych nieszczęść, że odtruwania nigdy nie  bywa  za  dużo.  Więc  powiedziałem tej pani, że przez jedną noc będzie mogła   spać   przez  siedem  godzin  -  ale  tylko  przez  jedną  noc.  Nie zaryzykowałbym  więcej!  Gdy  nie  dawałem  tym  pacjentom  nocnych lewatyw, rankiem  byli  śpiący,  prawie  półprzytomni. Pielęgniarki to potwierdzały i mówiły  mi,  że  potrzeba kilku lewatyw, zanim się z powrotem uwolnią z tego toksycznego  stanu.  Nigdy  nie  dość  jest podkreślać znaczenia odtruwania.

Nawet  z  tymi  wszystkimi wlewami nie wystarczało! Musiałem więc podawać im także  olej rycynowy doustnie i we wlewie co drugi dzień, przynajmniej przez pierwsze   dwa   tygodnie,  mniej  więcej.  Po  tych  dwóch  tygodniach  nie poznalibyście  Państwo  tych  pacjentów!  Przybywali  na  noszach, a obecnie chodzili. Mieli apetyt. Przybierali na wadze, a guzy zmniejszały się.

   Spytacie  Państwo  "Jak może ustępować taki guz nowotworowy?". Był to dla mnie  trudny problem do zrozumienia. Nauczyłem się w moim leczeniu gruźlicy, że muszę dawać potas, jod i wątrobę w injekcjach, by pomóc wątrobie i całemu organizmowi  w  odtwarzaniu  potasu. Obecnie, na ile rozumiem, sytuacja jest identyczna.  Najpierw  dawaliśmy  pacjentowi dietę maksymalnie bezsolną [12]. W ten  sposób z organizmu usuwane jest możliwie najwięcej soli (sodu). Podczas pierwszych  dni usuwane są 3 gramy, 5 gramów, do 8 gramów sodu dziennie, gdy pacjent otrzymuje tylko około pół grama sodu zawartego w diecie, a w postaci soli nie dodaje się sodu w ogóle.

   Pacjenci   otrzymują   suszoną   tarczycę   (thyroid)   i  płyn  Lugola*. Dowiedziałem się po raz pierwszy z tak zwanego doświadczenia na kijance Gudenath,  że  jod  jest  konieczny  do zwiększenia i podtrzymania zdolności oksydacyjnej.  Dalej  podajemy pacjentom duże ilości potasu [12]. Potrzeba było 300  doświadczeń,  aby  znaleźć właściwą kombinację związków potasu. Jest to 10  % roztwór glukonianu potasu, fosforanu potasu (jednozasadowego) i octanu potasu.  Roztwór  ten  podawany  jest  pacjentom  w  sokach w ilości 10 razy dziennie  po cztery łyżeczki do herbaty. Tak duża ilość potasu jest wprowadzana do  organizmu.  Jednocześnie  5 razy dziennie po 65 mg suszonej tarczycy i 6 razy po trzy krople płynu Lugola w rozcieńczeniu 50 %. Te 18 kropli płynu Lugola  to  jest  duża  dawka.  Nie  stwierdzono, by u kogokolwiek doszło do kołatania  serca z tego powodu, 

___________________________

*Płyn Lugola jest to jod plus jodek potasu.

 

nawet jeśli niektórzy pacjenci mówili mi, że poprzednio  nie mogli przyjmować preparatów tarczycy, gdyż dochodziło u nich do   kołatania  serca.  I  znikały  wszystkie  alergie!  Niektórzy  pacjenci twierdzili,  że  poprzednio  nie  mogli  wypić  nawet  jednej  łyżeczki soku cytrynowego  czy  pomarańczowego  -  byli  uczuleni.  Ale gdy zostali dobrze odtruci  i  mieli  dużo  potasu,  nie  byli  już  uczuleni.  Alergie  i inne nadwrażliwości zostały zlikwidowane.

   Po  wprowadzeniu do organizmu, tarczyca suszona i płyn Lugola dostają się natychmiast  do  masy  nowotworowej.  Te  dojrzałe  [?  raczej: niedojrzałe] komórki  wychwytują  je  szybko,  lecz  bardziej  i  z  wielką  łapczywością wchłaniają  wodę  -  jak  tylko  potrafią - prawdopodobnie razem z niewielką ilością   sodu.  Ale  sodu  pozostało  niewiele.  Więc  wówczas  komórki  te wychwytują potas i enzymy oksydacyjne i giną same przez się. Musicie Państwo sobie  uświadomić,  że  komórki  rakowe  egzystują  zasadniczo  na procesach fermentacyjnych,  podczas gdy potas i enzymy oksydacyjne wprowadzają procesy utleniania.  A  to  jest  właśnie sytuacja, w której możemy niszczyć komórki nowotworowe, gdyż odbieramy im warunki niezbędne do życia.

   Lecz  teraz  mamy  do  czynienia  z masą martwych komórek w organiźmie, w krwiobiegu  -  i  gdziekolwiek  by nie były, muszą zostać usunięte. A to nie jest  takie łatwe! Komórki dojrzałe [? raczej: morfologicznie niedojrzałe, chodzi o komórki nowotworowe]  bardzo odbiegają od normy. Dużo łatwiej je zniszczyć niż inne, niedojrzałe   komórki,   nie   tak   dobrze  rozwinięte  [chodzi  o  komórki nienowotworowe,  pod  względem  dojrzałości  powinny  raczej  być  określone przeciwnie.]  A inne komórki rakowe znajdują się w naczyniach limfatycznych.

Naczynia  te  są zablokowane z obu stron przez komórki nowotworowe. Krew ani chłonka  nie  może się do nich dostać. Komórki rakowe znajdują się w węzłach chłonnych. Są tam ukryte, chronione przed normalnym krążeniem. Nie jest więc łatwo  do  nich  dotrzeć.  Najpierw  jest  tylko  duża masa zabitych komórek nowotworowych. Ale ta martwa masa musi zostać zresorbowana, gdzie by się nie znajdowała  -  czy w macicy, czy w nerce, czy w płucu, czy w mózgu - musi to zostać wchłonięte. Ta resorpcja jest możliwa tylko drogą krwiobiegu. Nazywam to  "trawieniem  pozajelitowym".  Trawienie  jelitowe  zachodzi w przewodzie pokarmowym.  Trawienie  pozajelitowe  ma  miejsce poza przewodem pokarmowym, przez krwiobieg. Staje się więc ważne, by prowadzić ciągłe odtruwanie, dniem i  nocą,  aby  maksymalnie  podwyższyć  trawienie jelitowe, nawet do poziomu "nadczynności". Jak można to zrobić?

   Stwierdziłem,  że  aby  doprowadzić  funkcję  trawienia pozajelitowego do maksymalnie  wysokiego  poziomu, konieczne jest zacząć od gleby. Nasza gleba musi  być  normalna, nie należy używać nawozów sztucznych, trucizn, oprysków które wchodzą do gleby i zatruwają ją. Cokolwiek wyrasta na zatrutej glebie, ma  w  sobie także truciznę. A to jest naszym pożywieniem, naszymi owocami i jarzynami. Jestem przekonany, że gleba jest naszym metabolizmem zewnętrznym. Naprawdę nie jest ona tak daleko oddalona od naszych organizmów. Zależymy od niej. Lecz nasze współczesne pożywienie, "normalne" pożywienie, które ludzie jedzą,   jest   butelkowane,   zatrute,   puszkowane,   sztucznie  barwione, sproszkowane,  mrożone,  zanurzane  w  kwasach,  opryskiwane - wcale już nie "normalne".  Nie  mamy  już  żywego,  normalnego pożywienia, nasze pokarmy i napoje  są  masą  martwego, zatrutego materiału, a nie można wyleczyć ciężko chorego  człowieka,  wprowadzając  do  jego  organizmu  trucizny. Nie możemy odtruć   naszych   organizmów,   gdy   wprowadzamy  trucizny  poprzez  nasze pożywienie,  co  jest jedną z przyczyn tak wielkiego wzrostu zachorowań na raka.  Miło  jest  zaoszczędzić  czas  na  gotowaniu,  lecz konsekwencje są straszne.  Trzydzieści  lub  pięćdziesiąt  lat  temu  rak  był chorobą wieku starczego.  Zachorowywali tylko starsi ludzie, których wątroba nie pracowała już  dobrze - była zużyta. Dostawali oni raka, gdy mieli 60 do 70 lat, a rak był  rzadką chorobą. Wszyscy o tym wiedzą. A teraz co czwarty, a nawet coraz bardziej  co  trzeci  umiera  na raka. Obecnie w drugim pokoleniu jest nawet gorzej. Biedne dzieci coraz częściej zachorowują na białaczkę. Nie ma kraju, gdzie  białaczki występują tak często, jak w USA, w żadnym kraju na świecie. To jest nasza wina. Lody są robione z cukru inwertowanego. Coca-Cola zawiera kwas fosforowy. Czy to dziwne, że dzieci zapadają na choroby zwyrodnieniowe?

Te rzeczy stanowią nasz metabolizm zewnętrzny.

   Teraz  rozważmy nasz przewód pokarmowy. Jako część przewodu pokarmowego, najważniejszą  sprawą  jest,  iż  przywracamy  czynność  wątroby  - tkankę i czynność   wątroby.  Jest  to  bardzo  trudne  zadanie.  Podajemy  pacjentom (włączając  również  chorych  na  gruźlicę) wątrobę w iniekcjach, a ponieważ większość  z  tych pacjentów wymaga wzrostu czerwonych ciałek krwi, dodajemy trochę witaminy B12. Otrzymują oni 3 cm3 surowego wyciągu z wątroby razem ze 100  mikrogramów witaminy B12. Ponadto gdy stwierdziłem, iż nasze owoce i warzywa nie mają   już   normalnej   zawartości   potasu   i   niewystarczająco  enzymów utleniających, poszukiwałem najlepszego źródła potasu i najlepszego dostawcy enzymów  utleniających.  Stwierdziłem,  że  jest to wątroba cielęca. Ale nie możemy  dawać pacjentowi wątroby cielęcej, gdyż zawiera zbyt dużo tłuszczu i cholesterolu.  Jak  Państwo  wiedzą,  tłuszczu  i  olejów nie można podawać.

Dlatego  podajemy  tym  pacjentom  świeżo  wyciskany sok z wątroby cielęcej, przygotowywany w specjalny sposób z równą częścią marchwi. Samej wątroby nie można  wyciskać. Aby otrzymać jedną szklankę 200 cm3 świeżego soku, bierzemy 1/2  funta (ok. 0,23 kg) świeżej wątroby cielęcej (nie mrożonej) i 1/2 funta marchwi.  Pacjenci,  dalece  zaawansowane przypadki, otrzymują dwie szklanki dziennie, nawet trzy szklanki, i im to smakuje!

   Wszystko  to  czynimy,  usiłując  przywrócić  trawienie jelitowe. Gdy ono działa,   wówczas   dodajemy   sok   żołądkowy   (Acidol   Pepsin  [tabletki rozpuszczalne  w wodzie]) i dodajemy pankreatynę niepowlekaną. Pacjent chory na  raka  nie jest w stanie strawić pankreatyny powlekanej. Pankreatyna jest podawana  pięć  razy  dziennie  po  trzy  tabletki. Tak więc pacjenci mają w swoich  organizmach  mnóstwo trypsyny, pepsyny, lipazy i diastazy. Krew może to unosić i trawić masy guza, gdzie by się nie znajdowały.

   Teraz,  ponieważ  mój  czas  się kończy, powinienem powiedzieć Państwu co robimy,  by  udowodnić, iż nasza terapia naprawdę jest skuteczna w przypadku raka [13, 14]. Punkt pierwszy, wyniki. Myślę, że mogę twierdzić, że mam, nawet w  tych  dalece  zaawansowanych przypadkach, 50 % wyników. Prawdziwy problem powstaje,  gdy nie możemy odtworzyć wątroby. Wtedy nie ma nadziei. Wątroba - odtworzenie  wątroby  i  jej  czynności  -  są  tak  ważne,  że  niektórzy z pacjentów,  których  wątroby  nie  mogą  być  odtworzone,  umierają  w sześć miesięcy  do 2 1/2 roku później z powodu marskości wątroby. Sekcje zwłok nie wykazują komórek rakowych w  organizmie.  Chorzy  nie  umierają  na raka. Umierają na marskość wątroby. Odkąd podaję więcej soku z wątroby oraz podaję więcej  na  pobudzenie  trawienia  pozajelitowego, takie przypadki marskości wątroby są rzadkie.

   Myślę, że mógłbym jeszcze bardzo dużo zrobić dla polepszenia wyników. Nie chcę  wchodzić  w problemy, z którymi pacjenci mają do czynienia po powrocie do  domu,  gdy  lekarz  rodzinny  mówi  im, że nie muszą "jeść tej paszy dla krów".  Albo  gdy  rodzina  sądzi,  że  nie jest w stanie przeprowadzić tego leczenia,  gdyż  wymaga to zbyt wiele pracy, ponieważ na odtworzenie wątroby potrzeba roku do półtora. Komórki wątrobowe odnawiają się w cztery do pięciu tygodni,  pięć  do  sześciu tygodni u starszych pacjentów. By odtworzyć taką wątrobę,  potrzebujemy  12 do 15 nowych pokoleń komórek wątrobowych. Daje to 1,5 roku. Ale nauczyłem się, że najważniejszą częścią tej terapii jest danie pacjentowi nowej, funkcjonującej wątroby.

...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leborskikf.pev.pl
  •